separateurCreated with Sketch.

Aktora „The Chosen” rozpalił ogień Ducha Świętego. „Teraz już nie ma odwrotu”

Nick Shakoor (Zebedeusz) w serialu The Chosen
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Magdalena Galek - 30.07.23
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Popularny w USA aktor Nick Shakoour przeżył istną bitwę wewnętrzną przed decyzją o zagraniu w serialu o Jezusie i jego uczniach. Jak się okazuje, to sam Bóg walczył w jego skamieniałym sercu o to, by go uwolnić do bliskiej relacji ze sobą.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

„To jakiś żart?!”

Najpierw miał zagrać faryzeusza Shmuela. Ale gdy dostał zaproszenie na casting, w nagłówku scenariusza przeczytał: Zebedeusz, ojciec Jakuba i Jana. Pomyślał „Hmm ojciec… OK, to interesujące.” A potem doczytał: „Ma 50 lat”. Wtedy wytrzeszczył oczy i powiedział „Hej hej hej!!! 50?! Co takiego?! Czy to jest żart?”. Od razu napisał do menadżerki z pytaniem czy nie zaszła jakaś pomyłka. Odpisała: „Nie, chcą żebyś zagrał Zebedeusza”. OK pomyślał, no dobrze, zajrzę do Biblii, żeby poszukać inspiracji do roli. I, jak powiedział w wywiadzie 3 lata temu, nie był wielkim czytelnikiem Biblii w tamtym czasie. Właściwie nie był nim wcale.

Pobrał więc na telefon apkę z Biblią i wyszukał fragmenty z imieniem Zebedeusz. I odnalazł tylko jedną sytuację z jego udziałem - kiedy wysłał swoich synów, aby poszli za Jezusem, gdy Ten ich powołał. „No, to mam naprawdę dużo do roboty, dziękuję Biblio” – Nick Shakoour śmiał się wspominając w wywiadzie ten moment swojego rozczarowania. Wtedy zdecydował, że skoro jest to tak skromna rola, to po prostu pojedzie tam, zrobi co ma do zrobienia, ale bez zbyt wielkiego wysilania się. Zupełnie nie czuł roli 50-letniego rybaka.

Gdy serce zamienia się w kamień…

Choć Nick wychował się w rodzinie o silnych korzeniach chrześcijańskich - jego dziadek był księdzem Greckiego Kościoła Prawosławnego – to jego wiara była chwiejna. „Kiedy życie prowadzi cię przez serię wyzwań i prób i to sprawia, że twoje serce zamienia się w kamień i zaczynasz doświadczać wewnętrznej bitwy” - powiedział w jednym z wywiadów.

„Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z The Chosen, powiedziałem Bogu «Prawdopodobnie nawet nie istniejesz. Jeśli naprawdę jesteś taki wielki i potężny, to gdzie jesteś dla mnie? Bo jak do tej pory, to za bardzo nic nie widzę. Oczywiście, dziękuję za karierę, którą mi dałeś, ale mój bak jest już naprawdę pusty. Gdzie jesteś???»  Coś się we mnie wtedy otworzyło i to było jak czarna dziura, która się powiększała i pochłaniała mnie żywcem. I wtedy w sercu usłyszałem taki głos «jeśli nie zwrócisz się teraz do Boga, będzie z tobą naprawdę źle». I wtedy bum! Zarezerwowałem rolę i poleciałem do Teksasu”.

„Może ci ludzie nie są tacy źli”

Kiedy Nick jechał na plan zdjęciowy, dystansował się od środowiska filmowego z Los Angeles. „Pojadę, zrobię co mam do zrobienia, nie będę z nikim się zadawał i wrócę do domu” - wspominał swoje zamknięcie na nowe doświadczenia w projekcie The Chosen.  Porównał to do sceny z pierwszego sezonu serialu, w której Jezus nazywa Marię Magdalenę po imieniu:

„Kiedy odpychałem projekt, czułem właśnie to, co Maria Magdalena w tej scenie. Mówiłem «zostaw mnie w spokoju, nie chcę tego robić, chcę pławić się w moim świecie». Ale nie mogłem już wytrzymać tego, co się we mnie działo, tej bitwy wewnętrznej, aż do momentu kiedy poddałem się i otworzyłem”.

„No to będę waszym tatusiem”

Kiedy dotarł na miejsce i spędził pierwsze kilka chwil z członkami ekipy filmowej poczuł, że „wszystko idzie tak spokojnie i pozytywnie”. Był tym zaskoczony. Poznał wtedy też pierwszych aktorów. Zapytał ich, kogo będą grali - odpowiedzieli że Jakuba i Jana. Na co odparł „O, to oznacza, że będę waszym tatusiem” - na co wszyscy wybuchnęli śmiechem, a wieczorem razem poszli na kolację. Tak pierwsze lody i dystans zostały przełamane. Nick opuścił gardę z myślą, że „może ci ludzie nie są tacy źli”. Następnego dnia jego wrażenie z planu było takie, że wszyscy wydawali mu się wspaniałymi ludźmi. Poczuł jakby wszyscy byli jedną wielką rodziną. „Było tam coś świętego. Czułem, że wolno mi być tym kim jestem na 100%, bez strachu, konieczności ochraniania siebie aby nie zostać zranionym”.

Początek uwolnienia

Początek pracy na planie serialu był dopiero początkiem niesamowitej drogi uwolnienia jaką Bóg przygotował dla Nicka Shakooura. Od wątpliwości czy On w ogóle istnieje, aktor dotarł do momentu, w którym postawił Go na pierwszym miejscu: „Pewnego dnia wróciłem do domu, usiadłem i rozmyślałem o tym, że nie mam żadnej kontroli nad Boskim działaniem” - opowiedział w wywiadzie.

„Miałem wtedy bardzo żarliwą rozmowę Bogiem i powiedziałem Mu coś w rodzaju: «ok, zrobimy to tak jak Ty chcesz. Nie kiwnę palcem, nie będę już próbować. Chcę, żebyś to Ty użył mnie, mojego ciała jako naczynia aby wykonać to, po co mnie powołałeś do życia na tej ziemi. Nie będę już ingerować. Wiesz jakie są moje pasje, czym się interesuję, wiesz co lubię, czego nie lubię. Użyj mnie tak, jak uważasz». Dla mnie to był koniec pewnego etapu. Potem zasnąłem i gdy się obudziłem czułem się znów jak 10-latek. I to był wspaniały moment, bo potraktowałem priorytetowo moją relację z tym Bytem, który nazywamy „Bogiem ponad wszystkim innym” i wreszcie postawiłem Go we właściwym miejscu.”

Takie owoce zaczęła przynosić praca na planie The Chosen. Wchodzenie w sytuacje biblijne, kontakt ze Słowem Bożym, sceny z Jezusem, które dla Nicka momentami były „surrealistyczne” z uwagi na to, że miewał poczucie, że nie gra w serialu, tylko naprawdę jest ojcem i żyje w I wieku - to jedna z rzeczy, które wpływały na rozwój jego wiary. A druga - to relacje i rozmowy z ludźmi z ekipy filmowej.

„Moje serce mówiło: idź”

I tu - pewnego dnia dwóch dwóch projektantów scenografii Seth i Brandon zaprosiło go na jakąś konferencję. „– Spytałem trochę ostrożnie «A co to będzie?». Odpowiedzieli «No wiesz, zbierzemy się razem, będziemy się modlić…». Moje serce mówiło «idź», więc poszedłem. Ludzie tam kręcili się kółko jak baletnice, kołysali się na boki, było to dla mnie dziwne” – dzielił się wrażeniami w wywiadzie Nick.

„Ale byłem wtedy zmęczony i dlatego też miałem taki odbiór tego, co tam się działo. Po chwili pomyślałem, OK jestem tutaj, więc będę się modlić. I zacząłem prosić Boga, aby zdjął ze mnie cały ten ciężar, który został na mnie nałożony poprzez moją rodzinę, która pochodzi z Libanu dotykanego wojnami… I powiedziałem «Boże cokolwiek to jest, co dźwigam, proszę zdejmij to ze mnie». I niecałe 20 minut później mój kolega z planu The Chosen podszedł do mnie i powiedział «Wiesz modliłem się za Ciebie przed chwilą i Bóg mi powiedział, że pojawiając się dzisiaj tutaj, przerwałeś klątwę pokoleniową w Twojej rodzinie». Dla Nicka to było silne doświadczenie.

Nick Shakoour w roli Zebedeusza w „The Chosen” - zobacz galerię!

„Przecież nie mam żadnych bożków”

Chwilę później na scenę weszła pastorka i zaproponowała aby wszyscy uklękli i pogrzebali (pochowali, uśmiercili) swoje bożki. Nick pomyślał „ale ja przecież nie mam żadnych bożków”. I wtedy głos w jego sercu powiedział „Tak naprawdę to je masz: twoja kariera aktorska, twój głos (Nick jest aktorem dubbingowym - przyp. red.), twoja mama, tata, szwagier, siostry, chłopak siostry, twoje konta bankowe, twój Jeep. Stawiasz to wszystko przede mną…”. „To mnie zabolało” - wyznał aktor.

Ogień Ducha Świętego – jak w mikrofalówce

„Ukląkłem wtedy i pierwszy raz w życiu autentycznie oddałem to Bogu jako moją ofiarę. Mówiłem «Gram w serialu chrześcijańskim, słyszałem tam o Tobie, o tych wszystkich przypowieściach i teraz chcę być już tylko z Tobą». Więc oddałem Mu wszystko” – opowiadał z silnym wzruszeniem.

„Wtedy kilka osób podeszło do mnie, położyli na mnie ręce” – kontynuował relację z tego wieczora. „Modlili się nade mną w językach i poczułem, jak od moich stóp przez całe ciało, aż do głowy pali mnie ogień. Zacząłem się czuć jak odurzony i było to przerażające. Nie, to nie było «och, jak mi dobrze», nie - czułem Bożą obecność i to było zatrważające. I wtedy zrozumiałem czym jest ta bojaźń przed Bogiem. Gdyby chciał mógłby ulotnić moje życie w jednej sekundzie. To był moment, kiedy czułem się jakbym był podgrzewany w mikrofalówce, cały drżałem, a potem nagle jakbym został zanurzony w wodzie. Dokładnie w momencie, kiedy moje ciało już nie dało rady znosić dłużej tego płomienia. Poczułem jakbym był w oceanie, a modlitwy zdawały mi się przytłumione. Po chwili podniosłem się i było tak spokojnie i tak dziwnie, bo nie czułem się już jak ja”.

„On to wziął i przemienił w relację”

Od tamtej pory, ze spotkania na spotkanie, Nick czuł, że nie potrzebuje już „wiary”. „Bo ja Go po prostu znam. Znam Gościa. Ja Go spotkałem” – mówi „On jest we mnie, jest wokół mnie. I jedyne co mam zrobić, to zwrócić się do Niego i On już jest. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem Boga w taki sposób. On wziął to co było i przemienił w relację. I teraz już nie chcę nic więcej tylko być z Nim przez cały dzień.

Kiedyś pomimo, że w jakiś sposób wierzyłem, to nabijałem się z ludzi, którzy byli tak bardzo oddani Jezusowi, tak zakochani w nim. Nie rozumiałem tego.  I nawet kiedy konfrontowałem się z Bogiem i mówiłem do Niego „prawdopodobnie nawet nie istniejesz”, to On i tak do mnie przyszedł. Więc jeśli ludzie myślę „nie jestem wystarczająco dobry/dobra dla Boga”, to chcę Wam powiedzieć - On chce Ciebie, ponieważ nie jesteś wystarczająco dobry/dobra. On ma moc sprawić, że będziesz wystarczająco dobry/dobra. I kiedy to się staje, już nie ma odwrotu. To jest niesamowite”. 

Źródła: "There is no going back" - The Chosen Actor Encounters God; THE CHOSEN INTERVIEW Actor Nick Shakoour (Zebedee) Hosted by Darren Scott Jacobs Against the Tide Media

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!