Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Volodymyr Sahaidak
Nazywają go „chersońskim Schindlerem”. Przed wywózką do Rosji uchronił 52 dzieci. – Jednak i tak wciąż myślę o tych, których nie udało mi się uratować – mówi Volodymyr Sahaidak. By ocalić jak najwięcej dzieci, wcielił w życie metody znane z czasów okupacji: preparowanie dokumentów, fałszywe adopcje, zaświadczenia medyczne mówiące o zakaźnych chorobach czy szmuglowanie najmłodszych pod stertami śmieci na tereny chronione przez ukraińskie wojsko.
Od miesięcy otrzymuje pogróżki. Znajduje się na celowniku rosyjskich służb, bo głośno mówi o zbrodni wojennej, jaką jest przymusowa deportacja ukraińskich dzieci w głąb Rosji i ich systematyczna rusyfikacja.
Zagrożenie jest tak duże, że nawet w czasie swej niedawnej wizyty w Rzymie przemieszczał się z ochroną, a miejsca jego spotkań z dziennikarzami były ściśle tajne. „Niektóre rzeczy będę mógł ujawnić dopiero po zakończeniu wojny. Los wielu ukraińskich dzieci wciąż jest niepewny i musimy podjąć wszelkie możliwe wysiłki, by mogły powrócić do domu” – mówi Sahaidak.
„Zabierzemy wam dzieci”
Przed wybuchem wojny był dyrektorem centrum socjalno-psychologicznej rehabilitacji dla niepełnoletnich w obwodzie chersońskim. Rosyjskie wojska szybko zajęły ten teren. Gdy żołnierze wkroczyli do ośrodka, od jednego z oficerów usłyszał:
„Zabierzemy wam dzieci, bo jesteście nazistami i wychowujecie je w nienawiści do nas. Wszyscy staniecie za to przed sądem”. Zrozumiał czym to grozi, bo z okupowanego wcześniej Donbasu dochodziły mrożące krew w żyłach opowieści o deportacji dzieci i ich systemowej indoktrynacji.
„Wiedziałem, że jeśli czegoś nie zrobię, to być może nigdy więcej nie zobaczymy już tych dzieci, a jeśli nawet wrócą, to ich umysły i serca będą zatrute rosyjską ideologią” – wspomina.
Przeniósł się do ośrodka na dzień i noc. Zadzwonił do żony, mówiąc jej, że nie wróci do domu, aż do momentu, kiedy dzieci będą bezpieczne. W ośrodku było wówczas 52 dzieci – były to sieroty, ale i nieletni pochodzący z dysfunkcyjnych rodzin.
Najbardziej baliśmy się o najmłodszych
Jak mówi, rozpoczęły się tygodnie ciuciubabki z Rosjanami. Udawał dobre relacje, dzielił z żołnierzami papierosami, a jednocześnie ze współpracownikami organizował transport dzieci na tereny kontrolowane przez ukraińskie wojsko. Podobna gra miała miejsce w szpitalu w Chersoniu, skąd lekarzom udało się uratować kilkudziesięcioro dzieci.
„Najbardziej baliśmy się o najmłodszych, bo Rosjanie najchętniej ich brali wiedząc, że szybko zapomną kim są” – mówi Sahaidak. Pierwsze dzieci uratowano fingując adopcje.
„Nasi pracownicy wiedzieli, że gdyby Rosjanie to odkryli, groziłaby im śmierć, mimo to ratowali dzieci. Potem włączyły się w to nasze rodziny i przyjaciele. Widziałem, jak z każdym dniem rosła w naszych ludziach niezłomność” – wspomina.
Część dzieci wywieziono z okupowanych terenów zasłaniając się ich ciężkimi, lub zakaźnymi chorobami, których Rosjanie się bali, a ostanie przemycono dosłownie pod śmieciami czy pomocą humanitarną dostarczaną do podchersońskich wiosek. Z czasem Rosjanie zdali sobie sprawę, że zostali oszukani.
„Żołnierze przywieźli do naszego ośrodka grupę dzieci z Mikołajowa i non stop je pilnowali. Nie mogliśmy nic zrobić, po kilku dniach wywieźli je w stronę Krymu. Cały czas o nich myślę” – mówi Sahaidak.
Zrozumiałem, że żyję by ratować dzieci
Mężczyzna wyznaje, że bał się o swoją rodzinę, o swoje dzieci i dzieci z ośrodka, ale nie o siebie. „Dwa lata wcześniej z powodu ciężkiej choroby byłem na granicy życia i śmierci, po takim doświadczeniu człowiek nie boi się już niczego. Tak się jednak złożyło, że Bóg dał mi drugie życie. I przez długi czas zadawałem sobie pytanie «dlaczego? Dlaczego żyję?». Kiedy wybuchła wojna, zrozumiałem, że żyję, by ratować dzieci. Więc już niczego się nie bałem” – mówi Sahaidak.
Jego nazwisko znajduje się na liście głównych świadków w procesie wytyczonym przez ukraińskie władze przeciwko Władimirowi Putinowi z powodu zbrodni wojennej, jaką jest deportacja i indoktrynacja dzieci. Międzynarodowy Trybunał Karny już zajmuje się tym procederem. Wydał m.in. nakaz aresztowania Marii Lwowy-Biełowej komisarz ds. praw dziecka przy prezydencie Putinie, która odgrywa kluczową rolę w deportacji ukraińskich dzieci. Ukraińskie służby udokumentowały dotąd 3200 zbrodni wojennych przeciwko dzieciom.
Jak mówi Yulia Usenko z ukraińskiej prokuratury generalnej, mowa o takich przestępstwach wobec dzieci, jak deportacje, tortury, przemoc seksualna i okaleczenia.
„Chersoński Schindler”
Z powodu swej działalności „chersoński Schindler” wciąż otrzymuje pogróżki. „Ostatnio dostałem list: «pamiętaj o tym, że masz rodzinę»” – mówi. Wyznaje, że mimo to jest zdeterminowany, by dalej tworzyć przestrzeń do życia dla dzieci pośród wojny. Z dala od fleszy kamer wciąż podejmuje wysiłki, by doprowadzić do szybkiego połączenia z powrotem rodzin rozdzielonych przez „ruski mir”.
Tymczasem z okupowanych terytoriów Ukrainy napływają wieści o kolejnych masowych deportacjach dzieci. Sami Rosjanie przyznają się do wywiezienia do tej pory w głąb ich kraju 150 tys. niepełnoletnich z zagrabionych ziem.
Czeczeńcy na Donbasie wcielają najmłodszych członków lokalnej społeczności do specjalnych bojówek. „Musimy walczyć o nasze dzieci, które wpadły we wrogie ręce – mówi Sahaidak. – Nie może być naszej zgody na to, by dzieci były okradane ze swej ojczyzny, języka, kultury i miłości do wszystkiego, co rodzime”.