separateurCreated with Sketch.

Nieświadomie szukamy partnerów, którzy mają spełnić nasze dziecięce potrzeby?

Kochająca się para młodych ludzi przytula się w wiejskim krajobrazie
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Wraz ze spotkaniem tego, a nie innego partnera, tej, a nie innej partnerki otwiera się nadzieja, że te dziecięce potrzeby zostaną wreszcie zaspokojone. Dla dzieci w niektórych trudnych sytuacjach ważniejsze jest, żeby rodzic w ogóle był, dopiero w tle jest ważne, jaki on jest.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Publikujemy fragment książki „Ścieżki miłości. O tym, jak budować trwałą i szczęśliwą relację”, autorstwa Jacka Rydlewskiego i Anny Pluszak.

Głód bycia dzieckiem

Anna Paluszak*: Jak to jest, że niektórzy tkwią w związkach, w których są nieszczęśliwi, doświadczają wiele cierpienia, a jednak te związki trwają? Dlaczego ci ludzie nie mówią: „Nie, dziękuję bardzo, nie chcę tego więcej doświadczać, czuć tych upokorzeń, tej frustracji”, tylko zostają w tym?

Jacek Rydlewski**: W jakiejś mierze chodzi o wypełnianie potrzeb dziecięcych w dorosłym związku. Potrzebę taką można by nazwać potrzebą bycia dzieckiem i posiadania rodzica. Rodzic w systemie to nie tylko ktoś, kto ukocha, przytuli i się zaopiekuje. Rodzic to też ktoś, kto stoi w hierarchii rodzinnej wyżej. To ktoś, kto rządzi, pozwala, nie pozwala, mówi, co nam wolno, czego nie wolno, wie lepiej, czasami skarci, pokazuje, co jest dobre, co złe. Rzadko się to podkreśla, ale takiego rodzica też dzieci potrzebują i za takim tęsknią. Im młodsze dziecko, tym bardziej, w pewnym sensie, należy do rodzica. Na początku rodzic w całości odpowiada za to, co dzieje się w życiu dziecka. Dziecko jest karmione, ubierane, o wszystko troszczą się opiekunowie. Dziecko nie musi się zajmować wieloma sprawami, które załatwiają dorośli rodzice.

Nie musi nimi żyć, martwić się, przewidywać. Jeśli wszystko idzie w pożądany sposób, może pozostać beztroskie i szczęśliwe. Ta zależność się stopniowo rozluźnia do momentu, kiedy dziecko staje się dorosłym. Rodzic w rodzinie pierwotnej nadal jednak zostaje głównodowodzącym. Przestaje nim być dopiero wtedy, kiedy dorosłe dziecko założy swój odrębny nowy system (nową rodzinę). 

Jeśli z jakiegoś powodu w naszej rodzinie pochodzenia nie mieliśmy dość dużo tego rodzaju doświadczeń, nie pełniliśmy funkcji dziecka, tylko na przykład powiernika, pocieszyciela, przyjaciela, opiekuna lub partnera w stosunku do rodzica, to jeśli chodzi o doświadczenia dziecięce, jesteśmy mocno sfrustrowani. Niezależnie od tego, jaki jest nasz sposób myślenia świadomego, ta frustracja powoduje coś w rodzaju głodu. Głodu bycia dzieckiem. A także głodu bycia podporządkowanym, rządzonym.

Spełnić dziecięce potrzeby

A.P.: Tak jak ze zwykłego głodu nie musimy sobie zdawać bezpośrednio sprawy, jednak kieruje on naszym zachowaniem. Szukamy nieświadomie pożywienia, działają na nas zapachy, smaki, prędzej zjemy coś przypadkowego, niekoniecznie zdrowego. Czasem głód może być tak wielki, że w zupełności nami kieruje. Inne potencjalnie ważne potrzeby schodzą na dalszy plan.

J.R.: Czasami tym podstawowym motywem do szukania partnera jest nieświadome kierowanie się potrzebami dziecięcymi tego typu. Wraz ze spotkaniem tego, a nie innego partnera, tej, a nie innej partnerki otwiera się nadzieja, że te dziecięce potrzeby zostaną wreszcie zaspokojone. Dla dzieci w niektórych trudnych sytuacjach ważniejsze jest, żeby rodzic w ogóle był, dopiero w tle jest ważne, jaki on jest. Wiedzą to opiekunowie dzieci, które zostały odebrane niewydolnym, toksycznym rodzicom. Dzieci przeżywające w domu duży dyskomfort, głodne, bite, prześladowane, kiedy nadarza się okazja, chcą uciec z placówek do swojego domu. Uderza tutaj duże podobieństwo do osób, które pozostają w ewidentnie toksycznych związkach. Takie potrzeby często są ukrytym motywem poszukiwania partnera. 

Przyszły partner ma zaspokoić ten głód. Ma pilnować, żebym czuł się jak dziecko. Wskazywać, co jest dla nas dobre, a co złe, czasem rządzić nami, pilnować granic… Czasem może być krytyczny, czasem agresywny, ale ma być. Im bardziej te potrzeby dziecka są niezaspokajane, tym większą mają moc w dorosłym życiu. One tłumaczą to przedziwne zjawisko, że jestem z partnerem w długoterminowym związku, pomimo że ten związek nie jest dla mnie zbyt szczęśliwy. Partner może być agresywny słownie, i nie tylko, może nie do końca spełniać inne dziecięce potrzeby, ale zapełnia tę podstawową pustkę. Ten dziecięcy głód powoduje, że jest to sytuacja w pewnym sensie pożądana. Powoduje, że w niej
tkwimy. Każda próba odejścia kończy się powrotem.

Dzieci kochają rodziców, niezależnie od tego, jacy są 

A.P: Dzieci kochają nawet tych rodziców, od których inni chcą je uratować.

J.P: No właśnie. Chciałbym tutaj powiedzieć o jednej rzeczy, która jest niezwykle ważna w tym kontekście. O sytuacji czasem występującej w rodzinach pierwotnych, gdzie miłość do któregoś z rodziców jest zakazana. Dzieci mają naturalną potrzebę kochania swoich rodziców, niezależnie od tego, jacy oni są. Taka piękna, bezwarunkowa, naiwna skłonność. Niezależnie od tego, czy się to komuś podoba, czy nie. Niezależnie od tego, jak ktoś jest oceniany przez innych członków rodziny. Wartościować i osądzać dzieci uczą się od dorosłych wraz z upływem czasu.

Jeżeli w rodzinie któryś z rodziców jest źle oznaczony*** (cała rodzina postrzega go jako źródło problemów, źródło złego funkcjonowania rodziny, źródło nieszczęść), to odgrywa on w tym wypadku rolę swego rodzaju kozła ofiarnego. Dzięki temu, że role są tak obsadzone, pozostali członkowie — zwłaszcza drugi rodzic — mogą zachować nieskalany wizerunek. 

Z systemowego punktu widzenia jednoosobowa odpowiedzialność za funkcjonowanie całej rodziny jest iluzją. Jest to niezgodne z rzeczywistości

*Anna Paluszak – przez ponad dziesięć lat wykładała psychologię na uniwersytetach: Wrocławskim i Zielonogórskim. Od pięciu lat pracuje jako psychoterapeutka, pozostając w superwizji. Jako psycholog wspiera osoby przed operacją bariatryczną i po przejściu tego zabiegu, a także pacjentki chore na endometriozę. 

**Jacek Rydlewski – psychoterapeuta i superwizor psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Legendarny i charyzmatyczny wykładowca w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego, doceniany przez studentów jako autorytet i znawca zagadnień dotyczących bliskich związków i procesów rodzinnych.

***„Źle oznaczony”, „negatywnie oznaczony” to określenia związane z ważnym autonomicznym procesem w rodzinie. Znaczą, że cała rodzina zaczyna postrzegać osobę jako źródło problemów, źródło złego funkcjonowania rodziny, źródło nieszczęść. Osoba „źle oznaczona” odgrywa rolę swego rodzaju kozła ofiarnego. Dzięki temu, że role są tak rozpisane, pozostali członkowie — zwłaszcza drugi rodzic — mogą zachować nieskalany wizerunek. Proces jest na ogół nieświadomy. Tkwi w sposobie mówienia (narracjach) obowiązującym w danej rodzinie. Wyznacza sposób myślenia i wyjaśniania rzeczywistości rodzinnej. Z systemowego punktu widzenia jednoosobowa odpowiedzialność za funkcjonowanie całej rodziny jest iluzją. Jest to niezgodne z rzeczywistością. Tak naprawdę system rodzinny powiązany jest wieloma wzajemnie warunkującymi się reakcjami wszystkich osób.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.