Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Karateka i katechista
Aleteia: Zostałeś mianowany świeckim katechistą w diecezji kieleckiej. Czym zajmujesz się na co dzień?
Sebastian Romaniak: Na co dzień jestem młodym mężem. Moja rodzinna parafia znajduje się w Smardzowicach, w diecezji kieleckiej. Mieszkam jednak i pracuję w Krakowie, gdzie jestem trenerem karate. Studiuję także teologię w Warszawie, ale jako katechista będę posługiwał w rodzinnej parafii.
Jak dowiedziałeś się o posłudze katechisty?
Dowiedziałem się o tym od proboszcza z mojej rodzinnej parafii. Zadzwonił do mnie i powiedział, że jest kurs dla katechistów i zapytał, czy chciałbym wziąć w nim udział. Zaproponował, bym wszedł na stronę Szkoły Katechistów, prowadzonej przez Koinonię św. Pawła w Kielcach i poczytał, o co chodzi w tej posłudze, jakie są zadania katechisty i kim jest taka osoba. Spodobało mi się to. Stwierdziłem, że to jest coś dla mnie, szczególnie że kilka dni wcześniej postanowiłem pójść na teologię i zacząć bardziej działać na rzecz Kościoła. Gdy dostałem ten telefon od proboszcza, to pomyślałem, że jest to ewidentny znak od Pana Boga i warto spróbować. Że On chce mnie właśnie w takiej roli.
Rozumiem, że musiałeś się już wcześniej angażować w swojej parafii, skoro proboszcz zadzwonił akurat do ciebie?
Tak, byłem zaangażowany przez służbę liturgiczną, byłem ministrantem przez wiele lat, chodziłem też do szkoły katolickiej w Krakowie.
Powołanie katechisty
Wspomniałeś, że odczytałeś to zaproszenie od proboszcza, jako znak od Boga. Czy bycie katechistą traktujesz jako powołanie?
Tak, tak, zdecydowanie. Myślę, że to jest powołanie. Do ewangelizacji, nauczania, do pomagania, przekazywania wiary i, co więcej, jest ono oficjalne, z nadania Kościoła. Biskup kielecki przekazał mi oraz 25. innym osobom misję katechisty na jeden rok, którą podejmujemy na terenie diecezji kieleckiej, pod okiem miejscowego proboszcza. Jest to dla mnie zatem powołanie i duchowe, osobiste i oficjalne ze strony Kościoła.
Czym będziesz zajmował się jako katechista w swojej parafii?
Jako katechiści jesteśmy zaangażowani w ewangelizację dorosłych. Oznacza to po prostu głoszenie dorosłym podstawowych prawd wiary, o których często nie słyszeli, być może zapomnieli. To tak zwany kerygmat, pierwsze głoszenie o miłości Boga, o tym, że zgrzeszyliśmy i Pan Jezus nas zbawia i musimy się nawrócić, że dostajemy Ducha Świętego i jesteśmy włączeni do Kościoła.
Cały ten przekaz kerygamtyczny, jest w stanie zrodzić w człowieku, który nigdy go nie słyszał, lub nie był zaangażowany, albo letni, żywą wiarę i pragnienie pogłębienia relacji z Bogiem. Jest to też mocno związane z przygotowaniem do sakramentów. Moim zadaniem będzie głoszenie tego kerygmatu zwłaszcza tym, którzy chcą przyjąć sakramenty.
Zdarza się, że na spotkaniach dla bierzmowanych, czy narzeczonych ten aspekt jest pomijany na rzecz spraw organizacyjnych, jakichś prób, a brakuje przygotowania duchowego. I to jest miejsce na pierwsze głoszenie, wprowadzenie w chrześcijaństwo i pokazanie, czym ono tak naprawdę jest. Dużo osób zapewne nigdy nie miało szansy doświadczyć głębszej relacji z Panem Bogiem.
A jak będzie to wyglądać od strony praktycznej?
Jako katechiści jesteśmy też zaproszenie do kreatywności i szukania sposobów na dotarcie do ludzi. Przede mną i moim proboszczem stoi teraz kwestia znalezienia tych metod i przestrzeni. Ale chcemy to związać z przygotowaniem do sakramentów: ślub, chrzest dzieci i ich komunia oraz bierzmowanie. To może być jedno spotkanie, to może być kilka spotkań – będziemy to ustalać i dostosowywać do odbiorców. A jeśli będzie zainteresowanie wśród innych osób na spotkania katechetyczne dla dorosłych, to spróbujemy i tego: żniwo jest wielkie!
Pierwsza taka szczera modlitwa
Czy ty spotkałeś w swoim życiu Jezusa i wszedłeś z Nim w głęboką relację?
Mam nawet dużo takich momentów. Nigdy nie byłem daleko od Kościoła, więc ciężko mi znaleźć takie przełomowe wydarzenie. Zawsze byłem zaangażowany w wiarę i pociągała mnie ona, nie miałem takiego mocnego nawrócenia o 180 stopni. Ale pamiętam moment decyzji i takiego mocniejszego pójścia za Panem Jezusem. Było to kilka lat temu, byłem wtedy w ostatniej klasie liceum. Pewnego wieczora modliłem się w pokoju i była to moja pierwsza szczera modlitwa, niebędąca powtarzaniem słów. Modliłem się z głębi serca. Czytałem fragment Ewangelii Jana, gdzie jest scena, w której Jezus pyta Piotra, czy ten Go miłuje, on odpowiada: Tak Panie, kocham Cię. Gdy weźmiemy tekst grecki, to okazuje się, że Szymon Piotr odpowiada „słabszą” miłością, niż tą, o którą pyta Jezus – agape. Piotr odpowiada „fileo te”, czyli tak jakby powiedział: „lubię Cię, Jezu”.
Bardzo mocno mnie to poruszyło, przemówiło do mojego serca i pomyślałem, że nie muszę udawać, że jestem kimś, kim nie jestem i mówić Jezusowi, że Go kocham, mimo iż czułem, że wcale tak nie jest. Pierwszy raz miałem taką odwagę klęknąć i powiedzieć: „Jezus lubię Cię, szanuję Cię, jeszcze Cię nie kocham, ale naprawdę chciałbym za Tobą pójść”. To był taki moment naprawdę przełomowy. Życie popłynęło jakoś szybciej i tak zacząłem wtedy naprawdę intensywnie odkrywać to, kim jest Jezus i budować relację z Nim.
A jak wyglądało twoje przygotowanie w Koinonii św. Pawła?
Pierwszy rok to formacja podstawowa. Kolejnym etapem jest formacja stała, która jest konieczna do przedłużenia misji. Nie wiem jeszcze o niej za wiele, gdyż dopiero ukończyłem tę podstawową (śmiech).
Formacja podstawowa opierała się na metodach szkół nowej ewangelizacji. Zaczęliśmy od kursu Nowe Życie. W jego trakcie sami mogliśmy usłyszeć kerygmat. Potem mieliśmy comiesięczne spotkania w duchu nowej ewangelizacji. Omawialiśmy takie tematy jak Słowo Boże, Jezus w czterech Ewangeliach, modlitwa chrześcijańska, a zwłaszcza Ojcze nasz. Zwieńczeniem formacji był tygodniowy kurs Paweł, który przygotowywał nas do głoszenia, gdyż mogliśmy się nauczyć różnych metod ewangelizacji i trochę przećwiczyć głoszenie (śmiech).
„Jestem z niego dumna”
Powiedziałeś, że jesteś młodym mężem. Co myśli twoja żona o twoim zaangażowaniu?
Żono, co ty o tym myślisz?
Okazało się, że naszej telefonicznej rozmowie cały czas przysłuchiwała się Olga, żona Sebastiana.
Olga: Sebastian był na jednej uczelni, potem na drugiej, szukał swojego miejsca i dopiero gdy zaangażował się w Kościół, to widzę, że jest szczęśliwy! Ja się tylko z tego cieszę. Nie mogę go oderwać od nauki, bo cały czas coś czyta, słucha podcastów, studiuje Biblię. Śmieję się, że gdyby wybuchł pożar, to najpierw chwyciłby Pismo Święte, a dopiero potem żonę (śmiech). To jest piękna droga, w której jako świeccy, małżonkowie możemy iść za Jezusem. Wierzę, że prędzej czy później, to będzie też bardziej dotyczyć mnie samej, a nie tylko Sebastiana.
Jestem z Niego bardzo dumna i cieszę się, że będzie mógł się podzielić z innymi swoją osobistą relacją z Bogiem, bo myślę, że też ma taki dar, że jest bardzo autentyczny i nie musi odgrywać roli nauczyciela, ale dzieli się po prostu swoją przygodą z Jezusem. Już teraz katechizuje swoją rodzinę. Potrafi bardzo dyskretnie i naturalnie przemycić temat Pana Boga w rozmowie.
Sebastian: Ktoś może zapytać, po co w parafii katechista – nie ma księdza, żeby się tym zajął? Myślę, że nam, świeckim, jest łatwiej dotrzeć do innych świeckich. Jesteśmy w takiej samej sytuacji i możemy być świadectwem, jak wierzyć i iść za Jezusem.