separateurCreated with Sketch.

List skrzywdzonej w Kościele do biskupów, delegatów i pracowników sądu

Cień kobiety na fioletowej ścianie
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Jestem wściekła – jak dzikie zwierzę zapędzone w kąt przez myśliwych, pełna złości, gotowa do walki. Każda kolejna rozmowa utwierdzała mnie w przekonaniu, że jestem dla Was tylko wrzodem – takim, który śmierdzi…” – pisze Tośka Szewczyk, kobieta w młodości skrzywdzona przez księdza, dziś walcząca o sprawiedliwość.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

List do biskupów, delegatów i pracowników sądu

Łatwiej było mi pisać list do sprawcy niż do Was. Je­stem wściekła – jak dzikie zwierzę zapędzone w kąt przez myśliwych, pełna złości, gotowa do walki. Mimo że to Wy mnie tam zagoniliście, i tak jesteście przekonani, że awanturuję się niepotrzebnie i bez powodu. Przecież wszystko przebiega zgodnie z prawem.

Tak mnie tym swoim prawem rąbnęliście w twarz, że pra­wie skoczyłam z dachu.

Trudno mi pisać do Was wszystkich jednocześnie, bo wiem, że są między Wami dobrzy, empatyczni i kom­petentni ludzie. Jeśli więc jesteś przekonany o tym, że każdą ze spotkanych ofiar potraktowałeś tak dobrze, jak potraktowałbyś własną matkę, proszę, nie czytaj dalej. To nie będzie do Ciebie. Tobie chcę podziękować za każde szczere „przepraszam”, za czas poświęcony naszej spra­wie, za inicjatywy pomocowe, które wspierasz lub pro­wadzisz. Myślę, że Jezus ukrzyżowany w nas wszystkich patrzy na Ciebie z ogromną wdzięcznością.

Jeśli jednak znalazłeś w sobie na tyle odwagi, żeby przy­znać, że mogłeś coś zrobić lepiej, posłuchaj: mam dość. Mam dość tego, że interpretujecie prawo w taki spo­sób, żeby narobić się jak najmniej. Dość tego, że „wyko­nujecie tylko swoją robotę”, a człowieka macie w dupie. Dość tego, że wiecie wszystko i na każdy temat, a w do­datku jesteście w tym na tyle butni, że spotykając się ze skrzywdzonym, pieprzycie farmazony o tym, że powi­nien złożyć siebie samego w ofierze za Kościół. Sami się złóżcie w ofierze – czy jedynym poświęceniem, na które Was stać, jest poświęcenie nas?

Wszyscy, którzy nie poradzili sobie z tym, kogo napo­tkali na drodze do kościelnej sprawiedliwości, i odeszli, obciążają Wasze sumienie. To Wasza odpowiedzialność, że tam, gdzie mieliście być ojcami, staliście na straży własnych czterech liter jak najemnicy zadowoleni z tego, że odwalili swoją robotę. Funkcje takie jak Wasze wyma­gają znacznie więcej.

Sposób, w jaki w procesach kanonicznych traktowane są ofiary, to zbrodnia na nadziei, pełne subtelnego sa­dyzmu bluźnierstwo w stosunku do ofiary Chrystusa. Wstydźcie się własnej „przyzwoitości”, „pobożności” i „sprawiedliwości”, którymi nas przybijacie do krzyża, a razem z nami – Jezusa. Wstydźcie się, póki macie jesz­cze czas na wstyd. Kiedyś Chrystus przyjdzie w chwale i upomni się o każdego skrzywdzonego, pominiętego, niewysłuchanego. Mam nadzieję, że wtedy ze wstydu w końcu zamilkniecie.

Jestem dla Was zwykłą kartką papieru, na której spi­sano zeznania. Uważacie, że powinnam być wdzięczna za możliwość ich złożenia i nic więcej nie może mnie interesować. Moją spokojną próbę rozmowy o pozycji ofiary w procesie kanonicznym zbywacie w kilku pobożnych zdaniach.

Nie wiecie, jaki mam kolor oczu. Nie widzieliście ran na moim ciele. Nie macie pojęcia, o czym śnię nocami,  jakie są moje marzenia, jak brzmi mój głos. Nie pozna­libyście mnie na ulicy. Nie wiecie, co jest moim sensem, dlaczego kocham Je­zusa, w jaki sposób wstaję z kolan w kolejnych epizodach depresyjnych. Wszystko, co wymagałoby zaangażowania, jest Wam tak fundamentalnie obce...

Widzę w moich słowach mnóstwo złości i jadu. Jest mi smutno. Nie chciałam tego. Kiedy przychodziłam do Was po raz pierwszy, drugi, trzeci, miałam nadzieję na spotkanie w atmosferze bliskości, szacunku. Tymcza­sem jednak każda kolejna rozmowa utwierdzała mnie w przekonaniu, że jestem dla Was tylko wrzodem – ta­kim, który śmierdzi, którego lepiej za bardzo nie doty­kać, który przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu.

To wcale nie X sprawił, że czuję się, jakbym na stałe już zamieszkała na peryferiach Kościoła.

To wcale nie X.

Jest to fragment książki Tośki Szewczyk „Nie umarłam. Od krzywdy do wolności”, Wydawnictwo WIĘŹ 2023. Tytuł pochodzi od redakcji Aleteia.pl.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.