separateurCreated with Sketch.

Jezus wziął serce Małgorzaty, włożył je do swojego i oddał wypełnione płomieniem miłości

mozaika z Najświętszym Sercem Pana Jezusa i zbliżającą się siostrą wizytką
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Szalona jesteś, tak postępując” – usłyszała od Jezusa. „Panie! Czynię to, aby Ci się podobać, aby zjednać Twoje boskie serce” – odpowiedziała.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Nie chciała się niczym wyróżniać, chciała tyko kochać Boga w ukryciu klasztoru i służyć Mu dniem i nocą. Wszystko, co zwróciło uwagę Kościoła na s. Małgorzatę Marię Alacoque zaczęło się 27 grudnia 1673 r.

Młoda zakonnica – ma wtedy 26 lat, a stażu zakonnego zaledwie dwa - w klasztorze wizytek w Paray-le-Monial, trwa na adoracji Najświętszego Sakramentu i nagle, zamiast białej hostii, widzi Jezusa. A Ten, jak gdyby nigdy nic, pokazuje jej otwartą pierś, a w niej serce pałające wielką miłością do ludzi! Od tego dnia nic już nie było w życiu Małgorzaty takie samo.

Mistyczna wizja Małgorzaty Marii Alacoque

W czasie mistycznej wizji Jezus nie tylko pokazał swoje serce, ale w symbolicznym geście wziął serce Małgorzaty i włożył je do swojego, a następnie oddał, ale już wypełnione płomieniem miłości zaczerpniętym ze swojego Serca…

Rozmawiali. A właściwie On mówił, i Jego serce, od którego Małgorzata nie potrafiła oderwać oczu. Objawienia powtarzały się, w sumie Chrystus przyszedł w sprawie swojego serca aż cztery razy.

„Patrz, ukochana, oto zadatek mojej miłości! Żar, który zapaliłem w twym sercu, nigdy nie zgaśnie. Ranę serca twego zasklepiłem, ale ból jego zatrzymasz; dlatego od tej chwili już nie, jak dotychczas, niewolnicą serca mego, ale uczennicą serca Jezusa nazywać się będziesz” – mówi wtedy Jezus.

Serce Jezusa i serce Małgorzaty

Płomień, który zapłonął w jej piersi, sprawiał ból. Widziała najświętsze serce Jezusa na płomiennym tronie, wysyłające, niby słońce, promienie na wszystkie strony, a zarazem przejrzyste, jakby z kryształu. Widziała ranę zadaną włócznią i serce otoczone cierniową koroną. Na szczycie wznosił się krzyż.

Te znaki cierpienia Chrystusa pokazywały, że Jego miłość ku ludzkości stała się źródłem wszelkiego cierpienia i pogardy, którą od pierwszej chwili wcielenia na siebie przyjął i w najświętszym sercu odczuwał.

Cześć oddawane sercu Jezusa

„Następnie dał mi poznać – pisała Małgorzata – jak pragnienie wzajemnej miłości skłoniło Go do objawienia ludziom swego serca, wraz ze wszystkimi skarbami miłości, miłosierdzia, łaski i świętości, które w sobie zawiera, tak że każdy, ktokolwiek tylko zechce, pełną dłonią może z niego czerpać.

Nadto złożył mi zapewnienie, że osobliwą to będzie dla Niego radością, jeżeli temu sercu cześć składać będą i że wizerunek Jego wszędzie wystawiony być musi, by nieczułe serca ludzkie poruszyć do głębi. Tym, którzy temu sercu cześć oddają, pozwoli obficie uczestniczyć w największych łaskach a na dom, gdzie obraz tego serca szczególną czcią otaczany będzie, przebogate spłyną błogosławieństwa, to nabożeństwo jest bowiem jedną z ostatnich prób Jego miłości, by ludzi do siebie pociągnąć”.

„Patrz, moja córko – powiedział – do jakiego to zadania ciebie wybrałem! Dlatego ci tyle łask wyświadczałem już od najwcześniejszego dzieciństwa. Twoim mistrzem i przewodnikiem sam być chciałem, by cię na moje łaski przygotować; ale za największe dobrodziejstwo to uważaj, żem ci objawił i podarował me serce”.

Miłość gorejąca

Co roku w uroczystość św. Jana powtarzało się to objawienie. Wskazując na swoje serce, Jezus powtarzał: „Pragnę cześć w Najświętszym Sakramencie odbierać, a nie ma nikogo, kto by mnie przez miłość wzajemną choć nieco chciał orzeźwić”.

Mimo tych wizji i spotkań, mimo bólu odczuwanego we własnym sercu, młoda mniszka wcale nie była skłonna do zwierzeń. Jednak na wyraźną prośbę Jezusa zaryzykowała, stanęła przed przełożoną i wyznała prawdę.

Pierwsza reakcja była do przewidzenia – żarty i lekka drwina. Ból, który prawdziwie dokuczał jej w klatce piersiowej doprowadził do choroby, z dnia na dzień stawała się coraz słabsza. Taki stan powracał jeszcze wiele razy, a dolegliwości odnawiały się w każdy pierwszy piątek miesiąca.

Wtedy przed oczami Małgorzaty zjawiało się boskie serce Jezusa, podobne do słońca i zapalało promieniami jej serce.

„Moje boskie serce goreje tak wielką miłością ku ludziom, a zwłaszcza ku tobie, że nie może już powstrzymać w sobie płomieni tej gorącej miłości. Musi je rozlać za twoim pośrednictwem i ukazać się ludziom, by ich ubogacić drogocennymi skarbami, które ci odsłaniam, a które zawierają łaski uświęcające i zbawienne, konieczne, by ich wydobyć z przepaści zatracenia…” – mówił jej Jezus.

Wszystko, by podobać się Jezusowi

Ale ich nadzwyczajna relacja nie zaczęła się w czasie grudniowych objawień. Od pierwszych chwil pobytu w klasztorze Małgorzata robiła wszystko, aby podobać się Jezusowi. 25 sierpnia 1671 r. po obłóczynach pisała:

„Był to dzień moich zaręczyn, który nową władzę nade mną oddał memu Oblubieńcowi, a mnie nałożył zobowiązanie, bym Go wyłącznie i jeszcze goręcej umiłowała. On natomiast, jako Oblubieniec najczulszy, złożył mi to przyrzeczenie, że mi z początku da zakosztować wszelkiej słodyczy, jaka się w miłości ukrywa”.

Kiedy w nowicjacie szukała rady w jaki sposób prowadzić rozmyślanie duchowe, usłyszała od mistrzyni: „Uklęknij przed Najświętszym Sakramentem i stań się jakby płótnem rozpiętym przed malarzem”.

Małgorzata nie ośmieliła się pytać, co to oznaczało, za to usłyszała wyraźnie słowa: „Pójdź tylko, a ja cię pouczę”. Boski Mistrz objawił życzenie, by dusza jej stała się płótnem, na którym On wymaluje główne rysy swojego życia.

Przenajświętsze serce mojego umiłowanego Jezusa

„W najświętszym sercu Jezusa odnajduję wszystko to, czego brak mi w moim ubóstwie, gdyż jest ono pełne miłosierdzia. Nie znalazłam nigdy skuteczniejszego środka na moje strapienia niż przenajświętsze serce mojego umiłowanego Jezusa. W Nim zasypiam bez zmartwień i wypoczywam bez niepokojów. Chorzy i grzesznicy odnajdują w Nim pewne schronienie i spokojnie odpoczywają. Boskie i umiłowane serce jest całą moją nadzieją: jest moją ucieczką. Jego zasługi są dla mnie zbawieniem, życiem i zmartwychwstaniem” – pisała.

Siostra Małgorzata, choć wybrana przez Jezusa do wykonania zadań specjalnych i pewna Jego atencji, na co dzień nie folgowała sobie w niczym. Walczyła z najmniejszymi wadami charakteru, pokonywała z uporem te swoje cechy, które – według niej samej – nie mogły się Jezusowi podobać. Jedną z jej wielkich bolączek był… wstręt do najmniejszego nawet brudu. Brzydziła się niedokładnie umytymi naczyniami, niestarannie oczyszczonymi warzywami, wstręt budził w niej najmniejszy objaw braku higieny.

Wszystko, co robiła, starała się robić z miłością

Skarżyła się Panu Jezusowi, że choć się stara, to często jest niewierna i upada, a On, znając jej delikatność i niechęć do pojawiającego się obrzydzenia, ratował ją przed nią samą.

„Wtedy ten największy skarb mojej duszy przychodził mi z pomocą, jak najlepszy ojciec, wyciągał mi ramiona swojej miłości i mówił: Widzisz sama, że nic nie możesz beze mnie uczynić. Wtedy czułam wdzięczność za tak niewypowiedzianą miłość i zalewałam się łzami wdzięczności wiedząc, że zamiast karcić za grzechy, okazywał mi zbytek miłości” – pisała.

Wszystko, co robiła, starała się robić z miłością, a wobec wad własnych jedyne czym się kierowała, przezwyciężając naturę, to chęć podobania się Jezusowi. „Szalona jesteś, tak postępując” – usłyszała kiedyś od Jezusa. „Panie! Czynię to, aby Ci się podobać, aby zjednać Twoje boskie serce” – odpowiedziała.

Korzystałam z książek:
Listy św. Małgorzaty Marii Alacoque, Kraków 2009
Augustyn Hamon, Żywot św. Małgorzaty Marii Alacoque, Warszawa 1912

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.