separateurCreated with Sketch.

Czy konflikt na Bliskim Wschodzie to wojna religijna?

Wojna na Bliskim Wschodzie to nie wojna religijna
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ataki terrorystyczne, zabijanie przywódców wroga, ostrzały rakietowe... Wielu komentatorów przedstawia wojnę na Bliskim Wschodzie jako wojnę religijną. Zdaniem francuskiego geopolityka Jeana-Baptiste’a Noé to błędne założenie. W tym konflikcie ponad motywami religijnymi stoją inne racje – pisze Noé w artykule dla Aletei.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Eliminacja przywódców Hezbollahu i szefa Hamasu w Libanie świadczy o technicznej i wojskowej zdolności Izraela do precyzyjnego atakowania przeciwników z dystansu. Odpowiedź Iranu była nieunikniona. Jednak tak długo, jak trwa wojna na Bliskim Wschodzie, mówi się, że ten konflikt to wojna religijna, w której przynależność wyznaniowa ma pierwszeństwo przed wszystkim innym i jest siłą napędową konfliktu. Jest to błędny pogląd, niemający odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Wiele twarzy Hezbollahu

Weźmy na przykład Hezbollah, jednego z głównych graczy w tym konflikcie. Został założony w 1982 r. przy logistycznej i finansowej pomocy Iranu i jest szyicką milicją działającą głównie w południowym Libanie i na równinie Bekaa. Jest zdeterminowany, by zniszczyć Izrael, ale bardziej jednak służy polityce Iranu niż sprawie palestyńskiej. Mobilizuje tłumy i motywuje swoje oddziały sięgając do szyickiego islamu. Ale wymiar religijny nie jest tu jedyny. Oprócz brutalnych akcji prowadzonych od momentu powstania, takich jak atak na armię francuską, w którym zginęło 58 spadochroniarzy, i ostrzał północnego Izraela, Hezbollah prowadzi także działania gospodarcze i społeczne, np. finansuje szkoły i szpitale oraz zapewnia pracę wielu Libańczykom.

Hezbollah, częściowo finansowany z handlu narkotykami, które przepływają w szczególności przez Zatokę Gwinejską, przeniknął do całego Libanu. Ma polityczną wizytówkę w postaci niektórych członków parlamentu i spore oddziaływanie społeczne, szczególnie wśród ludności szyickiej, w której wielu osób żyje z jego dotacji. Ale Hezbollah bywa również wspierany przez społeczności chrześcijańskie. Było tak zwłaszcza w 2006 r. podczas nalotów prowadzonych przez Izrael i ponownie w 2013 r. podczas wojny w Syrii. Rzeczywistość jest zatem bardziej złożona niż prosta interpretacja, która stawia szyitów przeciwko sunnitom, a muzułmanów przeciwko chrześcijanom.

Religia jako filar

Przynależność religijna jest istotnym filarem tożsamości. Ale jeśli chodzi o wybory polityczne, nie jest to jedyny czynnik brany pod uwagę. Liczy się też logika wspólnotowa, tym bardziej w Libanie, gdzie państwo de facto nie istnieje i jest bezsilne. Ponadto istnieją systemy plemienne dla ludności pustynnej, jak w Jordanii, Syrii i Iraku, oraz systemy plemienne i religijne dla niektórych bardzo specyficznych populacji, takich jak druzowie i alawici. Ci ostatni są przywiązani do islamu, choć przez niektórych sunnitów uważani są za heretyków.

Podczas wojen i innych zagrożeń różne społeczności mogą weryfikować swoje sojusze w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Tak było na przykład podczas wojny w Syrii, kiedy wielu chrześcijan poparło reżim alawity Assada, wierząc, że ochroni ich lepiej niż dżihadyści.

Podzieleni chrześcijanie

W Libanie chrześcijanie nie tworzą jednolitego bloku pod jednym sztandarem. Ich stanowisko ewoluuje w zależności od ich sytuacji społecznej i politycznej, a także od wspomnień i urazów z poprzednich wojen.

Na przykład kiedy maronita (a więc chrześcijanin) generał Michel Aoun w 2016 roku został wybrany na prezydenta, był wspierany przez chrześcijan i muzułmanów w Sojuszu 8 Marca, pro-syryjskim ruchu, który obejmował szyicką milicję Amal, Hezbollah i maronicki ruch Marada. Szef Marady Sleimane Frangié, który był kiedyś typowany na kandydata konsensusu w libańskich wyborach prezydenckich, jest sprzymierzony z Hezbollahem i szczerze nie cierpi chrześcijanina Samira Geagea, bo pamięta, że jego milicja zdziesiątkowała rodzinę Frangié podczas wojny domowej.

Podczas operacji wojskowych najbardziej cierpią najbiedniejsze społeczności chrześcijańskie

Relacje między społecznościami nie są kształtowane przez religię, ale przez politykę i interesy plemienne. Do tego dochodzą jeszcze różnice społeczno-ekonomiczne. Podczas operacji wojskowych najbardziej cierpią najbiedniejsze społeczności chrześcijańskie, a zatem są one najbardziej skłonne do sprzymierzania się z biednymi populacjami szyickimi. Ci, którzy są w lepszej sytuacji, zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie, łatwiej mogą się ochronić przed tragediami, który przynosi wojna, bo mają rodziny i znajomych za granicą, do których mogą wysyłać dzieci i dzięki którym mogą prowadzić działalność zarobkową. Również w tym przypadku wymiar religijny, choć ważny, nie jest decydującym czynnikiem przy podejmowaniu wyborów politycznych.

Wojna na Bliskim Wschodzie może się zakończyć

Z drugiej strony przywódcy duchowi mają do odegrania kluczową rolę w zaprowadzaniu pokoju na Bliskim Wschodzie. Tę rolę od czasu libańskiej wojny domowej odgrywają zwłaszcza chrześcijańscy patriarchowie, przyczyniając się do dialogu i zrozumienia między różnymi społecznościami.

W ten sposób wiara, która nie jest – jak starałem się udowodnić – główną przyczyną konfliktów w tym regionie, może się przyczynić do zaprowadzenia pokoju.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!