Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Obżarstwo: brama grzechów
Swoją słynną naukę o ośmiu duchach zła (lub inaczej: o ośmiu złych myślach) Ewagriusz z Pontu (+399) – jeden z największych autorytetów pierwszych pokoleń mnichów – zaczyna właśnie od grzechu obżarstwa. Nazywa je szaleństwem i używa obrazu szczeliny w murze obronnym, przez którą do pilnie strzeżonego wnętrza prędzej czy później dostaną się śmiertelnie niebezpieczni wrogowie. Pierwszym z nich będzie, zdaniem Ewagriusza, nieczystość.
Warto pamiętać, że Ewagriusz kieruje swoją naukę nie do ludzi, którzy zastanawiają się nad rozmiarem i ilością składników pizzy zamawianej wieczorem do jedzenia przy oglądaniu serialu, ale do pustelników, których dzienna dieta ograniczała się do pół bochenka niewielkiego chleba lub garści daktyli. Ich właśnie, a nie uczestników „Wielkiego żarcia”, uważa za konieczne ostrzegać przed obżarstwem.
Być może między innymi pod wpływem Ewagriusza w środowisku i tradycji Ojców Pustyni ukształtowało się przekonanie wyrażane przez wielu z nich przy różnych okazjach, że obżarstwo jest wręcz grzechem najbardziej sprzecznym z duchem chrześcijańskim spośród wszystkich grzechów.
Zanim wzruszymy ramionami lub skrzywimy się, wyrażając nasz sceptycyzm wobec tak „drastycznej” oceny grzechu, który obecny Katechizm określa zdecydowanie łagodniejszym mianem „łakomstwa”, warto zwrócić uwagę na fakt, iż…
Biblijne kuszenia do jedzenia
W Biblii zarówno pierwsze kuszenie człowieka w ogóle (patrz. Rdz 3,1-6), jak i pierwsze kuszenie Jezusa na pustyni (patrz. Mt 4,1-4; Łk 4,1-4) dotyczy właśnie jedzenia. Owszem, w obu tych pokusach nie chodzi bynajmniej o samo spożycie pokarmu. Wąż przekonuje Ewę, że jeśli nie zje owocu z zakazanego drzewa, to będzie o coś istotnego uboższa.
Pod wpływem rozmowy z kusicielem Ewa „spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy”. Sięgnięcie po zakazany pokarm nie jest kwestią przeżycia. Wokół jest mnóstwo innych drzew, z których mogą z Adamem spokojnie jeść. Ale to jedno zakazane staje się naraz jedynym pożądanym…
I tak lądujemy na pustyni. Przedstawiona tu Nowemu Adamowi pokusa przemienienia kamieni w chleb – jak zauważa Benedykt XVI w swoim „Jezusie z Nazaretu” – jest nie tylko pokusą „pójścia na skróty” dla zaradzenia własnemu głodowi Jezusa po czterdziestu dniach postu, ale także – a może przede wszystkim – pokusą zredefiniowania Jego misji zbawczej poprzez zredukowanie jej do próby rozwiązania problemu głodu, czy szerzej: problemów socjalnych ludzkości (por. J. Ratzinger, „Jezus z Nazaretu”, cz. I, tłum. W. Szymona, Kraków 2011, s. 41-44).
W żadnej z tych pokus nie chodzi o samo spożycie jedzenia, ale obie właśnie od jedzenia wychodzą i na akcie konsumpcji polegają. To ważny trop, który za chwilę pomoże nam zrozumieć, co mogli mieć na myśli Ojcowie Pustyni i „rozgryźć” zagadkę piątego z tzw. grzechów głównych.
Nowotwór naturalnego popędu
Nikogo nie trzeba przekonywać, ani nikomu tłumaczyć, że jedzenie i picie należą do najbardziej podstawowych potrzeb człowieka. Przedłużający się ponad miarę brak pokarmu i napoju to prosta droga do śmierci. Człowiek musi jeść i pić, aby żyć. Ja muszę.
Grzech obżarstwa, łakomstwa, czy też nieumiarkowania w jedzeniu i/lub piciu jest nowotworem tego skądinąd oczywistego stwierdzenia „muszę”. Poprzez skojarzenie z naturalnym popędem łakomstwo podszywa się pod prawdziwą potrzebę. Robi to na wiele sposobów…
Wielorakie łakomstwo – mój problem?
Trzeba z uznaniem zauważyć, że ascetyka chrześcijańska nigdy nie popadła w płytkie i prymitywne rozumienie tego duchowego problemu, jako kwestii jedynie ilościowej. Owszem, grzech ten może polegać na jedzeniu i/lub piciu w nadmiarze, „do wypęku”, który negatywnie będzie odbijał się na naszym samopoczuciu i zdrowiu. Ale może też przybierać (i przybiera) inne formy.
Może objawiać się wyrafinowaniem diety, swoistym spożywczym snobizmem. Jem tylko produkty z najwyższej półki, tylko najlepszych gatunków. Nie dlatego, że wymaga tego moje zdrowie, ale dlatego, że innymi gardzę, bo albo rzeczywiście mam tak wysublimowany smak (którego stałem się niewolnikiem), albo dlatego, że w ten sposób manifestuję swoją mniemaną wyjątkowość. Oczywiście, gdyby kto pytał, to na poczekaniu znajdę na to dwadzieścia mądrze brzmiących argumentów…
Grzech obżarstwa/ łakomstwa/ nieumiarkowania może też objawiać się w naszym podejściu do tego jak przyrządzane lub serwowane są potrawy. Tak i tylko tak. Do tego sosu nie wolno używać śmietany! Nie tknę tego!
Jeszcze inną formą grzechu, o którym mówimy może być uczynienie z jedzenia zbędnego przerywnika lub zastępnika innych aktywności, którym powinniśmy się poświęcić. Podjadam z nudów, by odwlec wzięcie się za swoją robotę. Podjadam ze stresu, zamiast poszukać konstruktywnych rozwiązań kłopotu, z którym się borykam. I tak dalej.
Grzech, który wzięliśmy dziś na tapet, może mieć wreszcie i tę odmianę, która z przymrużeniem oka można nazwać „żarciem rozpaczliwym”. Nikt i nic nie może stanąć między mną a jedzeniem. Kiedy pojawia się ono na horyzoncie (a tym bardziej na stole) reszta świata (w tym ludzkości) przestaje się liczyć. Nie ważne, czy ktoś miał ochotę na tę resztkę jajecznicy. Moje musi być to najpiękniejsze jabłko. Tego ciasta nie może dla mnie zabraknąć.
Grzech nie tylko spożywczy
Last but not least: grzech obżarstwa/ łakomstwa/ nieumiarkowania doprawdy nie musi wcale dotyczyć jedynie fizycznego pokarmu i/lub napoju. Z „powodzeniem” można go równie skutecznie popełniać w odniesieniu do innych dóbr – tak materialnych, jak i intelektualnych, duchowych…
Kto wie, czy nawet nie skuteczniej. Z przejedzenia/ przepicia w końcu się, za przeproszeniem, porzygam i choć na chwilę przestanę. Nadmiar informacji, czy kolejne „połknięte” rekolekcje nie wywołają tak oczywistych objawów.
Nie przegap łakomstwa!
Niemniej nie należy lekceważyć tego podstawowego wymiaru – fizycznego pokarmu i napoju. Przeoczając problem na tym poziomie lub pobłażając sobie w tej kwestii utrwalamy ów zgubny schemat „musu” – „muszę, bo się uduszę”. Muszę! Bez tego nie dam rady.
Oho! Spokojnie. Czego nie dasz rady? Naprawdę nie dasz? Na pewno musisz akurat to, tak i tyle? Umrzesz bez tego? Świat ci się zawali? Nie? To może jednak nie musisz?
Musisz, czy nie musisz?
W tym sensie Ewagriusz i jego pustynna drużyna mieli stuprocentową rację. Grzech obżarstwa „wprawia” nas do wszystkich następnych. Bo przecież każdą pokusę da się sprowadzić ostatecznie do tego stwierdzenia: Musisz! Musisz to mieć, zjeść, zrobić, zdobyć. Muszę! Bez tego na pewno umrę/ moje życie nie będzie miało sensu/ stracę coś niepowtarzalnego.
I tak stajemy się ludźmi, o których św. Paweł pisał do Filipan: „Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne” (Flp 3,19). Nie na darmo Jezus w mowie eschatologicznej ostrzega nas, aby nasze „serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych” (Łk 21,34), zaś w innym miejscu uczy, że są takie rodzaje złych duchów, które „można wyrzucać tylko modlitwą i… postem” (Mk 9,29).
Jak walczyć z łakomstwem?
- Wyrobić sobie wreszcie nawyk modlitwy przed i po jedzeniu. Choćby samego znaku krzyża czynionego z wdzięcznością za to, że mam co zjeść.
- Określić jasno (przynajmniej z grubsza) ile i kiedy potrzebuję zjeść. Trzymać się tego. Nie wymawiać się „nieregularnym trybem życia”.
- Walczyć z podjadaniem nie tylko ze względów dietetycznych.
- Pościć. Regularnie. Czasem – jeśli tylko moje zdrowie na to pozwala – o przysłowiowym chlebie i wodzie. Najlepiej w konkretnej (a jeszcze lepiej: nie swojej) intencji.
- Budować i podtrzymywać w swoim życiu kulturę „skromnego ucztowania” – tzn. dbać o to, by regularnie siadać do stołu z innymi, żeby naprawdę spotkać się, porozmawiać, pobyć razem przy okazji posiłku. Tak, aby nadrzędnym celem było spotkanie, a jedzenie niemal tylko pretekstem.
- Wyrugować – na ile to tylko możliwe – marnowanie jedzenia zakupionego w nadmiernych ilościach.
- Nie zostawiać bez pomocy tych, którzy rzeczywiście proszą o jedzenie.
- Konkretnie ograniczyć ilość pokarmów i napojów „luksusowych”, a zaoszczędzone w ten sposób konkretne sumy przeznaczyć na jałmużnę.