Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Na te i inne pytania odpowie dr Mateusz Krawczyk – biblista, wykładowca na studiach podyplomowych UKSW, korektor czasopisma Collectanea Theologica, dyrektor Szkoły języków biblijnych Lingua Sacra przy Bractwie Słowa Bożego i nauczyciel w liceum.
Aleteia: Skąd wiemy, że Maryja rzeczywiście była dziewicą?
Dr Mateusz Krawczyk: Wolałbym inaczej postawić to pytanie. Pytanie o wiedzę kojarzy nam się raczej z naukami przyrodniczymi i ścisłymi, czyli tymi, w których można empirycznie coś potwierdzić. W teologii poruszamy się w sferze nauk humanistycznych. Zamiast „wiemy”, lepiej powiedzieć – „wierzymy”, że Maryja była dziewicą przed, w trakcie i po porodzie.
Wiara człowieka oczywiście ma z wiedzą wiele wspólnego – rozwija się, dojrzewa na poszczególnych etapach rozwoju duchowego człowieka, aż do momentu, w którym może przejść w coś niemal pewnego, w wiedzę.
Skąd zatem pochodzi wiara w dziewictwo Maryi?
To Kościół podaje nam tę prawdę do wiary. To chyba najprostsza odpowiedź. Nie mamy na to żadnych dowodów empirycznych i nigdy mieć nie będziemy. Rozumowanie Kościoła opiera się na głębokim namyśle nad tajemnicą wcielenia Boga.
Ta refleksja wychodzi od Pisma Świętego, od fragmentu z Ewangelii wg św. Łukasza, w którym czytamy, że archanioł Gabriel przyszedł do dziewicy. Autor Ewangelii użyje tam greckiego słowa παρθένος (gr. parthenos) oznaczającego dziewicę, które może być nam znane choćby z mitologii lub historii, gdzie była mowa o Atenie, która nosiła ten przydomek.
Jeśli sprawdzimy znaczenie tego słowa w klasycznym już, ale wciąż niezastąpionym, leksykonie Liddella–Scotta (A Greek-English Lexicon; dostępny za darmo online np. za pośrednictwem portalu Perseus Digital Library), okaże się, że „parthenos” oznacza nie tylko dziewicę, ale też po prostu młodą dziewczynę, która niekoniecznie musi być dziewicą.
Znamy takie wykorzystanie słowa choćby przez Homera, Arystofanesa czy Sofoklesa, ale też w Biblii Greckiej. Później tego samego terminu chrześcijaństwo zaczęło używać jako określenia Maryi. Musimy się tu odwołać do słynnego proroctwa z Izajasza: „Oto panna pocznie i porodzi syna” (Iz 7,14), które zacytuje ewangelista Mateusz (zob. Mt 1,23). Izajasz używa tu hebrajskiego słowa עַלְמָה (hbr. alma), które – podobnie jak grecki termin – oznacza młodą kobietę, ale niekoniecznie dziewicę.
Septuaginta, czyli grecki przekład Biblii Hebrajskiej wykonany przez Żydów w Aleksandrii w III-II w. przed Chr., tłumaczy to słowo jako „parthenos”. Jeśli zatrzymamy się tylko na znaczeniu słownikowym, to „alma” oraz „parthenos” nie muszą oznaczać dziewicy. Nie muszą, ale w przypadku Maryi będą!
Jak to się dokona?
Na to słowo użyte przez ewangelistów Mateusza i Łukasza trzeba spojrzeć w kontekście całości ich dzieł literackich. W obydwu ewangeliach słowo „parthenos” odnosi się praktycznie tylko do Maryi (u Mt użyte zostało jeszcze tylko w przypowieści o pannach mądrych i głupich) i staje się tym samym niejako imieniem własnym Matki Bożej, szczególnym tytułem zarezerwowanym tylko dla Niej.
Może to stanowić dla nas argument, że pisarze nowotestamentowi nie piszą o „młodej kobiecie”, ale właśnie o „Dziewicy” – i to wielką literą.
To tylko jeden argument egzegetyczny. Można ich znaleźć więcej. Trzeba natomiast podkreślić, że wiara Kościoła w dziewictwo Maryi rozpoczyna się od namysłu teologów pierwszych wieków chrześcijaństwa nad misterium Wcielenia – od refleksji (opartej również na Piśmie Świętym) nad tym, w jaki sposób Bóg może wejść w nasz świat w ciele w sposób godny i nieskalany.
A może to zrobić dzięki Maryi – Przeczystej Dziewicy przed, w trakcie i po porodzie Jezusa (słynna formuła: ante partum, in partu, post partum virgo). Potwierdzą to orzeczenia dogmatyczne soborów Chalcedońskiego (451 r.), Konstantynopolitańskiego (553 r.) czy też Laterańskiego (649 r.), żeby wymienić tylko kilka z nich.
Rodzi się tu jednak pytanie, wynikające z wiedzy biologicznej, czy Maryja nie straciła dziewictwa podczas porodu.
Takie pytanie pojawiło się już w starożytności! Próbą odpowiedzi na nie może być np. apokryficzna Protoewangelia Jakuba. W sposób piękny, niesamowicie symboliczny i wprost naszpikowany odniesieniami do Starego i Nowego Testamentu opisuje, jak Maryja urodziła Jezusa.
Pewna kobieta wchodzi do groty, gdzie znajduje się Maryja i widzi, że wszystko spowija „ciemna chmura, która ocieniła jaskinię” (ProtEwJk 19.2) – to starotestamentowy symbol Bożej obecności. Nagle pojawia się oślepiająca jasność – „wielkie światło” (por. np. Mt 4,16) – a gdy ono znika, obok Maryi leży już mały Jezus.
Autor apokryfu nie pokazuje tak naprawdę, jak przyszedł na świat Jezus. Podobnie ewangeliści: piszą po prostu, że Maryja porodziła Jezusa, owinęła go w pieluszki i złożyła w żłobie. Nie ma tu mowy o tym, czy cierpiała, o krzyku bólu, o płaczu Jezusa. Ewangeliści nie skupiają się na tym.
Jaki jest sens dziewictwa Maryi? Czy chodzi tylko o jego wymiar biologiczny?
Wspominana już Protoewangelia Jakuba mówi nam sporo o dzieciństwie Maryi, o tym, że od początku była bez skazy, poświęcona Bogu, wychowywana w Świątyni i gotowa poddać się Bożej woli. Dziewictwo fizyczne Maryi, w które wierzymy, jest znakiem tego oddania, symbolem poświęcenia się dla Boga.
Ale to dziewictwo sięga o wiele dalej niż sama cielesność, jest dziewictwem duchowym, moralnym, psychologicznym. Maryja staje się w ten sposób wzorem dla wszystkich wierzących – zarówno osób konsekrowanych, jak i świeckich – jak należy żyć w czystości, która jest dużo głębsza niż brak współżycia fizycznego.
Czy ukazanie cudownego sposobu narodzenia Jezusa, jak czyni to Protoewangelia Jakuba, nie sugeruje, że rozwój płodowy Jezusa był inny niż każdego człowieka?
Jeśli wierzymy, że Jezus rzeczywiście pochodzi od Maryi, to nie jest tak, że pojawił się w jej łonie niezależnie od niej, że w jej macicy – proszę wybaczyć bezpośredniość – został wszczepiony uformowany płód, dziecko z Ducha Świętego. Wtedy Maryja byłaby kimś na kształt matki zastępczej, surogatki, a wtedy nie moglibyśmy przecież mówić o pochodzeniu z rodu Dawida, prawda?
Maryja jest rzeczywistą Matką Jezusa, choć dziewicą, zaś Jezus jest prawdziwym człowiekiem, choć Bogiem, i dlatego w brzuchu rozwija się normalnie, jak każde dziecko. Z jedną jedyną różnicą – nie nosi w sobie grzechu pierworodnego. Tu bardziej jest podobny do swojej Mamy niż do nas.
Czy Matka Boża miała zatem mdłości w czasie ciąży?
Jeśli Jezus rozwijał się normalnie, jak każdy człowiek w łonie swej mamy, to możemy przypuszczać, że Maryja odczuwała wszystkie dolegliwości związane z ciążą! Zdecydowana większość, jeśli nie wszystkie kobiety, w ciąży cierpi z powodu mdłości, zatem mogło to spotkać także Maryję.
Możliwe jest zatem, że Maryja cierpiała w czasie porodu?
Zauważ, że ewangeliści nie skupiają się na tej sprawie. Marek, który najprawdopodobniej spisuje to, co opowiedział mu św. Piotr, w ogóle nie odnosi się do dzieciństwa Jezusa. Jego nauczyciel, głowa pierwszego Kościoła, to twardy rybak. Nie roztkliwia się nad Dzieciątkiem. Poznał Jezusa, który ucisza burzę na jeziorze, który oczyszcza świątynię i umiera na krzyżu. To jest dla niego ważne, a nie to, czy Maryja cierpiała przy porodzie lub czy miała mdłości.
Co do samego cierpienia przy porodzie, to Kościół stwierdzi np. w prefacji formularza mszy świętej „Najświętsza Maryja Panna pod krzyżem Pana (II)”: „ta, która rodząc Syna nie doznała cierpienia, odradzając nas dla Ciebie zniosła ciężkie boleści”. Nawet jeśli Maryja doznała łaski bezbolesnego porodu Jezusa, to jej zrodzenie Kościoła pod krzyżem – „poród” nas wszystkich, bo stała się tam naszą Matką – było okupione cierpieniem niewyobrażalnym, w którym łączy się z każdą cierpiącą matką świata. Nie ma jednak dogmatu, który stwierdza, że jej poród był bezbolesny.
A kto przeciął pępowinę małego Jezusa? Czy oprócz Józefa ktoś był obecny podczas Jego porodu?
Ponownie nie znajdziemy o tym żadnej wzmianki w Ewangeliach. Na pewno Józef był obecny przy Maryi i cały czas otaczał ją opieką. Widzimy to dobrze we fragmentach mówiących o ucieczce do Egiptu: gdy tylko dostaje ostrzeżenie, od razu zabiera swoją żonę i Jezusa i ratuje ich życie uciekając z Palestyny. Czy był jednak obecny przy samym porodzie? A może nie wytrzymał presji i uciekł, słysząc krzyki bólu Maryi (jeśli takie były)? Wchodzimy tutaj w dość dziwne spekulacje…
W tamtych czasach przy porodach asystowały doświadczone kobiety, akuszerki. Apokryf Protoewangelia Jakuba opowiada, że Józef przyprowadza taką położną do Maryi będącej w jaskini – tutaj następuje wspomniany wcześniej opis obłoku i światła. Później ma miejsce jeszcze ciekawszy epizod: inna kobieta, Salome, nie wierzy, że Maryja zachowała dziewictwo.
Podczas, mówiąc dzisiejszym językiem, badania ginekologicznego, które przeprowadza Salome, jej ręka usycha – jest to kara za niewiarę. Jednak przytulenie Dzieciątka Jezus uzdrawia ją. Nie jest to jednak tekst natchniony, a jedynie świadectwo pytań, jakie zadawali sobie chrześcijanie pierwotnego Kościoła i prób odpowiedzi na nie.
Pamiętajmy jednak, że istotą Bożego Narodzenia jest wcielenie Boga. To z refleksji nad Logosem Wcielonym pochodzi namysł nad wiecznym dziewictwem Maryi czy Jej niepokalanym poczęciem. U początku wszelkiej refleksji teologicznej jest Chrystus i Jego dzieło zbawcze: wcielenie, śmierć i zmartwychwstanie. To, czy Jego Matka cierpiała, miała mdłości oraz czy Józef był przy porodzie, pozostaje sprawą drugorzędną.