separateurCreated with Sketch.

Ukraiński śpiewak w oryginalny sposób dziękuje lekarzom za uratowanie życia

ukraiński śpiewak wrócił do zdrowia
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Po tym cudownym powrocie do swojego „poprzedniego dobrego głosu” Ukrainiec przygotował w szpitalu mały koncert, by podziękować w ten sposób za opiekę Bogu, lekarzom, personelowi i swojej matce.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Lekarze z wojskowego ośrodka medycyny zaawansowanej w niemieckim mieście Ulm z powodzeniem usunęli rosyjskie kule z płuc i kończyn 29-letniego ukraińskiego śpiewaka Serhija Iwanczuka i przywrócili mu głos.

Artysta chciał podziękować najpierw Bogu, dlatego na samym początku występu odśpiewał pieśń Ave Maria. Następnie wykonał kilka innych utworów, by w ten sposób podziękować także lekarzom, pielęgniarkom i własnej matce. Historię (w pewnym stopniu cudownego) odzyskania życia i głosu opisała 16 września Erika Solomon – korespondentka dziennika „New York Times” w Niemczech.

"Przez chwilę pomyślałem, że umrę"

Z artykułu wynika, że Ukrainiec studiował we Włoszech śpiew operowy i marzył o występach w nowojorskiej Metropolitan Opera i w mediolańskiej La Scali. Jednakże podczas pobytu w Charkowie najpierw wybuchła tam epidemia, a następnie wojna, i do miasta weszli Rosjanie. Serhij, jako młody mężczyzna w wieku poborowym, nie mógł już ponownie wyjechać za granicę.

Do tragicznego zdarzenia doszło w okolicach Charkowa 10 marca – w 2 tygodnie po wkroczeniu tam wojsk okupacyjnych. Iwanczuk pomagał mieszkańcom bombardowanych domów, zawożąc im swoją 30-letnią ładą lekarstwa i warzywa oraz zabierając uciekinierów.

Owego dnia, gdy wracał do domu, natknął się na patrol rosyjski, który ostrzelał jego samochód. Rosjanie wystrzelili do niego 5 kul, które utkwiły w jego nogach, rękach i płucach. „Przez chwilę pomyślałem, że umrę. Ale dzięki dziwnemu zbiegowi okoliczności tak się nie stało. Obok mnie w samochodzie siedziała lekarka dr Wiktoria Fostorina, której rosyjskie kule już nie dosięgły. Niemal natychmiast udało jej się zabandażować moje rany i tak uratowała mi życie” – wspominał śpiewak. 

Wiara w pomoc Stwórcy

Trzy miesiące spędził potem w szpitalu, podłączony do „różnych rurek”. Obok niego w sali leżeli ciężko ranni żołnierze, którzy niekiedy w nocy budzili się z krzykiem, wyobrażając sobie, że właśnie obok nich wybuchł granat. Sam Iwanczuk też przeżył traumę i obawiał się, że za drzwiami ciągle czają się szpiedzy rosyjscy.

Dużą pomocą była dla niego w tym czasie jego matka Ołena, która codziennie go odwiedzała i dużo modliła się o jego powrót do zdrowia. Zachęcała go, aby nie poddawał się chorobie i depresji. Często mówiła mu, aby „otworzył oczy”, dodając, że „na pewno przeżyje”.

I tak się stało. Losem Iwanczuka zainteresował się inny znany śpiewak operowy, który nagłośnił jego sprawę w mediach. Najpierw rannym zajął się lekarz – wybitny specjalista w swojej dziedzinie. W wyniku przeprowadzonej przezeń operacji, płuca i wątroba chorego zaczęły się goić. Następnie udało się przewieźć rannego do specjalistycznego szpitala wojskowego w Ulmie.

Iwanczukowi pomogła głęboka wiara w „pomoc Stwórcy”, jak sam się wyraził. Po jednej z operacji zdarzył się cud: biorąc prysznic zanucił coś i ze zdziwieniem zauważył, że wraca jego „poprzedni, dobry głos”.

Ukraiński śpiewak dziękuje za uratowanie życia

Operujący go lekarz, prof. Benedikt Friemert w wywiadzie dla nowojorskiej gazety potwierdził „wielką wiarę Ukraińca, który dużo się modlił i grał na organach w czasie różnych nabożeństw w kaplicy szpitalnej”. Zdaniem medyka Iwanczuk ma „pozytywne nastawienie do świata i nigdy nie narzeka, przeciwnie, przez cały czas pobytu w szpitalu był przekonany, że to, co czynił w Charkowie, ratując innych i co w efekcie doprowadziło do jego ran, było właściwe. Wierzył, że będzie mógł nadal wykonywać to, co było ważne w jego życiu, czyli śpiewać”.

Po tym cudownym powrocie do swojego „poprzedniego, dobrego głosu” Ukrainiec przygotował pod koniec sierpnia w szpitalu mały koncert, poprzez który chciał podziękować za opiekę Bogu, lekarzom i personelowi oraz swojej matce, która także przybyła do Niemiec. Zaśpiewał najpierw Ave Maria jako dziękczynienie Matce Bożej, następnie arię z Czarodziejskiego Fletu dla niemieckich lekarzy, pielęgniarek i pozostałych osób ze szpitala oraz dla pacjentów. Wreszcie po ukraińsku wykonał pieśń Dla mojej matki w hołdzie jego mamie.

Dalszą karierą Iwanczuka zainteresowała się ukraińska śpiewaczka operowa Maryna Zubko, która w Ulmie udziela mu lekcji. „Wierzę, że spełnią się także moje marzenia i uda się nam stworzyć nowy program artystyczny, w którym oboje, razem z Iwanczukiem, zaśpiewamy w Metropolitan i w La Scali” – powiedziała. Sam śpiewak też w to wierzy. Powiedział z humorem amerykańskiej dziennikarce, że „za pięć lat na pewno do tego dojdzie, chyba że znowu ktoś zacznie do niego strzelać”.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.