Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Krzysztof Krawczyk w jednej z piosenek śpiewał: „Chciałem dać coś dobrego, dałem tylko siebie”. O dobrych ludziach, od których wielokrotnie doświadczył pomocy, mówił, że są jak anioły, które Pan Bóg stawia na jego drodze. Sam również chętnie pomagał innym – nie tylko materialnie, ale również duchowo. Niejednokrotnie wspierał bliźnich, zwłaszcza tych, którzy źle się mają.
Poważny wypadek Krzysztofa Krawczyka
W czerwcu 1988 roku piosenkarz miał wypadek samochodowy, w wyniku którego trafił do szpitala. Obrażenia ciała były poważne. Zbite żebra, połamana szczęka…
"Miałem policzki na ramionach. Bliscy mnie nie poznali. Gdy opuchlizna zaczęła schodzić, lekarze zrobili mi operację plastyczno-szczękową" – opowiadał w 2010 roku w programie Niepokonani. Jak sam mówił, zadbała o to pani doktor, która stwierdziła, że artysta nie powinien odstraszać wyglądem.
W szpitalu przyszło mu spędzić sporo czasu. Przez pierwsze miesiące leżał unieruchomiony w łóżku. Personel wstawił mu do sali – przywieziony z jego domu – telewizor, z nadzieją, że oglądanie filmów pomoże piosenkarzowi oderwać się od myśli o tym, co się stało. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę.
"To oglądanie mnie uratowało. To był naprawdę dobry pomysł" – wyznał później.
Filmy, na kasetach video, przynosił piosenkarzowi do szpitala nieznajomy mężczyzna, który prowadził w okolicy wypożyczalnię filmów. Krawczyk nawet nie zdążył mu podziękować. Po latach, w programie Niepokonani, zaapelował: „Jeżeli słucha tego pan, który w latach osiemdziesiątych przynosił mi z wypożyczalni filmy, to chylę głowę i serdecznie panu dziękuję”.
Jak Krawczyk uratował życie 21-latkowi
W szpitalu piosenkarz poznał innego pacjenta, 21-letniego Kazia. Chłopak miał w pracy wypadek. Spadła na niego ciężka, metalowa konstrukcja, która nieodwracalnie uszkodziła mu kręgosłup, skazując tym samym na niepełnosprawność.
Gdy młodzieniec usłyszał od lekarzy, że resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim, załamał się. Nie potrafił zaakceptować tego, co go spotkało. Diagnoza była dla niego ciężarem, z którym nie umiał sobie poradzić.
"Postanowił popełnić samobójstwo. Od kilku dni przestał przyjmować jakiekolwiek pokarmy, nie chciał z nikim rozmawiać. I przyszedł do mnie ks. Krzysztof, który się mną opiekował, i mówi: Krzysiek, ty już wydobrzałeś, ale w sali obok leży facet, który postanowił odebrać sobie życie, odmawiając jedzenia. Idź do niego i zrób coś. Nie wiem, co. Daj mu jakieś nagrania" – wspominał w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem.
Piosenkarz nie mógł, nie potrafiłby przejść obojętnie obok cierpienia drugiego człowieka. Udał się do sali, w której leżał 21-latek. Ten od razu poznał artystę, którego wcześniej widywał jedynie na szklanym ekranie. Na widok piosenkarza ożywił się. Muzyk wręczył mu walkmana, mówiąc, że wybrał dla niego kilka fajnych piosenek. Ściszonym nieco głosem dodał: „Mam też koniaczek ormiański. Pyszny, koledzy mi przywieźli”.
Panowie skosztowali koniaczku przez słomkę. Chwilę później Kazimierz powiedział: „Jedziemy!”. Usiadł na wózku inwalidzkim i ruszył z artystą na korytarz. Gdy zobaczył jadalnię, poprosił, żeby się zatrzymali. Nie jadł przecież od kilku dni.
Piosenkarz ucieszył się na te słowa, a Kazio zjadł tamtego dnia podwójną porcję obiadu. Gdy głód już został zaspokojony, zwrócił się do artysty słowami: „No, fajnie, że cię poznałem!”.
Wzruszające spotkania
Jeszcze tego samego dnia, z inicjatywy Kazia, obaj ścigali się na wózkach inwalidzkich. Radości było co niemiara, chociaż artysta wyścigi przegrał :)
Kolejne dni również spędzali razem. Kazimierz przychodził do sali piosenkarza i wspólnie oglądali filmy, rozmawiali.
Na twarzy 21-latka coraz częściej gościł uśmiech. Spotkanie na swojej drodze Krzysztofa Krawczyka tchnęło w niego życie. Nie chciał już popełniać samobójstwa, ale zaczął myśleć o przyszłości z nadzieją.
Panowie również po wyjściu ze szpitala utrzymywali ze sobą kontakt. Gdy tylko trasa koncertowa wiodła przez miasto, w którym mieszkał Kazimierz, piosenkarz zapraszał go na swój koncert. Za każdym razem były to wzruszające spotkania.
*Źródło: Program „Niepokonani”, TVP 2010.