Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pierwszy piątek miesiąca
Gdy pierwszego września 1939 r. nad ranem na Kraków spadły pierwsze bomby – Niemcy bombardowali miasto w sumie przez cztery dni – dziewiętnastoletni Karol Wojtyła, student polonistyki, nie ukrywał się w domu, ale z racji pierwszego piątku ruszył na mszę do wawelskiej katedry. Z domu przy Tynieckiej 10, gdzie mieszkał z ojcem, miał do świątyni niecałe dwa kilometry.
"Wybuch wojny zmienił w sposób dość zasadniczy sytuację w moim życiu. Urywa się okres studiów polonistycznych i rozpoczyna okres okupacji niemieckiej, w czasie której starałem się najpierw dużo czytać i pisać. Właśnie w tym okresie powstały moje pierwsze młodzieńcze utwory literackie. Aby uchronić się przed wywózką na przymusowe roboty do Niemiec, jesienią roku 1940 zacząłem pracę jako robotnik fizyczny w kamieniołomie, związanym z fabryką chemiczną Solvay" – napisze później.
Ale tego pierwszego dnia rozpoczynającej się sześcioletniej gehenny jeszcze nic nie wie, niczego nie przeczuwa. Idzie na mszę, robi to, co w każdy pierwszy piątek miesiąca.
Przeprowadzka do Krakowa
Na Dębnikach Wojtyłowie mieszkali już od roku. Przyjechali zaraz po wzorowo zdanej przez Karola maturze latem 1938 r., tak, żeby jesienią młody Wojtyła mógł rozpocząć studia polonistyczne na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zamieszkali na Osiedlu Legionowym, w domu należącym do brata Emilii Wojtyłowej, Roberta Kaczorowskiego.
To był niewielki, dwupiętrowy budynek przy ul. Tynieckiej 10. Widoki z okien były piękne, ale ojciec z Karolem mieszkali w przyziemiu, w dwupokojowym mieszkaniu, dość ciemnym i wilgotnym. Znajomi Karola nazwali je później „katakumbami u Wojtyłów”.
Karol nosił się skromnie, a nawet biednie, i był bardzo niewyrobiony towarzysko. Koledzy ze studiów zapamiętali go jako skupionego, oczytanego i zawsze przygotowanego do zajęć. Do kwestii wiary podchodził bardzo poważnie, dbał o formację.
W lutym 1939 r. otrzymał legitymację Sodalicji Mariańskiej Akademików UJ. Należał w niej do dwóch sekcji: charytatywnej i eucharystycznej. W maju – ostatnim maju przed wybuchem wojny – pojechał na studencką pielgrzymkę na Jasną Górę.
Pierwsza wojenna msza
– Poranne naloty na Kraków wywołały popłoch wśród pracowników katedry tak, że nie miał mi kto posłużyć do mszy świętej. Nawinął się Karol, który przyszedł z Dębnik na Wawel do spowiedzi i Komunii Świętej – gdyż był to akurat pierwszy piątek miesiąca, przez młodego polonistę pod względem religijnym pilnie przestrzegany. Utkwiła mi w pamięci ta pierwsza wojenna msza przed ołtarzem Chrystusa Ukrzyżowanego – wśród wycia syren i huku eksplozji – wspominał ks. Figlewicz.
Sam Karol Wojtyła także nosił wspomnienie tego dnia przez resztę życia: – Szczególnie utkwił mi w pamięci dzień 1 września 1939 r. Był to pierwszy piątek miesiąca. Przyszedłem na Wawel, aby się wyspowiadać. Katedra była pusta. To był chyba ostatni raz, kiedy mogłem do niej swobodnie wejść. Została później zamknięta, a Zamek Królewski na Wawelu stał się siedzibą generalnego gubernatora Hansa Franka.
Ksiądz Figlewicz był jedynym kapłanem, który dwa razy w tygodniu mógł odprawić w zamkniętej Katedrze mszę świętą pod nadzorem niemieckich policjantów. W tych trudnych czasach stało się jeszcze bardziej jasne, czym dla ks. Figlewicza była katedra, groby królewskie, ołtarz św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Do końca życia pozostał on wiernym stróżem tego szczególnego sanktuarium Kościoła i Narodu, a mnie nauczył wielkiej miłości do Katedry Wawelskiej, która miała stać się kiedyś moją katedrą biskupią – wspominał.
Życie wojenne
Tamtego pierwszego dnia wojny, po spowiedzi i mszy, Karol wrócił do domu. Okazało się, że lepiej opuścić miasto. Razem z dość słabym już ojcem wyruszył na wojenną tułaczkę. Pieszo doszli aż pod San. Nie wiedzieli, że trzeciego września zamilkł hejnał mariacki, a z Wawelu wywieziono arrasy i Szczerbiec, miecz koronacyjny.
Jednak po kilku dniach wrócili do Krakowa i zaczęli rozglądać się za pracą. O życiu krakowskim tamtych dni pisał Wojtyła w liście do Mieczysława Kotlarczyka, datowanym na połowę września 1939 r., że „upływa na staniu w ogonkach za chlebem, rzadkich ekspedycjach cukrowych i czarnej tęsknicy za węglem”.