separateurCreated with Sketch.

Był kucharzem, tańczył breakdance. Wybrał kapłaństwo. „Pan Bóg jest bardzo lojalny”

Katecheta ksiądz Dariusz Kamiński jest z wykształcenia kucharzem, a pasjonuje się tańcem breakdance
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Po tym jak powiedziałem, że chcę pójść za Jezusem, na mojej drodze zaczęło pojawiać sporo fajnych dziewczyn. Pan Bóg wyraźnie pokazywał mi z czego rezygnuję, decydując się na kapłaństwo. Myślę, że to było bardzo fair play z Jego strony.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Katarzyna Szkarpetowska: Do seminarium duchownego wstąpił ksiądz z dyplomem kucharza oraz dość zaawansowanymi umiejętnościami tanecznymi. Przez prawie piętnaście lat tańczył ksiądz breakdance.

Ks. Dariusz Kamiński*: Gotowanie i taniec to ważna część mojego życia. Taniec interesował mnie i cieszył już od najmłodszych lat. Gdy zaczynałem taneczną przygodę, breakdance w naszym kraju dopiero raczkował. Ja i moi koledzy z osiedla tańca uczyliśmy się m.in. z kaset, z filmów zagranicznych, które same w sobie były powiewem świeżości, czymś, po co chciało się sięgnąć. Umiejętności taneczne szlifowałem też w Osiedlowym Domu Kultury „Matecznik” w Rudzie Śląskiej. Wyjazdy, konkursy, zawody taneczne… – piękna sprawa.

Gdy byłem w trzeciej klasie technikum gastronomicznego, Pan Bóg dał o sobie znać. Oczywiście On dawał o sobie znać już wcześniej – przez wiele lat byłem ministrantem, należałem do oazy – ale tak na poważnie o kapłaństwie zacząłem myśleć właśnie w szkole średniej. To wtedy zawierzyłem Jezusowi moje życie, powiedziałem: „Chcę za Tobą pójść”. Pan Bóg okazał się wobec mnie bardzo lojalny.

W czym przejawiała się ta lojalność?

Po tym jak powiedziałem, że chcę pójść za Jezusem, na mojej drodze zaczęło pojawiać sporo fajnych dziewczyn (uśmiech). Odczytałem to w ten sposób, że Pan Bóg wyraźnie pokazywał mi z czego rezygnuję, co zostawiam za sobą, decydując się na kapłaństwo. Myślę, że to było bardzo fair play z Jego strony.

Postanowiłem zaufać temu, co rodziło się w moim sercu – zaufać powołaniu – i wstąpiłem do katowickiego seminarium duchownego. Co ciekawe, w seminarium mieliśmy kółko taneczne, więc nie musiałem rezygnować ze swojej pasji tanecznej. Zresztą, jeśli chodzi o gotowanie – podobnie. Niejednokrotnie zdarza mi się coś upichcić.

Jakie jest księdza popisowe danie?

A to różnie. Lubię kuchnię duńską. Wzięło się to w dużej mierze stąd, że gdy byłem w gastronomiku, szkoła zorganizowała nam dwumiesięczne praktyki w Danii. Sporo się tam nauczyłem. Najlepiej mi wychodzą naleśniki po duńsku, każdy jest ich fanem. Gdyby ktoś miał ochotę skosztować – zapraszam (uśmiech). Jako ciekawostkę zdradzę, że do masy naleśnikowej warto dodać trochę piwa, wówczas ciasto stanie się pulchniejsze i będzie miało oryginalny smak.

W seminarium zaangażował się ksiądz w posługę na rzecz osób w kryzysie bezdomności. To doświadczenie zostawiło ślad w sercu?

Oczywiście, że tak. Towarzyszenie osobom w kryzysie bezdomności traktowałem jak powołanie w powołaniu. Od pierwszego roku pobytu w seminarium duchownym posługiwałem w Ogrzewalni Brata Alberta w Katowicach. Pierwszy raz poszedłem tam z chlebem. To było akurat po jakiejś wycieczce. Zostało sporo pieczywa i zapytałem przełożonych, czy mógłbym zanieść go do ogrzewalni. Skoro św. Albert to chleb… – tak mi się jakoś skojarzyło. Na miejscu poznałem pana Krzysia, kierownika ośrodka, i tak zaczęła się współpraca.

Wielu kolegów z mojego rocznika zaangażowało się w tamtym czasie w pomoc osobom w kryzysie bezdomności. Odwiedzaliśmy ze strażą miejską pustostany, w których przebywali bezdomni, zawoziliśmy im ciepłe posiłki, organizowaliśmy różne akcje charytatywne, odprawialiśmy dla nich msze święte w seminarium, graliśmy z nimi w piłkę. Sporo dobra się wtedy wydarzyło.

Poznawaliście ich, a oni was.

Tak. Rodziło się między nami zaufanie, tworzyły więzi, relacje. Wiele z tych osób wyszło z kryzysu bezdomności. Dziś ci ludzie są samodzielni, mają domy, założyli rodziny.

Zdarza się, że ktoś dzwoni i pyta: „Kiedy ksiądz przyjedzie? Bo chcę porozmawiać, opowiedzieć, co ważnego wydarzyło się ostatnio w moim życiu”. Osobiście jest to dla mnie bardzo budujące i utwierdza w tym, że zawsze jest nadzieja. Że w każdym momencie życia można zacząć od nowa, wyjść na prostą.

W duchu radości i z rozmachem prowadzi prowadzi ksiądz konto na TikToku, które obecnie obserwuje ponad 220 tysięcy osób.

Konto utworzyłem w okresie pandemii. Posługiwałem wtedy jeszcze w poprzedniej parafii, w Rudzie Śląskiej. Za zgodą pani dyrektor – uczyłem wtedy w liceum – zamieszczałem na Facebooku katechezy w postaci krótkich filmików. Starałem się, żeby te filmy były przyjemne w odbiorze. Zależało mi, żeby ci, którzy będą je oglądać, a konkretnie moi uczniowie, mieli frajdę. Pomysł spodobał się, młodzież była zadowolona.

I któregoś razu jeden z animatorów, Kamil, powiedział: „Ksiądz wrzuca katechezy na Facebooka. A może nagrywałby ksiądz filmy na TikToka?”. Pokazał mi co i jak. Pomyślałem: czemu nie? Jeśli to miałoby dostarczyć ludziom radości, chętnie się tego podejmę. I tak się zaczęło.

Jest Ksiądz katechetą w Technikum nr 2 w Tychach. Lubi ksiądz pracę z młodzieżą?

Bardzo! Osobiście nie mam problemu z frekwencją uczniów na zajęciach. Dla mnie bycie katechetą to nie tyle praca, co posługa, ponieważ to nie tylko czas spędzony w szkole, na zasadzie: od – do, ale także bycie z tymi młodymi ludźmi, towarzyszenie im poza szkołą. Bo to często właśnie po szkole uczniowie chcą porozmawiać o swoich problemach, o tym, co ich nurtuje, z czym się zmagają.

Uczę w technikum. Są dni, w które jestem w szkole od 7.00 rano do 16.30, więc czasami pojawia się zmęczenie, jak najbardziej. Duchowo jednak mam radość, że mogę mówić młodym o Panu Bogu. Sam również wiele się od nich uczę.

Ci młodzi ludzie wejdą za chwilę w dorosłe życie. Co ksiądz chciałby podarować im do walizki, z którą pójdą w świat?

Przede wszystkim wiarę w to, że są takie oczy, które zawsze patrzą na nich z zaufaniem i że jest takie serce, które zawsze dla nich bije. To oczy i serce Pana Boga.

W życie każdego człowieka wpisane są błędy, potknięcia, nie tylko dobre, ale też gorsze chwile. Dlatego chciałbym, żeby ci młodzi ludzie weszli w dorosłość ze świadomością, z zaufaniem, że nawet jeśli w ich życiu wydarzy się coś trudnego – spotka ich jakieś cierpienie, dotknie porażka – mogą przyjść do Jezusa Chrystusa, który jest miłością. Który ich nie odrzuci i nie potępi, ale pokrzepi i ukocha. Bo nawet jeśli człowiek traci wiarę w siebie, to Pan Bóg nigdy nie traci wiary w człowieka.

*Ks. Dariusz Kamiński – wikariusz w parafii pw. Świętej Rodziny w Tychach, katecheta w Technikum nr 2 w Tychach. Na TikToku prowadzi profil o nazwie Montenegrus, który obserwuje ponad 220 tysięcy osób.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!