Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pobożność maryjna
Kiedyś byłem duchowo uczulony na pobożność maryjną. Mimo że kiedy dorastałem, odmawialiśmy rodzinnie różaniec, nigdy tak naprawdę nie rozumiałem idei szczególnego zawierzenia Matce Bożej.
Oczywiście uważałem za wskazane prośby o modlitwę wstawienniczą za mnie kierowane do świętych, a Maryja była dla mnie największą z nich. Mimo to nigdy nie rozumiałam, dlaczego jest Ona tak istotna dla duchowego życia katolików.
Uważałem ponadto, że osoby odznaczające się szczególną pobożnością maryjną są jakieś dziwne. Nazywały Maryję „Mateczką” i obdarowywały mnie garścią szkaplerzy i medalików, które miały odpędzać demony. Komuś, kogo nie cechowała pobożność maryjna, wszystko to wydawało się nieco przesadzone.
Osobiste zawierzenie Matce Bożej
Moje podejście zmieniło się pewnego dnia, kiedy na uniwersytecie spotkałem kilkoro studentów rozdających książeczki dotyczące osobistego poświęcenia się Matce Bożej. Były one oparte na zdobywającej popularność wśród katolickiej młodzieży książce „33 dni do porannej chwały” autorstwa ks. Michaela E. Gaitley'a. Nie wiem dlaczego wziąłem wtedy tę książkę do ręki, a potem sam postanowiłem oddać się Maryi.
Cały ten proces przeszedłem bardzo nieudolnie. Byłem w takim momencie mojego życia, że miałem problemy z modlitwą, więc tym bardziej nie wytrwałem na niej przez 33 dni z rzędu. Kiedyś musiałem nadrobić cały zapomniany tydzień medytacji i modlitw. Mimo to wytrwałem i udało mi się, choć z jednodniowym opóźnieniem, odmówić modlitwę osobistego zawierzenia Matce Bożej.
I... nic się nie stało. Kończył się semestr i przyszedł czas sesji. Zostałem na uczelni na lato, uczęszczałem na zajęcia i pracowałam na pół etatu, więc dysponowałem sporą ilością wolnego czasu. Mogłem skorzystać z pewnej rady udzielonej mi dawno temu i więcej czasu poświęcić na modlitwę.
Ciąża Maryi
Pewnego dnia, kiedy w kaplicy akademickiej odmawiałem różaniec, zacząłem się głębiej zastanawiać nad tą modlitwą, a zwłaszcza nad słowami „błogosławiony owoc żywota Twojego”. Dla mnie, młodego mężczyzny, ciąża kobiety była (i pozostaje nadal) cudem i tajemnicą. Nigdy nie będę wiedział dokładnie, jak to jest żywić w sobie samym i pomagać wzrastać dziecku, lecz wiem, że jest to prawdziwy cud i błogosławieństwo.
To, co mnie zaskoczyło w tej chwili modlitwy, to cudowność ciąży Maryi i to, jak w jeszcze bardziej niepojęty sposób dała życie Chrystusowi.
Ona przyjęła ciało Chrystusa do swego łona; ciało Chrystusa, które przyjmujemy sakramentalnie podczas mszy świętej, zostało najpierw nakarmione przez Maryję.
Rozmawiałem potem o tym z pewnym księdzem, który przypomniał mi, że razem z apostołami i uczniami wczesnego Kościoła Maryja przyjmowała Eucharystię podczas mszy. Nigdy nie przestała przyjmować Ciała Chrystusa, nawet po tak bliskim z Nim zjednoczeniu. Wszystko to głęboko mnie poruszyło i spędziłem wiele chwil kontemplując tę tajemnicę.
Lepiej nieudolnie niż wcale
Był to, jak sądzę, owoc mojego pierwszego poświęcenia się Maryi. Nie był to bynajmniej jedyny otrzymany dar. Tego lata udawała mi się modlitwa i prawie codziennie uczestniczyłem we mszy świętej.
W książce autorstwa św. Ludwika Marii Grignon de Montfort pt. „Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” przeczytałem więcej o nabożeństwie maryjnym. W sumie moje życie – nie tylko duchowo, ale pod każdym względem – bardzo się tamtego lata rozwinęło, a wszystko to wydawało się być spowodowane moim nieudolnie odprawionym nabożeństwem poświęcenia się Maryi.
W ciągu ostatnich kilku lat poświęcenie się Matce Bożej stało się pewnym fenomenem, zwłaszcza wśród młodych katolików. Ruch ten wydaje się nabierać tempa. Uczniowie katolickiego liceum, w którym pracuję, założyli własną grupę poświęcenia się Maryi, korzystając z popularnej książki ks. Gaitley'a.
Dołączyłem do nich i w tym roku odnowiłem swoje osobiste zawierzenie Matce Bożej, z wdzięczności za owoce, które otrzymałem za pierwszym razem, i z pragnienia dalszego wzrastania w nabożeństwie do Maryi.
Jak powiedział kiedyś G.K. Chesterton: „Jeśli coś warto robić, warto to robić nawet nieudolnie”. W tym miesiącu poświęconym Maryi zachęcam wszystkich do rozpoczęcia lub wzmocnienia w ten sposób własnej pobożności maryjnej. Nawet jeśli zrobicie to nieudolnie, tak jak ja, zostaną w was zasiane łaski, które będą karmić wasze życie duchowe.