separateurCreated with Sketch.

Dziesięć mszy dziennie! Matka napisała wyjątkową drogę krzyżową po tragicznym wypadku córki

Alicja Mazurek

Alicja Mazurek przed wypadkiem

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Gębalska-Berekets - publikacja 28.04.23, aktualizacja 04.03.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Nie opiszę swojej boleści, bo nie mieści się w słowach. Przywoływałam w pamięci obraz Twojego cierpienia, Maryjo, aby nieudolnie naśladować Cię i czerpać siły w niesieniu swojego krzyża” – pisze mama Alicji, młodej ewangelizatorki.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Maryja nie mogła zdjąć krzyża z ramion Jezusa, ale jej obecność była najpiękniejszym spotkaniem i wsparciem” – to jeden z fragmentów drogi krzyżowej napisanej przez Agnieszkę Mazurek, mamę młodej ewangelizatorki, Alicji, która zmarła w 2019 r. Kobieta ofiarowała cierpienie po śmierci swojego jedynego dziecka Panu Bogu.

„To był piękny czas, takiego bardzo osobistego i samotnego przeżywania żałoby” – mówi w rozmowie z Aleteią Agnieszka Mazurek.

Doświadczenie ogromnego bólu

Agnieszka Mazurek jest mamą Alicji, młodej ewangelizatorki, która zmarła 29 grudnia 2019 r. w święto Świętej Rodziny. Najtrudniejszym okresem jej życia był czas od wypadku córki aż do jej śmierci. Kobieta do końca wierzyła w cud uzdrowienia swojego jedynego dziecka. Gdy Ala umarła, w jej serce wkradł się lęk.

Agnieszka prosiła tysiące ludzi o modlitwę. Oni również wierzyli, że wydarzy się cud. Nastolatka przez dwa lata przebywała w śpiączce, po tym jak uległa ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. Była wówczas uczennicą II Pallotyńskiego Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie.

Olaf Dziedzic – kierowca pojazdu, kolega ze wspólnoty Guadalupe – zginął na miejscu. Ala miała żyć tylko godzinę, tak mówili lekarze. 19-latka przeżyła kilka operacji.              

Dziesięć mszy świętych dziennie

Przed tragicznym zdarzeniem była bardzo aktywna. Angażowała się w różne grupy religijne, razem ze znajomymi założyła oddział KSM-u przy swojej parafii w Turce. Posługiwała także w comiesięcznych mszach świętych z modlitwą o uzdrowienie przy parafii  Świętej Rodziny w Lublinie. Bliscy wspominają, że zawsze miała czas dla drugiego człowieka i przychodziła mu z pomocą.

 „Ja do dziś nie wiem i nie rozumiem, jak to się mogło stać, że tak wielu ludzi otoczyło opieką Alę i naszą rodzinę. Dostaliśmy tak bardzo dużo wsparcia i miłości, często od ludzi zupełnie nam obcych. A przecież nie jesteśmy ani znani, ani też niczym szczególnym się nie wyróżniamy, a takich wypadków jest przecież wiele. Były dni, kiedy za Alę odprawianych było dziesięć mszy świętych w różnych kościołach” – tłumaczy Agnieszka Mazurek, mama Ali.

Alicja Mazurek na rodzinnych zdjęciach [GALERIA]

Droga krzyżowa matki po tragicznym wypadku córki

Opieka nad nastolatką była ciężka, ale jej rodzice nie poddawali się. Wszyscy wierzyli, że ich córka i przyjaciółka wkrótce wybudzi się ze śpiączki i zacznie stawiać pierwsze kroki. Tata 19-latki postanowił nawet wybudować ośrodek neurorehabilitacji, który miał służyć Ali i innym osobom z podobnymi dolegliwościami. Powstała także fundacja „Wstawaj Alicja”.

„My chcieliśmy obudzić Alicję, a mam wrażenie, że to Ona obudziła nas”. I tak właśnie się dzieje. Świadectwa o wybudzeniu do życia, wiary, płyną z całego kraju. Ośrodek neurorehabilitacji otwiera drzwi i oferuje pomoc osobom z problemami neurologicznymi – tłumaczą wolontariusze fundacji.

Mama Ali, Agnieszka, ofiarowała cierpienie po śmierci swojego dziecka Panu Bogu. W czasie przeżywania żałoby napisała piękne rozważania drogi krzyżowej, którymi podzieliła się z Aleteią.

Alicja Mazurek
Alicja z rodzicami po wypadku

Stacja 1: Jezus skazany na śmierć 

Zostały jej ostatnie chwile, „skazana na śmierć!”. „Ojcze, jeśli możliwe, oddal ode mnie ten kielich. Ojcze, jeżeli trzeba...” Nie! Jeszcze nie...                  

Jeszcze złudzenie, że to nie ona, nie Alicja. Jeszcze bunt przed takim cierpieniem. Błyskawiczny przejazd do szpitala. Świat widziany przez zasłonę strachu, bólu, niepewności i tylko pytania Wojtka „czy żyje?”. Co to za pytanie?! Po co jest zadawane? Przecież przekaz z policji był jasny. Wypadek, stan ciężki. Ciężki nie oznacza śmierci. Ale za chwilę jest i „wyrok”; zostały jej ostatnie chwile, „skazana na śmierć”.

I wnętrzności rozrywa niemy krzyk: nie! Jeszcze brak decyzji poddania się woli Bożej. Jeszcze nie kończę próśb słowami „...chcę Twoją wolę wypełnić”.

Kiedy Ty, córeczko, powiedziałaś Jezusowi swoje „tak”? Może wtedy, jadąc z tatą samochodem: „Tato, jestem gotowa oddać życie Jezusowi, jestem czysta”. Mnie zajęło to jeszcze trochę czasu. Nie była to pierwsza stacja drogi krzyżowej. Jeszcze tłumaczyłam całemu niebu, że to nie tak, że dam coś w zamian, że są inne rozwiązania...

Jezu, Ciebie w Getsemani pocieszał anioł – mi też posłałeś takiego. Oto kapelan szpitalny wręcza dokument potwierdzający namaszczenie chorych. Trzymałam go jak świętość najświętszą, był jakby nową nadzieją. I tak za chwilę zobaczyłam cię, Córeczko. Bez ruchu, w gorsecie, przypięta do noszy z aparaturą podtrzymującą czynności życiowe. I coś jeszcze pamiętam, oprócz obrzęku głowy – dziwny spokój. Wiedziałam, że dalej nie mogę wejść, gdy Cię zabierali. Ale miałam też jakąś pewność, że to nie ostatnie nasze ziemskie spotkanie.

Córeczko, dałaś mi wielkie Getsemani modlitw, aby kształtować moją wolę, czekałaś na moje „tak”. 

Jezu, miłości moja, spraw, aby wyroki, które wydaję albo wydają na mnie, zamieniały mój brak nadziei w nową nadzieję. 

Stacja 2: Jezus bierze krzyż 

„Nigdy nie umrzesz Panie” – Piotrowe słowa troski, ale i niezrozumienia nauki Mistrza. I Jezusowa odpowiedź: „zejdź Mi z oczu, szatanie”. Odpowiedź napominająca, ale i nawołująca do zaparcia się samego siebie i wzięcia krzyża. 

Czas OIOM-u – ciągła niepewność.

Pokój Alicji i jedna myśl, trwająca ułamek sekundy, że możesz odejść, córeczko. To przeżycie, którego raczej nie da się wymazać. Rozrywające, ale zostawiające przy życiu, zabierające oddech, ale nie dające odejść, odzierające z nadziei, tłoczące czarną pustkę otchłani rozpaczy, metafizyczny ból – ból, którego słowa ziemskie nie wypowiedzą.

Obłęd może byłby lekarstwem, ale nie przyszedł. A jeśli nawet, to była to jego najgorsza wersja, zostawiająca pełną świadomość. Jakby piekło, zalewając grozą swojej istoty, chciało wchłonąć mnie w swoje czeluście.

Czy to doświadczenie mogło być Jezusowym wezwaniem? Czy mój bunt był Piotrowym niezrozumieniem? 

Jezu naucz mnie przyjmować Twoją naukę w całkowitym oddaniu i zawierzeniu życia.

Stacja 3: Pierwszy upadek Jezusa 

Wyjście z OIOM-u, w sercu nowe nadzieje. Przejazd do kliniki neurorehabilitacji i kolejne zderzenie z diagnozą: ona nie wstanie!

I mój pierwszy upadek pod ciężarem tych informacji. Dosłownie w sensie fizycznym, ale i duchowym. Dotychczasowa wiara nagle pękła jak bańka mydlana. Fala zwątpienia zalała moją duszę. Odtąd już niewypowiedziany, pożerający ból będzie królem mojego jestestwa.

Nie wiem, jaka siła podniosła mnie z tego stanu. Czyja modlitwa, różaniec, która msza święta, a może jedno westchnienie pokornej duszy.

Po każdym upadku wciąż z zachłanną nadzieją oczekiwałam głosu z góry: „Thalita kum”. A co było Twoją siłą, Jezu, która pozwoliła Ci wstać i iść dalej?

Chryste, naucz mnie tak kochać, aby zwyciężyć każdy ból.

Stacja 4: Jezus spotyka Maryję

„A Twoją duszę, niewiasto, przeniknie miecz”.

Ileż mieczy boleści przenikało Twoją duszę, Maryjo. Matko, czy widzisz? Twój Syn pod krzyżem. Król chwały w cierniowej koronie.

Życiodajne, miłosne spojrzenia miłości z miłością. Miłości cierpiących, krwawiących, rozbitych, truchlejących, miłości kochających.

I chociaż Maryja nie mogła zdjąć krzyża z ramion Jezusa, jej obecność była najpiękniejszym spotkaniem i wsparciem.

Nie opiszę swojej boleści, bo nie mieści się w słowach. Przywoływałam w pamięci obraz Twojego cierpienia, Maryjo, aby nieudolnie naśladować Cię i czerpać siły w niesieniu swojego krzyża. Podobnego w swej istocie, ale jakże odmienne okoliczności towarzyszyły tym dwóm boleściom.

Twój Syn, Bóg-Człowiek, otoczony zgrają złoczyńców, ubiczowany, zhańbiony, opluty, zdradzony.

I Alicja, w gronie oddanych przyjaciół, rodziny, pod opieką lekarzy. A jednak nie umniejszało to mojego bólu. Nie mogłam powstrzymać lamentu. Rano, w południe i wieczór jęki i skargi targały mą duszą. Noc też już nie była wytchnieniem. Straszny lęk i trwoga zakpiły z mego snu. 

Jezu, kształtuj moje serce, aby proroctwo Symeona związane z powstaniem było moim kamieniem węgielnym.

Stacja 5: Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi

Aby poznać Boga, trzeba wczuć się w słabości innych. To Jego miłosierdzie przemieniło początkową niechęć Szymona. Ileż miłosiernych Szymonów postawiłeś Panie na drodze Alicji, na naszej drodze. Szymonów przemienionych niczym twarz Jezusa na górze Tabor, Szymonów nieokazujących znudzenia, zniechęcenia, lecz wytrwałych, współczujących, niezłomnych, zaangażowanych i kochających. Niczym nieprzymuszani oddawali swe serce, by ulżyć cierpieniom.

Ufam, Panie, że czeka ich wielka nagroda, skoro tak hojnie nagrodziłeś przemianą serca Szymona Cyrenejczyka, który przecież z przymusu dźwigał z Tobą krzyż.

Jezu, uczyń mnie przemienionym Szymonem, abym w każdym potrzebującym widziała bliźniego, bez stawiania warunków.

Stacja 6: Weronika ociera twarz Jezusowi 

Cudownym odbiciem swojego świętego oblicza pocieszyłeś, Jezu, Weronikę.

Nie umiem wyrazić słowami wzruszenia, które ogarnęło moje serce, gdy na pogrzebie otrzymałam od siostry nazaretanki obraz z Alicją w objęciach Świętej Rodziny. Dziękuję Ci, Jezu, za to pocieszenie, dokładnie w chwili, kiedy tak prosiłam Cię w duszy o pewność, że jest u Ciebie. To znak niewypowiedzianej miłości Bożej, który zabrał moje uporczywe, dręczące zwątpienie, przynosząc ufność i ukojenie.

To najcenniejszy i najwspanialszy prezent.

Bije z niego niewypowiedziana radość, światło Taboru zabierające ciemności cierpienia. 

Jezu, naucz mnie odkrywać Twoje oblicze w twarzach cierpiących braci.

Stacja 7: Drugi upadek Jezusa 

Jest Maryja wspierająca wzrokiem miłości, jest Szymon dźwigający krzyż, jest współczująca, ocierająca twarz Weronika, ale słabnie już Twoje ciało, cały blask gaśnie pod rozrywającymi ranami i sińcami.

Miażdżony, znękany, bez sił, z opuszczoną głową, drugi raz upadasz.

Wokół mnie rodzina, przyjaciele, znajomi gotowi nieść każdy rodzaj pomocy. Jednak na ten moment to za mało! Kiedy na mój rozpaczliwie błagalny krzyk o cud uzdrowienia otrzymuję głuchą ciszę, opadam z sił. Czuję się jak więzień, już nawet nie przybity, a wmurowany w krzyż. Krzyż, którego nie chcę, nie akceptuję. Krzyż, który pożera mnie swoim okrucieństwem, który swoje szpony przesycone najohydniejszym z jadów wbija w serce, pozbawiając mnie człowieczeństwa. Przeszłam już wszelkie stany zwątpienia. Samoudręczenia doprowadziły mnie do betonowej ściany, nie czuję nic prócz pustki. Stanu, który w przeciwieństwie do swojej nazwy jest potęgą bólu. Który legionem tortur atakuje duszę, a wobec którego jestem zupełnie bezbronna.

Nie ma takiej mocy, która zdjęłaby ze mnie ten ciężar, przynosząc pokój.

Który to już raz pogrzebałam nadzieję?

Ale Ty nie pogrzebałeś mnie, znowu w łagodny, delikatny sposób, niczym muzyka, przynosisz nowy lek. Tym razem to księga Hioba. Czytam ją nieustannie. Doświadczenie zła jest tak ogromne, że gdy tylko przestaję, ból wraca. Niepojęte słowa Pisma Świętego przywracają tlącą się wiarę, że między Wielkim Piątkiem a Wielkanocą czas jest krótki.

Uświadamiają mi też, że zadręczam się umiłowaniem dawnego stanu, utraconego na skutek zmiany losu. „On zrani, On także uleczy” te słowa wiercą nową nadzieję. Próbuję powoli, jeszcze bez wiary, jedynie siłą woli, pustobrzmiącymi słowami dziękować Bogu za obecną sytuację. W moim „dziękuję” kryje się pełna żalu skarga, która jednak zabiera na chwilę chmury bolesnego smutku. 

Jezu, naucz mnie, jak być Twoją obecnością dla cierpiących.

Stacja 8: Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty 

„Córki Jerozolimskie nie płaczcie nade mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi.” 

Wiele osób płakało, litując się nad stanem Alicji. 

Pan Jezus pogłębił sens tych łez, dał im motyw nadprzyrodzony. Oto współczujący ludzie, pochylając się nad cierpieniem, zagłębiali się w sens istnienia, przystępując do sakramentu pojednania. Te wszystkie akty miłosierdzia, jakimi były: pomoc, płacz czy litość nad losem Alicji, miały dwojaki wymiar. 

Z jednej strony najpiękniejszy, naturalny odruch współczucia, pochylania się nad niedolą innych przynosił ulgę i siłę cierpiącym, a z drugiej był jakby rezonującą, samoistną jałmużną, przemieniającą serca pocieszycieli. 

Alicja zapisała w swoich notatkach zdanie mówiące, że Bóg dopuszcza na nas choroby, abyśmy się otrząsnęli. Czy jej wypadek był tą duchową jałmużną mającą ratować moją duszę? Tym dopustem i wezwaniem do płaczu nad sobą?

Nie wiem, niepojęte są dla mnie działania Boże. Wiem jednak, że sprawy eschatologiczne od tej pory nabrały zupełnie innego wymiaru. Stały się przede wszystkim tematem nieustających rozmyślań. 

Jezu, miłości moja, usłysz moje wołanie.

Stacja 9: Trzeci upadek Jezusa 

Kolejny atak padaczki, kolejne deformujące bólem skurcze, kolejny niemy krzyk udręczenia, którego tylko źrenice nie umiały skryć. Były zwierciadłem jej męki. Stan, wobec którego byłam zupełnie bezradna, mogłam tylko stać pogrążona w najsroższej torturze niemocy. Nagle moja początkowa siła zaczęła słabnąć, a fizyczna choroba przykuła mnie na kilka dni do łóżka. Boleść duchowa spotęgowana fizyczną dolegliwością zepchnęły mnie w najgłębsze czeluście rozpaczy. To był upadek, z którego nie umiałam i już nie chciałam się podnieść. 

I najchętniej wówczas zrobiłabym wygodny unik z rozpaczy, łącząc go z bezsensem swojego życia, i zmuszając przy tym innych do litowania się nade mną. Efektem tego mogłaby być tylko pogłębiająca się pustka, prowadząca do śmierci. Coś jednak wyciągnęło mnie z tej pustki. Cóż może mieć taką siłę? Tylko miłość. Rozpacz z niszczącej siły przerodziła się w potrzebę szukania miłosierdzia. Oczyściła moją duszę i z nową nadzieją, jak Ty, Panie, podniosłam się do dalszej drogi. 

Jezu, niech niezgłębione miłosierdzie Twoje zatopi moją nędzę.

Stacja 10: Jezus z szat obnażony

Zostałaś okryta swoją niewinnością, swoją bezradnością, swoim cierpieniem. Cierpieniem okrywającym wszelki wstyd. Cierpieniem jednoczącym z męką Chrystusa, która jest drogą miłości.

Czy utrata fizycznego piękna Alicji sprawiła, że mniej ją kochałam? Nie.

Czy upokorzenie związane z przebieraniem, z pomocą w każdej fizjologicznej czynności odbierało jej godność? Nie! Widok jej uwięzionego chorobą ciała przytłaczał blaskiem swoistego mistycyzmu i gwałtownością cierpienia. 

Odarcie Jezusa z szat i pozostawienie nierozerwanej tuniki.

Ta stacja przywodzi mi na myśl dwa skojarzenia.

Pierwsze związane ze św. Augustynem i jego interpretacją nierozerwalności tuniki jako jedności Kościoła. Jedności, o którą Jezus modlił się podczas ostatniej wieczerzy. Jedności, która wystawiana na próbę, w swojej słabości zostaje zerwana na Golgocie. Jedności, która w Chrystusie miała siłę się ponownie zjednoczyć.

I wreszcie jedności ogromnej rzeszy przyjaciół, którzy służyli pomocą w każdej chwili cierpienia Alicji.

Kolejna myśl, to sprawa ośmieszenia, wyszydzenia Jezusa. Odarcie z szat jako pozbawienie wszelkiej godności. Ale czy zamysł poniżenia Chrystusa został osiągnięty? Czy odarcie z szat stało się powodem do umniejszenia Jego czci?

Czy widok nagiego, zmasakrowanego ciała sprawił, że stał się On mniej godny? Czy pomniejszył jego wszechmoc? Nie!

Jezu, pomóż obnażyć serce moje z każdego przywiązania, oprócz przywiązania pragnienia Twojej miłości.  

Stacja 11: Ukrzyżowanie Jezusa 

„Tam go ukrzyżowano...” J 19,18

Jezus na krzyżu, Ten, który okazał się zwycięstwem w porażce.

W pewnym sensie ukrzyżowaniem Alicji było jej przykucie do łóżka i zupełne uzależnienie od pomocy innych osób. Uwięziona we własnym ciele, pozbawiona nie tylko ruchu, ale także głosu, być może również słuchu i wzroku.

Pojawiły się pytania o żertwę, które pozostawały bez odpowiedzi.

Ta nierówna walka Ali o życie, o choćby minimalną sprawność, była dla mnie widokiem nie do zniesienia, była palącą, nieustającą boleścią mojej duszy.

Ale cierpienie, które zewnętrznie wydawać by się mogło, wykańczało ją, tak naprawdę, było czymś przeciwnym. To ono czyniło ją silną, piękną i w pewnym sensie wielką. Wielką, bo przybliżało ją do Tego, do którego tak pragnęła się zbliżyć. 

Boże, uczyń nas wielkimi przez bliskość z Tobą.

Stacja 12: Śmierć Jezusa na krzyżu 

Odeszłaś po cichutku, tak jak wyglądały ostatnie dwa lata Twojego życia. Jedynie oczy nie potrafiły skryć cierpienia, już źrenice nie mieściły takiego bólu. I jeszcze bolesne skurcze deformujące ciało. I cisza, wymowna cisza, milcząca cisza, bolesna i pełna miłości cisza. Święta cisza. Czuwaliśmy przy tobie, Dziecinko, dzień i noc. Lecz kiedy nadeszła Twoja godzina, zasnęliśmy. Jak uczniowie w Ogrójcu. Czy w ten sposób chciałaś oszczędzić nam bólu? Nie dane było mi trzymać Cię za rękę w ostatniej chwili Twego życia, odeszłaś sama. A może już Maryja z Jezusem wzięli Cię w swoje ramiona.

I Twoje słowa „Pragnę być bliżej Jezusa”.

Oto już masz wszystko, czego pragnęłaś.

Chociaż droga do celu była niezrozumiała. Ból jak ogień niszczył Twoje zewnętrzne piękno, Twoją niezależność. Ogołocił Cię ze wszystkich ziemskich rzeczy, aby dać Ci wszystko. Dlaczego tak musiała ona wyglądać? Może była to droga najkrótsza.

Płakałam, klęcząc przed Bogiem i trzymając w ramionach Twoje martwe ciało.

Nagle pokój zapełnił się przyjaciółmi. Na zawsze pozostanie w mojej pamięci widok młodych ludzi, tulących się do Ciebie z taką czułością i miłością, jaka tylko może być Twoim dziełem Panie. To mistyczne wręcz doznanie dopełniły słowa Te Deum

Jezu, naucz mnie przyjmować z miłością wolę Ojca.

Gdzie teraz jesteś jaskółeczka nasza
Po Twe ciało z ziemskich choroby katuszy
Już orszak świetlistych aniołów wyruszył 
Wytchnienie mej duszy wnet będzie dane
Twe nieme boleści przez niebo zabrane 

Chociaż mieszanka sprzeczności jeszcze w sercu gości
Spod udręczeń trwogi przebija promyk radości
Uśmiech ze łzami jeszcze toczą boję
Ale Jezus bierze już Ciebie w objęcia swoje

Najświętszy Chrystusie, Ty, moja miłości
Bądźże uwielbiony tam, na wysokości

Stacja 13: Jezus zdjęty z krzyża 

Biała trumna i Twoje martwe ciało w płatkach róż. O mój Jezu, po ludzku wydaje się, że to koniec.

Ileż paradoksów jest w tym dziele przejścia.

Umarłaś, aby zmartwychwstać do nowego życia. Od dwóch lat uwięziona bez ruchu w swoim ciele, poruszyłaś wiele serc, nie wypowiedziawszy słowa. Przekazałaś tyle mądrości, nikogo nie nawracając. Wielu pomogłaś odnaleźć Boga, bez różańca w ręku. Wkładałaś go w inne dłonie. Ale przede wszystkim wyzwoliłaś ogromne pokłady miłości.

Bezwarunkowej, oddanej, wiernej, spalającej, ufnej, miłości prawdziwej, takiej, której radość mieści się w radości innych. 

Jezu, niech Twoje przebite serce, miłosierdziem obalające sprawiedliwość, pozwoli już szybko spotkać się...

Stacja 14: Jezus złożony do grobu 

Dwumetrowy dół i zimna betonowa pokrywa to ostatnia sceneria ziemskiego życia Ali. Ostatni akt ceremonii pogrzebowej – złożenie trumny. Nie chciałam patrzeć... ktoś jednak zadecydował, że powinnam być do końca – dziękuję za to... Zostałam, może to uchroniło mnie przed wyrzutami zapierającego się Piotra.

Mimo rozdarcia, bolesna rana mej duszy goiła się dzięki nieśmiałemu pojmowaniu miłości jednoczącej Alicję z Bogiem.

Kimże jest człowiek, że o nim pamiętasz?
O jakże można byłoby bez Ciebie Panie unieść ten ciężar. 
W bezradności przemijania niech Twój pusty grób Jezu będzie nadzieją nowego życia. 

Boże. Bądź uwielbiony za krótkie, lecz piękne jej ziemskie życie. 
Za krzyż bólu i tęsknoty
Który mężnie dźwigać chcemy

Ciebie Boga wysławiamy
Tobie Boże dziękujemy 
Za nadzieję na spotkanie
Na które tęsknie czekamy

Tobie Boże dziękujemy
Ciebie Boga wysławiamy 
Za jej duszę, którą Panie
Tobie z troską powierzamy

Tobie Boże dziękujemy
Ciebie Boga wysławiamy 
Za mieszkanie jej w ogrodach
Tam, gdzie być z nią razem chcemy

Tobie BOŻE dziękujemy
Ciebie BOGA wysławiamy

Źródło: fundacjawstawajalicja.pl