Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Pamiętajcie, że nienawiść przychodzi bardzo łatwo. Aby kochać, trzeba wielkiej odwagi. Sposobność, by okazywać miłość, nadarza się każdego dnia – róbcie to szczodrze. Nawet jedna osoba może wiele zmienić” – napisała w swoich wspomnieniach Irena Gut-Opdyke. Zmienić może nawet jedna bardzo młoda osoba – a taką była sama Irena. Jako 17-letnia dziewczyna została wyrwana z kochającej się, bezpiecznej rodziny i wrzucona w sam środek zaskakującej i okrutnej wojny.
Irena Gut-Opdyke
Może wszystko, co zdarzyło się w życiu Ireny Gut-Opdyke, stało się za sprawą… Myszki? Psa, który ciągnął roczną Irenę za pieluchę, aby nie spadła do rzeki ze skarpy, w pobliżu której stał jej rodzinny dom w Kozienicach niedaleko Radomia. Pies uratował malucha, który niepostrzeżenie wybrał się na spacer. „Bóg ma jakieś plany wobec pani córki. Musimy się małej Irenie przyglądać” – powiedział miejscowy proboszcz do matki po tym wydarzeniu.
Dom Gutów, choć często przenoszony ze względu na pracę ojca, architekta i chemika, na Boże Narodzenie zawsze pachniał grzybami, wanilią i cynamonem. Nie tylko w święta rozbrzmiewał śpiewem pięciu sióstr przy fortepianowym akompaniamencie ich ojca. W rodzinie Gutów było ciepło i dobrze. Rodzice byli gorącymi patriotami. Mimo niemiecko brzmiącego nazwiska, byli Polakami i kochali Polskę. Tak też wychowywali swoje córki.
Andrzejkowa wróżba
Przed wybuchem wojny Irena odczuła zmianę nastawienia do Żydów w Kozłowej Górze, 6 km od niemieckiej granicy na Dolnym Śląsku. Przyjechała ze szkoły pielęgniarskiej w Radomiu na pierwsze wakacje do domu.
Gdybyż wiedziała, że sprawdzi się jej andrzejkowa wróżba! Roztopiony wosk uformował się w statek na oceanie, z krzyżem na dziobie. Ale trochę inaczej, niż wtedy pomyślała – że będzie podróżować w jakiejś szlachetnej misji…
„To nie mogłam być ja”
Jej podróż zaczęła się w pierwszych dniach wojny. Z Czerwonym Krzyżem dostała się do Kowna. Tam dowiedziała się, że nie ma już Polski…
Irena szybko dojrzała w pierwszych latach wojny. Spotkała dobrych i złych ludzi. Zgwałcona przez rosyjskich żołnierzy dostała się do rosyjskiej niewoli. Po dwóch latach, gdy tylko stało się to możliwe, dzięki pomocy zaprzyjaźnionych ludzi, wróciła. A właściwie uciekła z rosyjskiego więzienia do Polski.
Po drodze trafiła do obozu i ciężko chorowała. W Radomiu spotkała całą swoją rodzinę. Dotąd nie miała o nich żadnych wiadomości. Rodzinne szczęście nie trwało długo. Ojciec został zabrany przez Niemców. Były im potrzebne jego umiejętności i wiedza w fabryce w Kozłowej Górze. Matka dołączyła do niego z trzema młodszymi siostrami. Najstarsze, Irena i Janina, zostały w Radomiu z ciotką, gdzie pracowały. Irena jeszcze wtedy nie wiedziała, że widzi rodziców po raz ostatni w życiu.
„Nie potrafiłam nie zrobić nic”
Irena w łapance została zabrana w inną część miasta. Do fabryki amunicji. Potem, w wyniku choroby, przeniesiono ją do kantyny oficerskiej w hotelu. Przylegało do niego radomskie getto. Gdy Irena zorientowała się, że tak właśnie jest, w dziurze pod ogrodzeniem zostawiała w pudełku jedzenie. Zawsze znikało.
W hotelu trafiła też na niemieckiego majora Rügemera. Z czasem zabrał ją do willi, w której zamieszkał, jako swoją gospodynię. To było już w Tarnopolu, do którego Irena i Janina musiały wyjechać, gdyż były zapleczem niemieckiego sztabu, w związku z postępującym frontem wschodnim. Irena, której obowiązkiem było dopilnowanie remontu i przygotowanie domu do zamieszkania przez majora, już wtedy wiedziała, że piwnica świetnie nadaje się na kryjówkę dla Żydów, którym pomagała przecież wcześniej.
Zamieszkało tam dziesięć osób. Irena doskonale znała komunikat SS. „Ktokolwiek udzieli pomocy Żydowi, podlega karze śmierci”. „Wiedziałam, że jest to ledwie kropla w oceanie potrzeb, ale nie potrafiłam nie zrobić nic” – napisała po latach.
Gut-Opdyke: Prowadziłam własną akcję
Robiła o wiele więcej. Pomagała także szóstce Żydów ukryć się w lesie. Wciąż ich tam odwiedzała i dowoziła potrzebne rzeczy. Gdy dowódca batalionu SS w Tarnopolu, Rokita, planował akcję „oczyszczania miasta” z Żydów, Irena jeździła na rowerze po mieście i ostrzegała Żydów, by uciekali.
„Ten ciężar muszę znosić sama”
Gdy major Rügemer zorientował się, że w jego willi Irena ukrywa Żydów, zgodził się na to, ale tylko pod takim warunkiem: Irena miała zostać jego kochanką. Tak się stało. „Wiedziałam, że ten ciężar muszę znosić sama. Nigdy nie będę mogła powiedzieć przyjaciołom, jaka jest cena za ich bezpieczeństwo. Nigdy by mi nie pozwolili, abym ją zapłaciła” – napisała.
Irena uratowała życie kobiecie, którą wcześniej przewiozła do lasu. Gdy ta ciężko zachorowała, przywiozła ją do willi majora SS. Kobieta wróciła do zdrowia. Nie zgodziła się też na usunięcie ciąży jednej z młodych Żydówek, które ukrywała w domu majora SS. Z dzieckiem, które się urodziło, Irena spotkała się długo po wojnie.
„Pragnęłam umrzeć”
Gdy Niemcy uciekali z Tarnopola, major Rügemer zabrał Irenę do Kielc i pozwolił jej uciec. Tam wstąpiła do partyzantki i poznała pierwszą wielką miłość swojego życia. Niedługo przed ich ślubem Janek Ridel zginął w czasie akcji partyzantów. Próbowali zdobyć amunicję z niemieckiego transportu. „Pragnęłam umrzeć. Kilka razy wyjmowałam ampułkę z trucizną, którą przechowywałam w portmonetce” – pisze Irena Gut.
Ze złamanym sercem, gdy Armia Czerwona „wyzwoliła” Polskę, próbowała odnaleźć rodzinę. W Krakowie spotkała uratowanych przez siebie Żydów. Wtedy wpadła tam w ręce Sowietów, którzy ją aresztowali za udział w partyzantce. Udało się jej uciec z aresztu. Zaprzyjaźnieni Żydzi pozyskali informacje o jej rodzinie. Dowiedziała się, że ojca zabili hitlerowcy. Dwóm z nich, pijanym, nie ustąpił miejsca na chodniku. Mama i siostry musiały się ukrywać ze względu na jej aresztowanie. Dla ich bezpieczeństwa nie mogła ich szukać.
Przez trzy lata mieszkała w obozie repatriacyjnym. Potem za pośrednictwem ONZ wyjechała do Ameryki. Po raz pierwszy po wojnie odwiedziła Polskę w 1984 r. Wtedy dopiero spotkała się z siostrami: Janiną, Marysią, Władzią i Bronią. Jej mama zmarła zaraz po wojnie. W 1982 r. Instytut Pamięci Yad Vashem uhonorował Janinę Gut-Opdyke odznaczeniem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
„Spotykam się z moją przeszłością”
Na zakończenie swojej książki Irena Gut-Opdyke pisze:
Jej córka, Janina Opdyke-Smith, wspomina: „Pamiętam jej słowa: Nie wiemy, czego życie będzie od nas wymagało, lecz trzeba wierzyć, że zawsze znajdzie się sposób, by godnie je przeżyć. Wciąż ją słyszę: Janino, przede wszystkim reaguj sercem, a nie tylko samym rozumem”.
Irena Gut-Opdyke zmarła 17 maja 2003 r. w Kalifornii.