separateurCreated with Sketch.

Usłyszałem – nie dowalaj sobie, oddaj to Bogu. I wiecie, co się stało?

Man climbing up a mountain. Motivation, and inspiration concept
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Przede wszystkim mam właśnie przestać kontrolować i oddać stery Bogu. Kiedy bowiem upieram się, że ma być po mojemu, to wszystko kończy się piękną katastrofą. Czy to znaczy, że tak po prostu mam powiedzieć: „Panie Jezu Ty się tym zajmij” i już, ręce założone, czekamy na pomyślny rozwój wydarzeń? W pewnym sensie tak, ale nie do końca.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

I znowu to samo! Jak to się mogło stać? Przecież miało tak nie być. Tym razem miało miało być zupełnie inaczej. Bo przecież miałem się kontrolować, uważać, trzeźwo myśleć, nie ulegać emocjom.

A jednak. Nowi ludzie, nowa sytuacja i po kilku tygodniach - kwas. Nic nie stało się nagle. Sytuacja dojrzewała, powoli. Oczywiście, miałem wrażenie, że wszystko jako tako kontroluję. Nic podobnego. Uraza nabrzmiewała i wystarczyło, że osoba, do której czułem animozję nadepnęła mi na odcisk. Wytoczyłem ciężkie działa. Nie brałem jeńców. Emocje wzięły górę.

Prawie od razu tego pożałowałem. Ciężka rozmowa na osobności. Im bardziej czułem, że się pogrążam i kompromituję, tym bardziej waliłem na oślep. Ale w głębi ducha bardzo chciałem, żeby się to dobrze skończyło.  

Czasem wydaje mi się, że trzeba coś kompletnie rozwalić, żeby potem pozbierać.  Nie wiem, czy to dobra strategia, na pewno nie zawsze. Przeprosiliśmy się nawzajem.

Lecz nagle dotarło do mnie, że ja tego człowieka zraniłem, bo to była bardzo wrażliwa osoba, a ja uderzyłem mocno. Za mocno. Poczułem, że jestem potworem. W każdym razie miałem potwornego kaca moralnego. Czułem też, że zapłacę za to wysoką cenę.

Oddaj to Bogu

Musiałę to z siebie wyrzucić. Podzieliłem się tym z kimś, komu ufam, kto mnie doskonale rozumie.

Spodziewałem się usłyszeć: „no tak, to są konsekwencje tego, że…” itd. Miałby prawo tak powiedzieć. Ale wtedy usłyszałem - nie dowalaj sobie, ty jesteś wobec takich rzeczy bezsilny. Oddawaj to Bogu. Ciekawe, usłyszałem to od drugiej osoby, której ufam - jesteś wobec tego bezsilny, powierzaj to. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak usprawiedliwienie - jesteś bezsilny, daj sobie spokój, tak już masz, trudno. Nie, zupełnie nie o to chodzi.

Ufaj, słuchaj, działaj

To jak mam oddawać Bogu to, wobec czego jestem bezsilny, tego co wraca i czego nie kontroluję? Przede wszystkim mam właśnie przestać kontrolować i oddać stery Bogu.  Kiedy bowiem upieram się, że ma być po mojemu, to wszystko kończy się piękną katastrofą.

Czy to znaczy, że tak po prostu mam powiedzieć:„Panie Jezu Ty się tym zajmij” i już, ręce założone, czekamy na pomyślny rozwój wydarzeń? W pewnym sensie tak, ale nie do końca.

Bo mam też robić, robić swoje, czyli wykonywać swoje obowiązki, pełnić służby, być pomocnym, choćby w rodzinie. Mam wrażenie, że to też jakiś przejaw pokory - brać na siebie codzienny znój bez kombinowania, ucieczek na skróty, bez narzekania. Kiedy mam coś oddać Panu, to znaczy, że mam wreszcie zacząć słuchać - kierownika duchowego, spowiednika, może terapeuty, współmałżonka. Tych wszystkich, których sugestie przyniosły lub mogą przynieść dobre owoce.

Tym bardziej słuchać, jeśli sugerują rzeczy trudne, wymagające wysiłku, pracy nad sobą, kiedy wypychają nas z zastałej strefy komfortu. A dalej, to już działać, wykonywać sugestie, tych wszystkich, którzy chcą dla nas dobrze, ale nie poklepują po plecach, nie rozczulają się nad nami, tylko stawiają wysoko poprzeczkę. Ale pamiętajmy, to są tylko sugestie, mamy wolną wolę, nie musimy tego robić - chodzi o to, żebyśmy  chcieli to robić. Jednym słowem, porzucamy nasze pomysły, kiedy zdajemy się na Boży głos wypowiedziany ustami przyjaciół, tych prawdziwych, bo mówiących prawdę.

Bądź uczciwy wobec siebie

A co kiedy przychodzą pokusy? To właśnie jest moment, kiedy możemy w pełni przyznać się do bezsilności. Właśnie wtedy możemy z całą szczerością wyznać - Panie Boże, jestem wobec tego bezsilny, jak zacznę walczyć swoimi siłami, to na pewno polegnę. Bo to mnie przerasta! Jest silniejsze ode mnie, ja sobie z tym nie poradzę. Ty walcz Panie Boże za mnie! Jest to moment na akt strzelisty, szczerą modlitwę desperata, który wszystko powierza Bogu.

Wymaga to jednak uczciwości - robię wszystko, żeby zerwać z pokusą i modlę się, żeby Pan Bóg dokonał reszty. Czyli jeśli, mam np. problem z łakomstwem, to uczciwie będzie, jeśli ominę z dala półkę ze słodyczami, a nie że „ach, przejdę sobie obok, tylko popatrzę na kolorowe opakowania, i zobaczę co tam jest absolutnie nie dla mnie, czego powinien się bezwzględnie strzec”. I tyle jeśli chodzi o teorię.

Proszę, przejmij kontrolę

Praktyka, jak to w życiu bywa, to już level advanced. Znacie historię Gedeona, dzielnego wojownika, który walczył z Bożą pomocą? On też był bezsilny wobec Madianitów - potrafił ich zwyciężać tylko kiedy zaufał i słuchał, a Bóg wtedy walczył i wygrywał swoimi Bożymi, genialnymi sposobami. Lecz ile razy by Pan nie wygrał, tyle razy Gedeon był skłonny do zwątpień i niemal za każdym razem testował Bożą Wszechmoc - żądał znaków.  Moje lęki też mi szepczą - no stary, ale tym razem, to już taka kaszana, że napewno się nie uda. Mimo, że „n” razy się udało, a było jeszcze gorzej. Niestety czasem tych podszeptów słucham, a jak się łatwo domyśleć, nie pochodzą od Boga - bo w Nim nie ma lęku!

Jestem jak Gedeon. A czasem wydaje mi się, że jest jeszcze gorzej, że jestem uzależniony od nieufności. Dlatego muszę cały czas uczyć się ufać i słuchać. Nauka to bolesna, pełna potknięć i upadków. Co wtedy? Mieć obsesję wytrwałości. Próbować. Kolejny i następny raz.

Powierzać, oddawać, słuchać, działać

A jeśli się nie uda - to jeszcze raz. Nie zrażać się. I kiedyś może, będziemy w stanie oddać Panu Bogu stery, bez żadnego „ale”, bez cienia lęku. Wydaje się to ekstremalne i szalone, ale tak to tylko wygląda z mojej, ludzkiej perspektywy.

Ale pomyślcie tylko, jakie to by było piękne: w chwili kiedy nasze życie przypomina pikujący samolot, oddać Panu Jezusowi wolant (to coś, co służy do kierowania wielkim jetem), tak po prostu, całkiem spokojnie i powiedzieć -  wiesz co, to ja już tu wiele nie wskóram, ile mogłem to zrobiłem, teraz proszę Ty przejmij kontrolę, a ja pójdę i zrobię nam kawy.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.