separateurCreated with Sketch.

Walczy na największych ringach świata, ale najcięższy bój stoczył o wierność Bogu. Rozmowa z Grzegorzem “Guśkiem” Białasem z MMA

Grzegorz Białas wierzący zawodnik MMA i trener personalny
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jest zawodnikiem sportów walki MMA, a jednocześnie teologiem i rycerzem Zakonu św. Jana Pawła II. "Przed każdym treningiem i walką modlę się, aby nie stała mi się krzywda i żebym nie stał się powodem czyjegoś nieszczęścia" – mówi sportowiec.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Grzegorz „Gusiek” Białas to znany zawodnik sportów walki MMA (mieszane sztuki walki - przyp.red.), ale też teolog, nauczyciel i rycerz Zakonu św. Jana Pawła II. Na swoim koncie ma wiele sukcesów. Walczy na największych ringach świata, ale kilka lat temu stoczył jeden z najcięższych bojów – walkę o wierność Bogu. Aletei opowiada m.in. o tym, jak sport stał się jego bożkiem i jak do tego doszło, że po wielu latach nawrócił się, postanawiając oddać swoje życie Bogu.

Anna Gębalska-Berekets: Bóg znalazł pana w koszarach wojskowych!

Grzegorz Białas: Chciałem coś zmienić w swoim życiu i zgłosiłem się na ochotnika do wojska. Trafiłem do centrum szkolenia sił powietrznych w Koszalinie. Potrzebowałem nabrać trochę pokory i dystansu do rzeczywistości, a twardy styl życia wojskowego bardzo mnie wtedy pociągał.

Przed złożeniem przysięgi wszyscy szli do kościoła. Wiele osób przyjmowało komunię świętą. Dziwnie się wtedy poczułem, bo zdałem sobie sprawę, że przez wiele lat nie byłem u spowiedzi. Wychowywałem się w katolickiej rodzinie, przystąpiłem do Pierwszej Komunii Świętej, uczęszczałem na zbiórki ministranckie, ale potem odszedłem od Kościoła. Kiedy podczas wypowiadania słów przysięgi powiedziałem: „Tak mi dopomóż Bóg” w moich oczach pojawiły się łzy. W moim sercu coś pękło i pojawiła się refleksja nad życiem doczesnym, ale i wiecznym.

Wcześniej ważniejsze dla pana były treningi sztuki walki, przez co życie zaczęło się powoli sypać.

Moja przygoda ze sztukami walki zaczęła się dość wcześnie, bo miałem wtedy ok. 6-7 lat. Trener wprowadził mnie na salę i poczułem, że to jest fajne miejsce. Pomysł, by systematycznie zacząć trenować sztuki walki Wschodu, pojawił się kilka lat później. Instruktorzy zapewniali mnie, że to tylko sport. Z czasem zauważyłem, że treningi odciągają mnie od Kościoła. Pewnego razu na lekcji religii usłyszałem od katechetki, że filozofia sztuk walki Wschodu jest sprzeczna z pierwszym przykazaniem - „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Nie potraktowałem jednak jej słów całkiem poważnie.

Dlaczego?

Byłem wtedy mało dojrzały, wielu rzeczy nieświadomy. Przestałem w końcu chodzić do kościoła. Spotkania ministranckie też nie były już w centrum moich zainteresowań. Coraz bardziej z kolei angażowałem się w rytuały dalekowschodnie, takie jak: medytacja czy akupunktura.

Sztuki walki Wschodu ważniejsze od Boga

Jak wtedy wyglądała pana relacja z Bogiem?

Zacząłem na pierwszym miejscu stawiać siebie i swoją wygodę. To przyjmowało już formę samouwielbienia. Myślałem, że filozofia dalekowschodnia nie będzie miała wpływu na moje wzrastanie w wierze katolickiej i relacje z Bogiem. Myliłem się. Treningi były najważniejsze. Zacząłem zastanawiać się nawet czy wiara w ogóle ma sens i szukać innych nurtów religijnych.

Modlił się pan w tamtym czasie?

Bardzo rzadko. Jeśli już, to jedynie podstawowymi formułkami. Nie rozumiałem wtedy sensu wypowiadanych przeze mnie słów.

Podczas walki na "duchowym" ringu, poznał pan swoją przyszłą żonę. Jak zaczęła się wasza znajomość?

Poznaliśmy się przez internet. To było 15 lat temu, na portalu dla singli. Taka forma spotkań i komunikacji nie była jeszcze tak popularna jak obecnie (uśmiech). Ludwika spędzała w ten sposób wolny czas, a ja słuchałem online jakiegoś radia z Jamajki. Zakochaliśmy się w sobie od razu.

Walka o małżeństwo

Wzięliście ślub i co było dalej?

Wiarę opieraliśmy bardziej na tradycji niż na relacji z Bogiem. Po odbyciu służby wojskowej w Koszalinie przyjechałem do Warszawy. Świadomie poznawałem wiarę, nawracałem się. Odbyłem spowiedź generalną. Moja żona też się nawracała. Postanowiliśmy modlić się o dar potomstwa.

Ale w naszym małżeństwie zaczęły pojawiać się konflikty. Często już po wyjściu z kościoła tak się kłóciliśmy, że wracaliśmy do domu po dwóch stronach ulicy. Zdałem sobie sprawę, że to diabeł chce zniszczyć naszą małżeńską jedność. Złemu duchowi przeszkadzało, że zaczęliśmy korzystać z sakramentów.

Uświadomiłem sobie, że nie czuję miłości Boga. Trafiłem jednak na kazania o. Augustyna Pelanowskiego, a jego słowa uderzyły mnie prosto w serce. Zdałem sobie sprawę, że przechodzę stan oczyszczenia i dlatego nie czuję tego, że Bóg mnie kocha. To mnie podbudowało. Rozwijałem się w wierze. Nasze relacje małżeńskie też się poprawiły.

Ma pan jakąś receptę dla małżeństw, które przeżywają kryzys w związku?

Największą receptą jest modlitwa małżeńska. A jeśli chodzi o wyjście z kryzysów, to polecam powtarzanie słów przysięgi małżeńskiej. Jak najczęściej, z miłością i nadzieją. Zły duch karmi się nienawiścią, a tylko miłością można pokonać każdego demona.

Rycerz Jana Pawła II

Na spotkanie wspólnoty Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II poszedł pan z ciekawości. To już piąty rok, jak jest pan w tej wspólnocie...

Szukałem wspólnoty męskiej. Któregoś dnia znajomy zaprosił mnie na spotkanie Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II. Poszedłem i zobaczyłem dziwnie ubranych panów - z czego każdy z trochę innej bajki. Zaskakujące, że mimo tych różnic, oni potrafili się razem modlić. Nie byłem jednak do końca przekonany. Przyszły wakacje, a od września spotkania wspólnoty miały być wznowione. Myślałem, że zrezygnuję, a okazało się, że jestem w tym miejscu do dzisiaj.

Co jest najważniejsze dla pana w nauczaniu papieża św. Jana Pawła II?

Przez 27 lat pontyfikatu Ojciec Święty zostawił po sobie naprawdę bardzo wiele dzieł. To był papież rodziny i naszym charyzmatem jest ojcostwo, ale nie tylko fizyczne, także duchowe. Włączamy się w różne dzieła pro-life oraz adopcję dziecka poczętego. Uczestniczymy też w modlitwach za małżonków. Św. Jan Paweł II wiele lat życia poświęcił, aby pokazać mężczyznom drogę Chrystusa, właśnie poprzez rodzinę i powołanie do życia małżeńskiego.

Grzegorz Białas: „Każdy sport da się połączyć z wiarą, o ile nie odciąga nas od Pana Boga”

Sztuki walki zamienił pan na MMA. Czego uczy pana ten sport?

Będąc już bardzo doświadczonym zawodnikiem, wciąż mogę się uczyć czegoś nowego. Sport uczy mnie niesamowitej pokory, ale i wszechstronności. Tego, że wiele elementów można wykorzystać do zdrowego pojmowania rywalizacji. Bez Pana Boga MMA to byłaby zwykła dyscyplina sportowa, polegająca na samodoskonaleniu siebie i własnego „ja”. Natomiast dzięki temu, że stawiam Boga na pierwszym miejscu, to ten sport buduje moją tożsamość – jako mężczyzny i jako wojownika.

Można połączyć tak brutalny sport z wiarą?

Myślę, że każdy sport da się połączyć z wiarą, o ile nie odciąga nas od Pana Boga. Idąc ideą, że wszystko co robimy, robimy na większą chwałę Bożą, traktuję ten sport jako rywalizację, a nie chęć przyłożenia przeciwnikowi. Sport i wiara mają wiele wspólnego – silna wola, nieuleganie pokusom, pokonywanie własnych ograniczeń i słabości.

Jak teraz pan dba o relację z Bogiem?

Staram się walczyć z pokusami i własnymi słabościami. Modlę się codziennie i w ciągu dnia znajduję czas na rozmyślanie o Panu Bogu. Jak tylko czas mi pozwala, staram się chodzić na mszę świętą także w tygodniu. Przyjmuję Komunię świętą, prowadzę życie sakramentalne, przestrzegam Dekalogu. W dbaniu o relację z Bogiem ważne jest, aby nie zapomnieć także o drugim człowieku, ale i o tym, aby po każdym upadku umieć powstać.

Białas: Nie wstydzę się swojej wiary

Modli się pan przed każdą walką?

Zawsze staram się być przed walkami w stanie łaski uświęcającej i przyjąć Komunię świętą w dniu walki, oczywiście, jeśli to jest możliwe. Czasami walczę w takich częściach świata, że ciężko jest znaleźć kościół rzymskokatolicki, dlatego dbam o to przed wyjazdem. Przed walką modlę się słowami modlitwy, której treść trochę zmieniłem.

Może pan ją przytoczyć?

Boże, oczyść mi umysł z wszelkich rozterek i me serce z wszelkich zmartwień, jakie może nieść, żebym mógł jak najlepiej walczyć, wiedząc, że zawsze jesteś przy mnie. Z wielką odwagą, Panie Jezu, witam tę walkę, jak chcesz, żebym do tego podszedł. Trzymaj mnie w pokorze i przypominaj mi, że moja siła pochodzi od Ciebie. I gdy wszystkie oczy są zwrócone na mnie, zwróć ich oczy na chwałę Twojego imienia. Amen.

Jestem świadkiem wiary” - w koszulce z takim napisem staje pan na ringu. Spotyka się pan z hejtem?

Ludzie już się do mnie przyzwyczaili (uśmiech). Najpierw byli w szoku, że można w ogóle w taki sposób przyznawać się do wiary. Z hejtem natomiast spotykam się dość często. Ale tłumaczę sobie to w ten sposób, że ludzie mają prawo pytać i dzielić się wątpliwościami. Podchodzę z pokorą do tego, że mogą mieć inne zdanie. Niektóre rzeczy staram się tłumaczyć, bo wiem, że na temat wiary jest powielanych wiele stereotypów, także dotyczących Kościoła katolickiego. Ostatnio rozmawiałem ze znajomym o spowiedzi. Wiedział, że kończę studia teologiczne i poprosił o wyjaśnienie kilku kwestii. Miałem świadomość, że moje argumenty mogą do niego nie trafić, a jednak podjąłem się tego wyzwania.

I jaki był finał tego wyzwania?

Faktycznie nie przyjął tych argumentów. Natomiast trzymam się tego, o czym mówił sam Pan Jezus. A nauczał, że jeśli do kogoś pójdę, a on posłucha co mam do powiedzenia, to Duch Pański zastąpi na niego. Jeśli natomiast nie będzie temu przychylny, to trzeba strząsnąć proch z butów i odejść, ze świadomością, że swoje się zrobiło.

Jak rozwijać to, co dobre w codzienności?

Warto dostrzegać Boga w codzienności. Księga Mądrości mówi, że tylko głupiec nie pozna Boga w rzeczach stworzonych. Myślę, że powinniśmy dostrzegać Boga też w drugim człowieku. Powinniśmy doceniać i dziękować za to, co mamy i za to, co otrzymujemy. I unikać narzekania. Skupieni na brakach zapominamy, że posiadamy tak wiele. Warto zamienić nawyk narzekania w nawyk działania.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!