Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Sąd ostateczny i sąd szczegółowy
Sąd ostateczny to sprawa bardzo tajemnicza i zazwyczaj różnie nam się kojarzy, gdy o niej myślimy. Wiemy, że nastąpi kiedyś, w niedającej się określić przyszłości, u końca czasów, i wiązać się będzie z powtórnym przyjściem Chrystusa. Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas, że „w obliczu Chrystusa, który jest prawdą, zostanie ostatecznie ujawniona prawda o relacji każdego człowieka z Bogiem. Sąd ostateczny ujawni to, co każdy uczynił dobrego i to, czego zaniechał w czasie swego ziemskiego życia, łącznie z wszystkimi tego konsekwencjami” (KKK 1039).
Dla tych, którzy wcześniej odeszli z tego świata – ogromnych rzesz ludzi żyjących w różnych momentach historii, zmarłych i osądzonych już w chwili śmierci (sąd szczegółowy) – nie będzie to zmiana wyroku, a raczej ostateczna pieczęć potwierdzająca ich los w wieczności. Dla tych, którzy doczekają dnia sądu – moment decydujący o ich przyszłości. Nie sposób jednak uniknąć pytania o to, co dokładnie będzie przedmiotem sądu – jakim kryterium będzie się kierował Bóg, oddzielając dobrych od złych i zapraszając tych pierwszych do wiecznego szczęścia z sobą? Otóż wbrew pozorom właśnie to kryterium zostało nam wyraźnie zakomunikowane – Jezus podał je bardzo precyzyjnie. Kłopot w tym, że chyba wciąż jeszcze nie wsłuchaliśmy się w Jego słowa wystarczająco dokładnie i nie wyprowadziliśmy z nich właściwych konsekwencji.
Pomoc w kochaniu
W Ewangelii według św. Mateusza możemy znaleźć znamienny i sugestywny obraz sądu ostatecznego, który przekazuje swoim słuchaczom Jezus (por. Mt 25, 31-46). Mówi o tym, że gdy Syn człowieczy przyjdzie powtórnie w swej chwale i zgromadzi przed sobą wszystkie narody, oddzieli dobrych od złych, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Czym się będzie kierował? Paradoksalnie wcale nie ilością przeczytanych traktatów teologicznych, wygłoszonych płomiennych kazań czy budujących świadectw, liczbą godzin spędzonych na modlitwie czy nabożeństwach w Kościele, albo czasem poświęconym na pobożną lekturę czy duchowe rozmowy. To wszystko ma nam bowiem jedynie pomóc bardziej kochać, a nasza miłość powinna przejawiać się w umiejętnej odpowiedzi na potrzeby „najmniejszych”.
Wiara i pobożność mogą się na nic nie przydać
W swoim nauczaniu Jezus nazywa błogosławionymi tych, którzy otaczają troską głodnych, spragnionych, przybyszów, nagich, chorych i przebywających w więzieniach, a przeklętymi tych, którzy tego nie czynią. Oczywiście, lista owych „najmniejszych” oraz ich potrzeb nie jest zamknięta. Greckie słowo ἐλἀχίστος (elachistos) – bardzo mały, najmniejszy – odniesione do ludzi, oznacza nie tylko tego, kto jest niewielkiego wzrostu, ale także kogoś słabego, bezradnego, wzbudzającego litość, wymagającego pomocy. Z takimi właśnie osobami Jezus utożsamia się najbardziej, co znaczy, że sposób, w jaki je potraktujemy, jak odpowiemy na ich podstawowe, życiowe potrzeby, jest równoznaczny ze sposobem, w jaki potraktowalibyśmy Syna Bożego.
To poruszające i wstrząsające zarazem. Może się bowiem okazać, że jeśli nasza wiara i pobożność nie są w służbie tak rozumianej miłości, na nic się nam nie przydadzą. Rację miał bowiem św. Jan od Krzyża, gdy pisał, że pod koniec życia sądzeni będziemy z miłości.