separateurCreated with Sketch.

Pandemia, wojna, skandale… Jak nie dać się zdołować w tych trudnych czasach? Radzi o. Paweł Pawlikowski OP

chłopak wśród ruin
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Najpierw pandemia, potem wojna i kolejne skandale z duchownymi w roli głównej. W takich okolicznościach łatwo stracić wiarę. "Od nas zależy, co wybierzemy. Możemy pójść w przygnębienie i lęk o przyszłość albo w relację z żywym Bogiem" – mówi dominikanin o. Paweł Pawlikowski.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Gdy natknęłam się niedawno w Internecie na zdjęcie dominikanina przechadzającego się między zrujnowanymi murami, scena od razu skojarzyła mi się z obecnymi czasami. Najpierw pandemia, potem wojna i kolejne skandale z duchownymi w roli głównej… W takich okolicznościach wielu ludzi traci wiarę. Parafrazując dialog z filmu Rejs: aż się chce wyjść z kościoła.

Jak odbudować te duchowe zniszczenia? Stara fotografia zainspirowała mnie do rozmowy z o. Pawłem Pawlikowskim – duszpasterzem Dominikańskiego Duszpasterstwa Młodzieży SCHRON w Poznaniu. Duchowny, który towarzyszył mistykowi o. Joachimowi Badeniemu w ostatnich chwilach życia i od niego przejął głębię tajemnicy kapłaństwa, mówi o kryzysie i sposobach na wychodzenie z niego. Jest góralem z krwi i kości, wychowanym w tradycyjnej, podhalańskiej rodzinie.

Katarzyna Kamińska: Co robić w takich trudnych okolicznościach? Skupić się na sobie?

O. Paweł Pawlikowski OP: Może nie narcystycznie, ale dostrzegając, że ma się wolną wolę, czyli dar od Boga, dzięki któremu można wybrać, że np. pomimo zła wokół będę czynić dobro.

Czyta ojciec wiadomości? Wszędzie promują zło. Można się całkowicie zdołować…

Staram się czerpać informacje z różnych źródeł, żeby mieć w miarę obiektywny pogląd na sprawy. Trzeba szukać w tym wszystkim prawdy. Prawdy, która ukryta jest głęboko w tych przerażających wiadomościach. Tą prawdą jest obecność Boga przy każdym człowieku, aż do skończenia świata. Tylko człowiek czasem nie chce tej obecności dostrzec, bo woli podążać za popularnym nurtem przygnębienia, lęku, strachu o kolejny dzień. A Bogu na prawdę na nas zależy!

Dlaczego więc Bóg pozwala na zło?

Pytamy, bo chcemy, żeby zainterweniował. Patrzymy na trudne doświadczenia z naszego punktu widzenia. Bóg daje nam wolną wolę – i jak już wspomniałem – dzięki temu możemy zdecydować, by z tego wyjść, zamiast spalać się wewnętrznie i zatapiać się w złości na cały świat. Co możemy zrobić? Szczytem chrześcijaństwa jest modlitwa za tych, którzy nas uciskają i prześladują. Jeżeli z naszych ust nie płynie przekleństwo lecz błogosławieństwo, to stajemy się źródłem światła w tym świecie. W taki sposób możemy przełamać ciemność i zło.

Paweł Pawlikowski OP

Wyznawcy różnych religii mają w sobie przekonanie, że tylko ich wiara jest najlepsza.

Teraz jest dobry moment, by przyjrzeć się sobie. Faryzeusze też byli znawcami Pisma Świętego, i co? Jak widać na ich przykładzie, mieć wiedzę nie znaczy to samo, co żyć zgodnie z tą wiedzą. Kryzys w Kościele w dużej mierze wynika z tego, że są duchowni i wierni, którzy nie wierzą w moc Eucharystii i sakramentów. Nie wierzą, że one mają moc nas przemieniać. Brak wiary w żywego Boga sprawia, że bycie katolikiem staje się tylko formalnością.

Żywy Bóg, czyli kto?

Czyli wzajemna relacja trzech osób: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Pełnia miłości i wzajemnego obdarowywania się. Do tej relacji każdy z nas jest zaproszony, by wejść w tę Ich miłość. Drogę ku Bogu wskazuje żywa osoba Jezusa Chrystusa. On powiedział o sobie, że jest Prawdą, Drogą i Życiem. Jest obecny z nami przez słowa, które znamy z okresu Adwentu: "Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas". To wiara, że w opłatku-hostii jest Jezus. Nie chodzi tylko o tradycję, ale o żywą relację z Bogiem. Kiedy jej nie ma, to jeszcze nie wszystko stracone. Możemy wołać do Niego podobnie jak apostołowie: "Panie Jezu, przymnóż mi wiary!". Uwierzmy, że On istnieje i że nas nie zostawi.

I że nas kocha?

Warto otworzyć na Niego serce. Nie mówię, że od razu coś się zmieni, że będzie "pstryk" i odtąd wszystko będzie w porządku. Trzeba dać sobie czas, być miłosiernym dla siebie i szukać prawdy. Ale też pytać Boga, co chce – tobie konkretnie – powiedzieć przez Słowo albo drugiego człowieka.

Wiara jest trudna, bo Bóg często nas sprawdza i doświadcza.

Nie chodzi o obarczanie nas krzyżem, raczej o wytrwanie. Bycie blisko Boga można porównać do ćwiczeń. Kiedy chcesz dobrze wyglądać, chodzisz na siłownię. Tak samo kochanie kogoś wiąże się zawsze z jakimś trudem, wysiłkiem. Poród też nie jest łatwy, ani późniejsza opieka nad małym dzieckiem. A mimo to rodzic wstaje do niego w nocy. I cieszy się, że mają siebie.

Jak się nie poddać, kiedy coś nam się nie udaje? Zaufać Mu?

Stawać przed Nim w prawdzie – ze łzami, bez udawania, że nic się nie stało. Jak potrzeba pomocy, to iść do psychologa albo psychiatry. I wierzyć, że są różne momenty w życiu. Święty Paweł mówił, że gdyby nie zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, to bez sensu i daremna byłaby nasza wiara.

Jak komuś ktoś bliski umiera, to staram się przy nim być. Towarzyszę. Przypominam, że co niedziela powtarzamy w modlitwie, że wierzymy w świętych obcowanie i zmartwychwstanie. Śmierć to nie jest koniec. Pozostający na ziemi modlą się za tych, którzy odeszli, a tamci modlą się za nas. Czuwają nad nami. Tam nie ma pustki. Oni istnieją! Jezus mówi, że odchodzi do nieba, by przygotować nam tam miejsce, obiecując tym samym, że się tam spotkamy.

Ojciec towarzyszy ludziom w trudnych chwilach.

Nie mam gotowych recept. Na pewno umiem się przyznać, że coś jest trudne lub że czegoś nie wiem. Gdybym tego nie robił, kłamałbym. Stwierdzenie, że potrzebuje się pomocy, wynika z miłości do siebie i bliźniego. Dlaczego w rodzinach jest tyle nieszczęścia? Bo jest pycha. Mąż/żona krzyczą, bo nikt nie chce się przyznać, że się boi. Żadne z nich nie chce stracić autorytetu.

Może dlatego niektórych księży nie da się słuchać. Dominikanie stają się dla wielu osób ostatnią ostoją...

Żyjemy we wspólnotach, mamy klasztory i możemy się dzielić. Każdy robi swoje: jest ekonomem, opatem, ma czas na rozważnie i pisanie kazań. Robimy to, czym żyjemy. Księża mają często dużo na głowie: uczą religii, sprawują liturgię, troszczą się o wygląd kościoła. Wszędzie chodzi o człowieka, nie o etykietkę czy nazewnictwo. Ludzie są różni, ale jesteśmy wspólnotą. Jeden gdzieś nawali, inny zrobi za to kawał dobrej roboty.

Na koniec przekornie… Skąd ojciec wie, że Bóg naprawdę istnieje? Często słyszymy tylko mądre słowa…

To nie są tylko mądre słowa, to jest żywa wiara w Boga.

Jakieś dowody?

Nie nadawałem się na księdza, a tym bardziej na dominikanina. Bardzo słabo się uczyłem, więc chciałem skupić się na pracy w lesie albo na gospodarce. Ledwo z klasy do klasy przechodziłem... Poszedłem jednak za Słowem, bo słyszałem, że tam – przy ołtarzu właśnie – jest moje miejsce. Bardzo się bałem, ale umacniały mnie słowa proroka Jeremiasza: "Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię. I rzekłem, ach Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem! Pan zaś odpowiedział mi: nie mów: jestem młodzieńcem, gdyż pójdziesz, dokądkolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę" (Jr 1,4-7).

Uwierzyłem Bogu, że będzie mówił za mnie. Poprosiłem jednak, by mnie poprowadził, bo sam nie dam rady iść drogą, jaką dla mnie przygotował. Nauczyciele, kiedy dowiedzieli się o moich planach, mówili że to musi być boska interwencja. Nie jestem najlepszym mówcą, nie mam takiego talentu. Jestem słaby i nie udaję mocnego. Zamiast tego każdego dnia proszę Boga, by dał mi siłę.

Jak się ojciec relaksuje?

Jak siedzę przy biurku czy w konfesjonale i się nie ruszam, to zdrowie mi siada. Biegam więc i jeźdzę na rowerze. Pochwalę się, że w te wakacje straciłem prawie 10 kilo. Staram się dbać o sferę duchową, ale też psychiczną i cielesną. Kiedy jest dużo trudnych spraw, to tym bardziej uprawiam sport. Jak z kolei potrzebuję "odreagować" duchowo to idę do kaplicy i wszystko, co się tego dnia wydarzyło: trudne rozmowy, problemy – oddaję Bogu. "Weź to. Nie jestem cudotwórcą, a ludzie przychodzą do mnie z trudnościami, więc ja Ci to oddaję". Modlę się i jestem z Nim. To mi daje siłę, której się nie da opisać słowami. Wychodzę z kościoła czy z kaplicy klasztornej i mogę dalej, z nową siłą: spowiadać, słuchać, służyć chorym i cierpiącym.

Co ojciec czyta poza "zawodowymi", tj. duchowymi lekturami?

Lubię Władcę Pierścieni Tolkiena. Szczególnie upodobałem sobie hobbitów. Niby tacy malutcy, a proszę zauważyć, ile dobrego dzięki nim się dzieje!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!