Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Sięgam po ratunek - różaniec
Czy napiszesz dla nas tekst o różańcu? Z twoich mediów społecznościowych wnioskuję, że to ważna dla ciebie modlitwa – takiego maila z zapytaniem dostałam kilka dni temu. Gdybym modliła się na nim chociaż w ułamku tyle, co o nim piszę – pomyślałam sobie niemal w tym samym momencie. A z tym to jednak bywa różnie.
Wiadomo jednak, że jak trwoga to do Boga. Kiedy już sama nie umiem poradzić sobie z sytuacją i po raz kolejny dociera do mnie moja bezsilność i że to nie ja jestem Bogiem, sięgam po ratunek - różaniec.
Nowenna i coś w kategorii cudu
Tak się złożyło, że kiedy przyszedł ten mail, właśnie byłam w trakcie nowenny do Maryi Rozwiązującej Węzły. Modliłam się w pewnej dość zagmatwanej i bardzo ważnej sprawie.
Tą nowenną modliłam się już kilka razy w życiu i nigdy mnie nie zawiodła. Nie powinno mnie już nic dziwić.
Mimo to, kiedy kolejny raz dosłownie dzień po zakończeniu nowenny pomoc przyszła z zupełnie niespodziewanej strony - można powiedzieć, że dosłownie spadła z nieba i to z taką siłą, jakby całe niebo wylało deszcz łask - byłam kolejny już raz trochę zaskoczona, trochę niedowierzałam, a przede wszystkim bardzo wdzięczna i wzruszona Bożą dobrocią i troską.
Tak było: dzień po tym, jak skończyłam odmawiać tę nowennę, ratunek przyszedł z nieoczekiwanej strony, a sprawa się po części rozwiązała. Wydarzyło się dla mnie coś w kategorii cudu.
Różaniec to nie czarodziejska różdżka
Jestem ostrożna w pisaniu takich rzeczy. Nie chciałabym tu nikomu wmawiać, że różaniec jest jak czarodziejska różdżka. Wystarczy go wziąć w dłoń, a Bóg wyskakuje jak dżin z lampy spełniając nasze życzenia. Ale fakty są takie, że się modliłam, a cud faktycznie się wydarzył. Po raz kolejny przypomniały mi się słowa: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie.” (1 Tes 5, 16-18).
Bardzo często różaniec widzę w samochodach. Jest jak kompas, sama mam go pod lusterkiem w aucie. Chociaż od patrzenia na niego nic się nie zmienia, jednak nawet spojrzenie przypomina o tym co ważne, pokazuje drogę i przypomina, że w naszej często trudnej i zagmatwanej rzeczywistości nie jesteśmy sami.
Bywa, że staje się znakiem, dzięki któremu nie czujemy się tak osamotnieni, że dzięki niemu krzyżują się czyjeś drogi.
Różaniec połączył je w piękną przyjaźń
Tak było z moją dobrą znajomą i jej koleżanką z pracy. Różaniec połączył je w piękną przyjaźń, a to wszystko w korporacji, w której czuły się osamotnione i - jak twierdzą - nie miałyby przestrzeni i szansy rozmawiać na tematy wiary.
Stało się jednak tak, że jedna z nich miała na dłoni różaniec i przyniosła drugiej umowę do podpisu. Ta druga zauważyła bransoletkę z różańca, kiedy tamta podawała jej dokumenty i zaskoczona uśmiechnęłam się.
Ze zdziwieniem zapytała: „Ty jesteś wierząca?”. Tak dzień po dniu zaczęły rozmawiać, dzielić się swoim doświadczeniem modlitwy i wiary i nawiązała się nić porozumienia. Nie były same w swoim odczuwaniu, przeżywaniu, nagle miały się z kimś podzielić swoimi doświadczeniami wiary, a takie wsparcie jest przecież nieocenione. Spotkały bratnią duszę. Różaniec je połączył.
Jak dobrze, że Bóg nie wysłuchał moich modlitw
Bóg to nie automat do kawy ani bankomat – z tymi słowami opowiedziała mi swoją historię inna koleżanka, której modlitwy nie zostały wysłuchane i może całe szczęście…
Straciła głowę dla swojego chłopaka i latami modliła się gorliwie na różańcu za tego faceta. To był bardzo skomplikowany związek, w którym była krzywdzona, ale zaparła się i postanowiła modlić się tak długo, aż Bóg ją wysłucha. Mówiła za niego codziennie różaniec, prosiła o miłość w ich związku, marzyła, że dzięki modlitwie on się zmieni, pokocha ją tak, jak ona chce i w końcu będą szczęśliwi.
Było jednak tylko gorzej. Po kilku latach modlitw związek rozpadł się z hukiem, a ona wyszła z niego poturbowana i rozczarowana, że modlitwa nie przyniosła efektów. Dopiero wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewała, poznała swojego przyszłego męża. Zakochali się w sobie, wzięli ślub, na którym miałam przyjemność być, a dziś tworzą jedną z najbardziej uroczych i szczęśliwych par, które znam.
Jak dobrze, że Bóg nie wysłuchał tamtych modlitw – powiedziała mi, kiedy spotkałyśmy się na kawie. W miejscu rozczarowania pojawiła się wdzięczność i zaufanie.
Modlitwa naturalna jak oddychanie
Może po tamtej drugiej stronie, kiedy spojrzymy na nasze życie, będziemy dziękować najbardziej właśnie za te modlitwy niewysłuchane? Dopiero wtedy zrozumiemy Jego mądrość i zrozumiemy moc modlitwy, moc różańca?
Przecież tutaj widzimy tylko jakiś wycinek rzeczywistości, a modlitwa dla samej modlitwy jest przywilejem ludzi wielkiej wiary i chyba łaską. Żyć tak, żeby modlitwa różańcowa była naturalna jak oddychanie.
Chyba to niezmiennie porusza mnie najbardziej w podróżach do Medjugorie. Widzę ludzi, dla których różaniec jest czymś naturalnym. Modlitwa, która płynie i ja też w niej się zanurzam. A później wraca codzienność i kolejne sprawy. Znowu łapię za różaniec, bo mam do Boga konkretną prośbę, sprawę do załatwienia. Kogoś trzeba uzdrowić, coś naprawić, uleczyć, sprawę rozwiązać. Znowu jak trwoga, to do Boga.
Największy cud modlitwy
Jest taki fragment w nowennie do Maryi Rozwiązującej Węzły: „Przygotuj moje serce na świętowanie z aniołami łaski, którą mi wypraszasz”.
Bo może w tym wszystkim, w tym chodzeniu z różańcem i „powtarzaniu Zdrowasiek” – jak mówią niektórzy - wcale nie chodzi o cel, o ważne intencje, o modlitwy wysłuchane i niewysłuchane i o cuda takie czy inne, ale o samo bycie w modlitwie, w bliskości z Maryją, o oddanie swoich spraw Bogu z zaufaniem bez żadnych roszczeń i gotowych rozwiązań, w wolności i prawdzie.
Wtedy największym cudem modlitwy staje się to, że ta modlitwa przemienia, otwiera oczy, w niej Maryja uczy innego spojrzenia, łagodności, pokory, ciszy. Przychodzi ze swoim pokojem.
Bez modlitwy znowu ślepnę i nie wiem, dokąd iść. Z nią odzyskuję wzrok i mogę stawiać kolejne kroki, a Maryja prowadzi mnie za rękę jak po sznurze na szlaku w górach, krok po kroku, koralik po koraliku.
Maryja trzyma mnie za rękę
Czasami tu i teraz trudno jest zrozumieć, trudno objąć rozumem to, co od niego większe. Trudno dostrzec kolejny etap drogi schowany za zakrętem. Dopiero po czasie oglądając się wstecz za siebie być może zauważę, że stawiając te małe kroki z różańcem przeszłam pod płaszczem Maryi bezpiecznie nad przepaścią, a Ona cały czas trzymała mnie za rękę.