Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Kiedy leżałam jeszcze we wraku samochodu, dusząc się własną krwią, łapiąc z trudem każdy oddech, nawiedził mnie wielki spokój. Wiedziałam, że muszę walczyć o życie, a jednocześnie czułam, że umrę. Dotknęłam swoich nóg – nie czułam ich. Nie miałam pojęcia, jak dalej będę żyła. Ale w mojej głowie uparcie powracało pytanie: czy będę kiedyś matką. «Panie Boże, nie odbieraj mi tego, spraw, żebym mogła być matką», błagałam aż do przyjazdu karetki” – wspominała Monika Kuszyńska w rozmowie z Krystyną Pytlakowską na łamach „Vivy”.
Piosenkarka przyznała, że nie nigdy nie wierzyła w złe przeczucia, ale przed tamtym wypadkiem odczuwała pewien niepokój. „Czułam ogromną tremę, jakby to był ostatni koncert w moim życiu” – opowiadała.
Po występie nie mogła zasnąć. Kiedy wsiadała do samochodu, zamieniła się z kolegą miejscami i usiadła z przodu. Monika pamięta, jak auto uderzyło w drzewo, następnie krzyk Roberta Jansona, który prowadził samochód, zgrzyt blachy, przejmujący ból, zimne światło lamp na szpitalnym suficie, gdy wieziono ją na operację. W szpitalach Kuszyńska spędziła olbrzymią ilość czasu, przeszła kilka operacji. Przez pierwszy rok od wypadku nie mogła spojrzeć w lustro. Odcięła się od świata. Monika chciała być wśród ludzi, którzy stali się w tamtym czasie dla niej bliscy.
„Nie odbierałam telefonów, nie chciałam, by mój dawny świat wkraczał do obecnego. To za bardzo bolało. Dawnego świata dla mnie już nie było” – opowiadała.
„Wiary nie straciłam nigdy”
Wokalistka nigdy jednak nie straciła wiary w Boga. „Wiary nie straciłam nigdy, choć z pewnością przeszła ona wtedy wielką próbę. Płakałam, a gdy brakowało łez, milczałam pogrążona w smutku” – tłumaczyła piosenkarka.
Zadawała sobie pytania o sens tego, co się wydarzyło. I chociaż rodził się w niej bunt, to nigdy nie pomyślała, że Bóg jest okrutny. „Odpowiedzi szukałam głębiej. I któregoś dnia przebłysk: A może w ten sposób Bóg mnie przed czymś uratował?” – wspominała.
„Dostałam od Boga nowe życie i… Kubę, który pokochał mnie za to, jaka naprawdę jestem” – wyznała. Po trzech latach od wypadku znów zaczęła śpiewać. Zaczęła grać koncerty. Nagrała również album, a w 2015 roku została reprezentantką Polski w 60. Konkursie Piosenki Eurowizji w Wiedniu.
Pierwszą piosenkę, jaką napisała po wypadku była zatytułowana „Nowa rodzę się”. Wokalistka skierowała ten utwór do Boga.
„Ten tekst był pisany dla Beaty Bednarz na jej płytę chrześcijańską. Nie miałam pojęcia, że będzie to jedna z moich najważniejszych piosenek. Kiedy Beatka przeczytała moje słowa, stwierdziła, że jest to tak intymne wyznanie wiary, że sama powinnam zaśpiewać ten utwór. Wówczas zdawało mi się jeszcze, że nie jestem na to gotowa, bardzo się opierałam. Wreszcie udało jej się przekonać mnie do nagrania tej piosenki w duecie. Jakie szczęście, że się zgodziłam. Dziś wiem, że była to jedna z moich ważniejszych decyzji” – tłumaczyła.
Po wypadku Monika Kuszyńska wróciła na scenę. Pomogli jej ludzie, o których mówi "anioły":
Drugie życie – dar od Boga
Kuszyńska postanowiła wydać książkę biograficzną pt. „Drugie życie”, w której opisała, jak zmieniło się jej życie od chwili wypadku. Dziś piosenkarka tłumaczy, że wypadek ją obudził, po tamtych trudnych doświadczeniach stała się bardziej świadoma życia i dojrzała. Wartością jest dla niej rodzina. „Nie ma nic ważniejszego niż wsparcie drugiej osoby” – podkreśla wokalistka. Od 13 lat Monika Kuszyńska i Jakub Raczyński tworzą szczęśliwe małżeństwo. Wciąż są w sobie zakochani.
„Kiedy stanął w drzwiach z naręczem żółtych tulipanów, poczułam wiosnę w środku zimy” – opowiadała w jednym z wywiadów ich spotkanie po latach.
Para znała się jeszcze przed wypadkiem Moniki. Jakub jest muzykiem i współpracował jakiś czas z zespołem Varius Manx.
„Dobrze wspominam te lata współpracy i tego przystojnego, nieco nieśmiałego chłopaka, który z saksofonem potrafił wyczyniać cuda. Fanki go uwielbiały” – przyznała wokalistka w książce „Drugie życie”, napisaną wspólnie z Katarzyną Przybyszewską.
Po wypadku Jakub chciał pomóc koleżance. Jego rodzina miała kontakty w branży medycznej. Później widywali się coraz częściej. Zapadła decyzja o ślubie. Monika przyznaje, że mąż stworzył jej muzyczne poczucie bezpieczeństwa. Jego obecność była dla piosenkarki bardzo ważna w odkrywaniu swojej kobiecości. „To właśnie dzięki Kubie odzyskałam ją na nowo” – przyznała Kuszyńska w rozmowie z „Vivą”. Para wygrała nawet plebiscyt magazynu „PANI” „Srebrne Jabłka” przyznawane najwspanialszym parom „show-biznesu”.
„Miłość ma dla mnie głębsze znaczenie. Nie jest to tylko romantyzm, ale świadomość tego, że ten człowiek jest ze mną na dobre i na złe. To świadomość, że można na siebie liczyć, co daje poczucie wewnętrznego spokoju. Choć różnie bywa i nie ma złotego środka... Jesteśmy tylko ludźmi” – przyznaje Monika.
Małżonkowie doczekali się dwójki cudownych dzieci – Jeremiego i Kaliny. „Przede wszystkim jestem mamą. Jeremi i Kalinka to moje największe szczęścia, radość. Chciałam urodzić dzieci przed czterdziestką, przez ciąże przeszłam bez większych dramatów. Wychowują tę fajną dwójkę i całkiem nieźle sobie radzę” – opowiadała piosenkarka na łamach pisma „Świat i ludzie”.
„Doceniam każdą chwilę”
Monika Kuszyńska prowadzi działalność charytatywną, głównie na rzecz osób z niepełnosprawnością, za co została uhonorowana Złotym Krzyżem Zasługi i Medalem Św. Brata Alberta.
„Dla mnie najważniejszą lekcją jest umiejętność świadomego życia. Dziś umiem dostrzec i docenić to, co mam. Potrafię się cieszyć z małych rzeczy i być wdzięczna. Zrozumiałam też, jak ważny jest drugi człowiek, nauczyłam się tworzyć i pielęgnować relacje. To wszystko sprawia, że żyje mi się dużo lepiej, mam w sobie radość dziecka” – przyznała wokalistka w rozmowie z Eweliną Heine dla dwutygodnika katolickiego diecezji pelplińskiej „Pielgrzym”.
Dziś Monika rzadko wraca do przeszłości. Oprócz koncertów i innych przedsięwzięć muzycznych, Kuszyńska prowadzi wykłady motywacyjne. Przyznaje, że jest wdzięczna za ludzi, których spotyka na swojej drodze życia.
„Anioły mają ludzkie oblicze, tak ja to pojmuję. Może jest to błędne rozumienie. Jednak w trudnych chwilach nagle pojawiały się przy mnie właściwe osoby. Pojawiały się w momentach, w których tak bardzo tego potrzebowałam. Dosłownie były jak anioły. Nadal się to dzieje i wierzę, że każdy z nas ma w sobie ten anielski pierwiastek. Kiedy człowiek jest czujny i poddaje się takiemu prowadzeniu, może również ten pierwiastek wykorzystać w swoim życiu, być aniołem dla kogoś innego” – wyjaśnia w rozmowie z Marcinem Jarzembowskim na łamach „Przewodnika Katolickiego”.
Korzystałam: opoka.org; pielgrzym.pelplin.pl; przewodnik-katolicki.pl; viva.pl; fakt.pl; stacja7.pl; party.pl; onet.pl; M. Kuszyńska, K. Przybyszewska, Drugie życie, Warszawa 2015.