separateurCreated with Sketch.

Słyszeliście o Szkole Żon? „Te spotkania to czas wytchnienia i zrozumienia”

Foto: archiwum Uli Dudek

Foto: archiwum Uli Dudek

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ania, Kuka i Ula to trzy pełne mocy kobiety, tegoroczne moderatorki Szkoły Żon – miejsca wzrostu dla kobiet w małżeństwach. Jak same mówią, otwierają drzwi i zapalają światło, a Duch Święty działa w kobiecych sercach.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Małgorzata Trawka: Szkoła Żon – co to takiego?

Ania Kicinger: Nazwa „Szkoła Żon” funkcjonuje już od 2016 r., gdy zaczęłyśmy w naszej wspólnocie Woda Życia prowadzić spotkania dla kobiet w grupkach rozsianych po Warszawie i okolicach, tam gdzie mieszkamy. Zapraszałyśmy na nie nasze przyjaciółki, znajome, sąsiadki. Zaczęłyśmy formację od książki Lindy Dillow „Jaką żoną jestem?” i stąd przyjęła się ta nazwa.

Ula Dudek: To jest „szkoła”, w której udział jest dobrowolny, treści są życiowe, a forma spotkań jest atrakcyjna i dopasowana do aktualnych potrzeb kobiet. W ciągu roku nasze spotkania stają się coraz głębsze, bo znamy się coraz lepiej i czujemy się coraz lepiej ze sobą. Idziemy razem i towarzyszymy sobie w rozwoju duchowym. Z moim mężem od lat prowadzimy homeschooling, a to, co robimy w formacji kobiecej, to taki bardziej lifeschooling czy nawet wifeschooling (śmiech).

Czy to nie wymaga pokory, żeby uznać: muszę jeszcze jako żona się poduczyć, potrzebuję dodatkowych szkoleń?

Ania: Formujemy się przez relacje. Czy nazywamy się Szkołą Żon, czy inaczej – nie ma większego znaczenia. Znaczenie ma to, że zaprasza mnie jakaś osoba, koleżanka, której ufam, która idzie drogą wiary. A ja dołączam, żeby z nią coś przeżyć, razem wzrastać. My, kobiety, mamy potrzebę spotkania. Nasza nazwa ma wskazywać na przestrzeń wzrostu i formacji dla żon w duchu otwartości ewangelizacyjnej.

Potrzebujemy wspólnoty doświadczeń

Co was skłoniło do zaangażowania się w formację kobiet?

Ola Wąsowicz-Peinado (Kuka): Spotykamy się już od lat. Jeździłyśmy na rekolekcje z naszymi rodzinami, na których był też czas na spotkania tylko dla żon. Chwila wytchnienia, relaksu, wspólnej modlitwy tylko dla dziewczyn. Z tych spotkań, które pokazały, że potrzebujemy wspólnoty doświadczeń, wzrostu i relaksu, narodziła się Szkoła Żon. A teraz konkretne osoby, które usłyszą w sercu: „To jest twój rok”, idą służyć innym dziewczynom jako koordynatorki tych spotkań.

I to jest teraz wasz rok! Jesteście bardziej nauczycielkami czy uczennicami? Więcej dajecie czy czerpiecie?

Ula: Formuła spotkań kobiecych opiera się przede wszystkim na pracy własnej w ciągu miesiąca, a potem na spotkaniu, na którym dzielimy się i modlimy. Każda z nas jest tą, która przede wszystkim czerpie, rozwija się i dzieli, stając się inspiracją dla innych. Nie jesteśmy wobec siebie nauczycielkami, korzystamy z zewnętrznych źródeł, wartościowych książek, nagranych dla nas konferencji. 

Ania: Jako moderatorki dajemy swój czas, zaangażowanie, talenty i modlitwę, aby to, co robimy, było atrakcyjne i trafiało w potrzeby kobiet. A czerpiemy radość, wzrost, relacje, poczucie spełnienia, bo nasze talenty mogą zostać wykorzystane w Bożym celu.

Kuka: Dla mnie umocnieniem w wierze jest patrzenie, jak Pan Bóg działa w naszym życiu, jak dziewczyny się rozwijają. Ta ciągłość kontaktu ze sobą pozwala zauważyć, jak inne osoby rosną w relacji z Bogiem.

Czas wytchnienia i wysłuchania

W jaki sposób relacja z innymi kobietami ma nam pomóc rozwijać relację z Bogiem i mężem?

Kuka: Pomaga nam wspólnota doświadczeń. W kobiecym gronie dzielę się radościami i trudnościami. Widzę, że inne dziewczyny przechodzą przez podobne sytuacje, nieuniknione sprawy. Widzę, jak starają się budować relację z Bogiem, jak starają się nie zawalić relacji z mężem. Ich świadectwo mnie buduje i zachęca do dalszej roboty.

Ula: Szczególnie, że bycie żoną staje się coraz bardziej niszowym stanem w naszym otoczeniu.

Ania: Dzielenie na spotkaniach wynika ze specyfiki naszych serc, które naprawdę szukają głębi. Same spotkania są tak naprawdę czasem wytchnienia, zrozumienia, poczucia, że jestem wysłuchana, przyjęta. Ja też przyjmuję i wysłuchuję innych. To jest przestrzeń, w której odbudowujemy nasze siły, by dalej podejmować zadania i obowiązki.

Ula: Nie jesteśmy grupami terapeutycznymi. Idziemy cały rok jednym składem, mamy zasady dzielenia. To wprowadza porządek, dzięki któremu możemy lepiej sobie towarzyszyć. 

Te spotkania są drogą czy celem?

Ula: Warto się spotykać, być razem, dobrze ustawić wartości: pierwsza jest relacja z Bogiem, potem z mężem. To przez te lata już nam weszło w krew. Ale trzeba w tym trwać i dobrze jest mieć przyjaciółki, które też w tym trwają. I to jeszcze z okolicy, bo staramy się tworzyć tzw. bazy (czyli te nasze kobiece grupki) lokalnie. Wspieramy się wtedy i pomagamy sobie sąsiedzko. Co miesiąc spotykamy się też na uwielbieniu, a raz w roku na dniu skupienia dla wszystkich baz. 

Kładziemy też nacisk na formację małżeńską, dlatego mamy również propozycje dla małżonków. W ubiegłym roku zaproponowałyśmy małżeństwom wyjazd walentynkowy „RandkujeMY”, który był oddechem lata w środku zimy. Było kino, warsztaty, tańce, sauna, a w pokojach nastrojowe lampki.

Bez narzekania, z wytrwałością

Jakie owoce tej kobiecej formacji widzicie w waszym życiu?

Kuka: Musimy przeczytać jedną książkę rocznie (śmiech) i żadna z nas nie jest rozwiedziona. To są widoczne efekty. Owocem namacalnym są też przyjaźnie i relacje. Nie sprawdzimy, co by było, gdyby nie było w naszym życiu Szkoły Żon. Ale czuję się zmotywowana, prawdopodobnie bardziej, niż gdybym ten czas poświęcała na telefoniczne rozmowy z przyjaciółkami, narzekając na męża. Tu poświęcam swój czas w dobrym duchu i mam poczucie, że to mnie buduje.

Ania: Ta trwałość – bo niektóre z nas pracują już ósmy sezon – powracanie do pewnych treści, sprawia, że siłą rzeczy budują się w nas dobre nawyki, utrwalają dobre praktyki duchowe czy też te z życia codziennego. Jest walka z grzechem, wzrastanie w cnotach – jakby rzekł teolog. Boża łaska nieustannie kapie w nasze serca. Ciągle się na tę łaskę otwieramy. Nie rzucamy się tylko w wir codzienności, ale co miesiąc od nowa czymś się karmimy, doświadczamy umocnienia. Ta wytrwałość i wierność nie może nie doprowadzić do wzrostu.

Ula: Zdobywamy zaufanie do tego, że bycie żoną jest w porządku – szczególnie, gdy doświadczamy kryzysów. Słyszymy wspaniałe, budujące historie, gdy po trudnych miesiącach czy latach pojawia się światło w życiu kobiet. To daje innym nadzieję.

Szkoła Żon – zrób to sama!

A jeśli jakaś żona pomyśli teraz: „To by mi się przydało!”, to co ma zrobić? Czekać na rozpoczęcie roku szkolnego”?

Ula: Do naszej formacji trafiają nasze znajome, sąsiadki i koleżanki zapraszane osobiście lub takie, które odnalazły nas przez naszą stronę szkolazon.pl. Ale czasem Duch Święty działa w sposób niestandardowy. W zeszłym roku powiesiłam na płocie plakat, który miał kierować do mnie uczestniczki pierwszego spotkania. Przechodząca z psem dziewczyna, która dopiero wprowadziła się na sąsiednią ulicę, zapisała mój numer i zadzwoniła, że właśnie szuka kobiecej grupy wzrostu! 

Kuka: Nie jest tak, że cały świat musi dołączyć akurat do Szkoły Żon. Masz kobiety, przyjaciółki w swoim otoczeniu? Zaproś je na wspólne spotkania przy herbacie, kawie, z dziećmi lub bez – zależy jakie masz uwarunkowania. Porozmawiaj w parafii z jakimś księdzem, czy ktoś by was przygarnął, pobłogosławił. Weźcie na warsztat książkę, którą masz pod ręką, którą chciałabyś przeczytać, którą twoje koleżanki chciałyby przeczytać wspólnie, i do dzieła! 

Można się też oczywiście z nami skontaktować. Możemy „sprzedać” know-how wypracowany któryś już rok i możemy pokazać, jak to się robi. Mamy obecnie 37 baz w Polsce, dwie online i jedną w Japonii. Zrzeszają one prawie czterysta kobiet, ale nie wszyscy muszą dołączyć do tej samej formacji. 

Ania: To jest pewien pomysł na spotkania dla kobiet, który wypracowałyśmy, widzimy, że działa, pączkuje, rozrasta się. Nie ma w tym nic skomplikowanego. Nie ma problemu, żeby powtarzać, powielać, modyfikować, żeby to się rozwijało w całej Polsce. Nasze bazy nie działają na zasadzie „kopiuj-wklej”. Każda ma swoją specyfikę, bo ktoś ma więcej czasu, mniej, ma dzieci pod opieką, nie ma, spotyka się w domu lub w salce. Każda baza jest inna i każda jest cudowna.

Ula: Dobrze jest, żeby koordynatorki spotkań – które są takim sercem grupki, bo muszą czasem zainspirować, zachęcić, służyć, tworzyć przestrzeń, przekazać coś więcej – miały swoje własne spotkania. Żeby mogły czuć się pewniej z tymi siłami, które posiadają. Zobacz, żono, że ty to potrafisz, możesz stworzyć taką grupkę. My ci podpowiemy, co już odkryłyśmy, a ty działaj w swojej społeczności.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!