Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Po 23 latach Marta Przybyła poszła ponownie do kościoła. Patrzyła się w złotą szafkę, z której ksiądz wyjął białe kółko. Poczuła doświadczenie Bożej miłości, serce biło jak oszalałe, a jej twarz zalała się łzami. Miała wtedy 30 lat i przeżyła swoją pierwszą adorację.
– Doświadczyłam ogromnej miłości! W całym ciele czułam ogromny żar, dostałam drgawek i zalałam się łzami. Przez kilka godzin nie byłam w stanie mówić i nie potrafiłam tego stanu opisać – mówi Aletei.
Anna Gębalska-Berekets: Byłaś buntowniczą i zadeklarowaną ateistką, plującą jadem i pozbawioną empatii.
Marta Przybyła: Zły duch bazuje na zranieniach, a ja w przeszłości pootwierałam mu wszystkie możliwe furtki. Pochodzę z domu bardzo ubogiego, gdzie były wciąż różne problemy. Nigdy nie czułam się akceptowana przez rówieśników, właśnie z racji tej biedy. Zaczęłam więc szukać potwierdzenia swojej wartości i obiecałam sobie, że od teraz będę buntowniczką. Płakałam przez innych, więc stwierdziłam, że odtąd wszyscy będą płakać przeze mnie. Będę twarda i to ja będę górą! Od tego zaczęła się moja fascynacja muzyką metalową, okultyzmem, spirytyzmem, demonologią.
Chodziłaś ubrana na czarno, słuchałaś satanistycznych piosenek, byłaś zwolenniczką aborcji i eutanazji. Do tego doszła depresja i myśli samobójcze.
Pierwsze furtki złemu duchowi zaczęłam otwierać w gimnazjum. Pamiętam, że na początku liceum zaczęły się pojawiać u mnie myśli samobójcze i to było takie doświadczenie ciemności, że nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Szukałam pomocy u psychiatrów. Brałam kolejne tabletki, które w ogóle mi nie pomagały. Szukałam porad u wróżek, ubierałam się na czarno, czytałam senniki. Tak leczyłam swoje niedowartościowanie. Nienawidziłam dzieci, przyjmowałam tabletki antykoncepcyjne i powtarzałam, że jeśli zajdę kiedyś w ciążę, to ją usunę.
Całości dopełniał alkohol i relacje z mężczyznami.
Tak. Niestety szukałam potwierdzenia własnej wartości w męskich spojrzeniach. Na początku przychodziło ukojenie, a potem płakałam godzinami w poduszkę. Nie wiedziałam, jakiej miłości tak naprawdę potrzebuję.
Postanowiłaś ostatecznie pożegnać się z Kościołem i dokonać aktu apostazji.
Żyłam sobie w tym swoim mrocznym światku, aż przyszedł moment, że zaczęłam szukać informacji o apostazji. Bałam się, że jak umrę, to będę miała katolicki pogrzeb, chociaż w moim przypadku było to mało prawdopodobne. Chciałam oficjalnie wypisać się z Kościoła katolickiego. Katolicy kojarzyli mi się z nieudacznikami. Rodzina mojego ostatniego partnera była bardzo religijna. Uczęszczali na msze święte z modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała. Podczas wspólnych spotkań opowiadali o doświadczaniu Bożej miłości. Zastanawiałam się, co oni biorą, bo zachowywali się jak naćpani. Pięknie mówili o Bogu. Po którymś spotkaniu dałam się namówić, aby wraz z nimi pójść do kościoła.
Pierwsza adoracja w wieku 30 lat
Po 23 latach!
Ostatni kontakt z kościołem miałam podczas Pierwszej Komunii Świętej. Wtedy chodziłam na lekcje religii, ale nic z tego nie rozumiałam. Dla tak małych dzieci autorytetami, także w wierze, są rodzice. U mnie tak nie było. Słuchałam rozmów o "czarnej mafii" i księżach uosabiających same złe zachowania i wady.
Weszłaś do tego drewnianego kościoła i co?
Całą Eucharystię przesiedziałam. Zaczęła się adoracja, a ja nie miałam pojęcia, co się wokół mnie dzieje. Nie miałam nic lepszego do zrobienia, więc siedziałam z założonymi rękami i wpatrywałam się w złotą szafkę, z której ksiądz wyjmował białe kółko.
I nastąpił moment, który rozwalił twoje serce na kawałki!
Doświadczyłam ogromnej miłości! W całym ciele czułam ogromny żar, dostałam drgawek i zalałam się łzami. Przez kilka godzin nie byłam w stanie mówić i nie potrafiłam tego stanu opisać.
Tak zaczął się proces twojej przemiany?
Zacząłem uczęszczać na Eucharystię. Zapragnęłam się wyspowiadać. Po 23 latach nawet nie wiedziałam, od czego zacząć. Duch Święty przypominał mi takie rzeczy, które sprawiły, że byłam w szoku. Potem był sakrament bierzmowania, do którego nie przystąpiłam w szkole. Za patronkę obrałam sobie św. Faustynę.
Pierwsza adoracja w wieku 30 lat, doświadczenie Bożej miłości, spowiedź, budowanie relacji z Bogiem. Ale nie było tak łatwo, bo rozpoczęła się duchowa walka, a zły duch nie odpuszczał!
Budziłam się w nocy, miałam paraliże senne, problemy z przyjmowaniem Komunii Świętej.
To znaczy?
Połknęłam rozpuszczoną hostię i po chwili czułam, że wraca przez przełyk ostra jak nóż. Słyszałam warczenie psa w mieszkaniu, chociaż nie mam zwierząt. Czułam zapach spalenizny, a kiedy zapalałam egzorcyzmowane świecie, to ktoś je zdmuchiwał. Doświadczyłam drugiej rzeczywistości i nie mam wątpliwości, że ona istnieje.
Z luksusowego butiku do DPS-u
Przypomniała ci się twoja babcia Maria.
Zaczęły do mnie powracać obrazy z przeszłości, kiedy to widziałam, jak moja babcia modliła się na różańcu. Kiedy była już schorowana, budziła się i dotykała rękami szafki, sprawdzając, czy jej różaniec leży na swoim miejscu. Zmarła, jak miałam ok. 7 lat. Nie pamiętam, aby ze mną kiedykolwiek na ten temat rozmawiała. Nie mieszkałyśmy razem, raz w tygodniu się widywałyśmy, ale zachował się w mojej pamięci ten widok paciorków między jej palcami. Ona modliła się o moje nawrócenie.
Podjęłaś poważną decyzję o zmianie pracy. Z luksusowego butiku trafiłaś do DPS-u.
Pracowałam w różnych branżach. Sprzedawałam ekskluzywne buty, zegarki, perfumy. Przez lata tułałam się między butikami. Zdałam sobie jednak sprawę, że ja nie umiem kochać. Takie zawstydzenie przyszło pewnego dnia na modlitwie. Prosiłam Boga, aby dał mi serce nowe, a zabrał to z kamienia.
I modliłaś się o "Bożą pracę".
Spotkałam swoją znajomą ze wspólnoty charyzmatycznej, która zatrudniła się u sióstr serafitek, które prowadziły Dom Pomocy Społecznej. Powiedziała mi, że brakuje tam osoby do pracy.
W DPS-ie za najniższą krajową nikt nie chce pracować.
Przekroczyłam próg budynku i doznałam szoku. Były tam kobiety poruszające się na wózkach, z czterokończynowym porażeniem mózgowym. Przez kilka dni chodziłam bez śniadania, bo nie byłam w stanie opanować odruchu wymiotnego. Patrzyłam, jak inne osoby zmieniają pampersy. W środku czułam, że nie dam rady i chciałam uciekać. Zostałam zaatakowana przez swoją podopieczną, niewidomą kobietę, która wyczuwała obce osoby i nie tolerowała ich obecności oraz głosu. Podrapała mnie. A ja w sercu słyszałam: "Zostań, Ja cię tu przysłałem". Bóg jest niesamowity, bo moje pierwsze doświadczenie ze śmiercią to było przeprowadzenie właśnie tej Asi na drugą stronę, na spotkanie z Bogiem.
Marta Przybyła: "Bóg zaprosił mnie do czuwania przy umierających"
Potem rozpoczęła się jeszcze bardziej ekstremalna posługa w hospicjum.
Bóg zaprosił mnie do czuwania przy umierających. Dał mi wrażliwość patrzenia na starszych ludzi. Zaczęłam się zastanawiać, jak oni wyglądali w moim wieku, pojawiła się wobec nich czułość.
To tu zrodził się pomysł pisania bloga: "Tu żyje się aż do śmierci". Są konkretne historie, opisy relacji z ludźmi. Która z historii zapadła ci szczególnie w pamięć?
Jeden z rozdziałów książki poświęcam na historie z hospicjum i każda z nich jest tak wyjątkowa, że nie potrafię wybrać jednej. Inspiracją do nazwy bloga była praca w hospicjum. Chciałam pokazać, że to miejsce nie jest umieralnią, ci ludzie mają marzenia, uczucia oraz pragnienia.
Napisałaś też książkę I dam wam serce nowe. To nie tylko twoje świadectwo nawrócenia, ale również opowieść o sensie życia i jego godności.
Jak zaczęłam pracę w DPS-ie i hospicjum, to zawstydziłam się swoją niewdzięcznością wobec Boga.
Co masz na myśli?
Nigdy nie podziękowałam Bogu za to, że widzę, mówię. W hospicjum są osoby, które przez kilka lat nie przyjęły pokarmu, są karmione przez specjalistyczny wężyk. Kiedy weszłam raz do sali, widziałam, jak jedna z kobiet ogląda programy kulinarne. Napisała mi na kartce: "Pani Marto, oglądam te programy, bo ja jem oczami i przypominam sobie, jak smakuje zupa pomidorowa". Sądzę, że gdybyśmy się skupili tak samo na dziękowaniu, jak na narzekaniu, to by nam się żyło znacznie lepiej.
Jak teraz dbasz o swój rozwój duchowy?
Staram się być codziennie na mszy świętej, często jestem też na adoracji. Dbam o codzienność z Bogiem i Maryją, która jest i do "tańca i do różańca".
Doświadczenia Boga i wiary
Doświadczenia dotyczące wiary zapisujesz również w formie wierszy. Ostatnio ukazała się twoja nowa książka. Co tam znajdziemy?
Na pewno jest to poezja niestandardowa. Powiedziałabym, że taka trochę łopatologiczna, bo czytają ją nawet mężczyźni (śmiech). W sposób prosty, ale i nowatorski przekazuję innym moje spojrzenie na świat, na Boga, który jest ze mną w codzienności. Maryja towarzyszyła mi w zmienianiu pampersów w hospicjum, a nie tylko wtedy, gdy klęczałam pobożnie w pierwszej ławce kościoła. Chciałam pokazać, aby nie rozgraniczać czasu na modlitwę i na posługę czy pracę. Modlić się można 24 godziny na dobę.
Wiersze są podzielone na rozdziały.
Pierwszy z nich poświęcony jest doświadczeniom pracy w hospicjum. Podejmuję motyw przemijania, wiary, ale i śmierci. Są też rozdziały mówiące o realnej obecności Boga w Najświętszym Sakramencie. Ale i podejmujące temat nawrócenia i Bożej miłości.
Na okładce książki jest niebieski moherowy beret!
Jestem dumna z tego, że nazywają mnie "katolem" lub "moherem". Jest też skórzana kurtka ramoneska, która symbolizuje taki mój "pazur" i buntowniczość. Nie zamierzam z tego rezygnować, bo myślę, że Bóg pozostawił we mnie te cechy w jakimś celu. Jest też róża, która symbolizuje kobiecość, tę nową, czystą i odzyskaną. Biała róża to też dla mnie symbol Maryi.
Marta wystąpiła w filmie "Powołany":
Jej książki dostępne są TUTAJ.