separateurCreated with Sketch.

Mistycy katoliccy o szczęściu. Obojętność, humor i zapomnienie

Dzieci z latawcem
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Każdy człowiek szuka szczęścia. Dotyczy to wszystkich, bez wyjątku. Różnie można sobie oczywiście wyobrazić, czym jest szczęście. Za każdym razem pozostaje ono jednak celem naszych dążeń.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Pragnienie szczęścia stoi w gruncie rzeczy za każdą intencją. Jeśli ktoś dąży do bogactwa, to właśnie dlatego, że jest przekonany o szczęściu, jakie przyniosą mu pieniądze. Z kolei ten, kto tęskni za przyjaźnią czy miłością, w istocie wierzy, że osiągnięcie tych rzeczy na stałe go uszczęśliwi. Dlatego, jak przekonywał św. Klaudiusz de la Colombière, każda nasza modlitwa prośby ma tylko jeden przedmiot. Jest nim szczęście.

Radość między niebem a ziemią 

Dotyczy to również (a może przede wszystkim) naszego celu ostatecznego. Ewangelia najmocniej akcentuje szczęście wtedy, gdy mówi o Królestwie Niebieskim. O tym nie należy zapominać. Po tej stronie nieba zawsze narażeni jesteśmy na trudy i doświadczenia.

„Dla mnie, Boże, być blisko Ciebie, to szczęście” (Ps 73,28), modlił się Psalmista. Właśnie dlatego sobór trydencki, trzeźwo oceniający naturę ludzką, orzekł, iż błędem byłby pogląd, wedle którego właściwym nastawieniem ducha byłoby służenie Bogu bez oczekiwania na uszczęśliwienie przez oglądanie Go twarzą w twarz w niebie. Nie tak zostaliśmy stworzeni. Bóg pragnie, abyśmy czerpali z Jego bliskości pełną radość dla samych siebie.

Można jednak zapytać, czy chrześcijaństwo w zupełności uzależnia szczęście od życia wiecznego, tak jakby nie było tutaj, na ziemi, drogi szczęśliwego życia? Rzecz jasna, nie można tak powiedzieć. Ewangelia wskazuje bowiem kierunek także takiemu człowiekowi, który chce „miłym uczynić swe życie i pragnie oglądać dni szczęśliwe” (1P 3, 10). Tego rodzaju treści odnajdziemy w całym Piśmie Świętym całkiem sporo. Na przykład Psalmista wyznaje: „Pozwól nam już z rana żywić się Twą dobrocią, a będziemy się radować i cieszyć po wszystkie dni” (Ps 90,14).

Pamiętajmy przy tym, że pokój, jaki daje Chrystus, znacznie różni się od tego, który oferuje świat. Nie opiera się na stanie posiadania oraz ułudzie. Jest inny, ponieważ prawdziwy, trwały i skuteczny. Tak więc chrześcijańscy mistycy, mówiąc o szczęśliwym życiu, lubowali się w paradoksach. Często powtarzali, że tylko ten, kto umarł, potrafi żyć w pełni, a ten, kto stracił siebie, cudownie siebie odnalazł. Dla wielu z nas brzmi to, być może, zbyt wzniośle, lecz prawdą jest, że to właśnie mistycy doskonale poznali tajemnicę ludzkiego szczęścia.

A więc zapytajmy: jak osiągnąć w tym życiu szczęście? Jego sekret tkwi w trzech kluczowych postawach.

Zapomnij o sobie

Szesnastowieczny hiszpański franciszkanin, św. Piotr z Alkantary, twierdził, że szczęście to po prostu inna nazwa pokoju duszy. Nie chodzi więc o ekstatyczną radość, która wybucha nagle i równie szybko przemija, lecz o stałą ciszę w sercu. Mówiąc jeszcze inaczej, człowiek szczęśliwy to taki, który jest w swoim wnętrzu spokojny. Gdyby się głębiej zastanowić, to właśnie do takiego stanu tęsknią ludzie. Mówi się przecież, że człowiek szczęśliwy to taki, który zaspokoił wszystkie swoje pragnienia.

Jak jednak dojść do tego najbardziej pożądanego stanu? Pokój duszy można osiągnąć, zdaniem św. Piotra z Alkantary, tylko jednym sposobem: zapominając o sobie. Dopiero wtedy człowiek może otworzyć się na świat i czerpać z życia jak najwięcej dobra. W przeciwnym wypadku doświadcza świata przez swój pryzmat, szukając we wszystkim samego siebie, zawsze niezaspokojony, niepełny, wciąż czegoś poszukujący i niezadowolony.

Zapomnienie o sobie nie powinno być jednak kojarzone z brakiem asertywności bądź nadmiernym poświęceniem dla innych. Istnieją przecież ludzie, którzy pod pozorem troski o drugiego narzucają swoją wolę oraz czerpią poczucie własnej wartości z bycia potrzebnym. To błąd, ponieważ w takim wypadku nie zapomnieliśmy tak naprawdę o sobie, lecz nadal szukamy samopotwierdzenia w oczach innych, tyle że w bardziej subtelny i pozornie uduchowiony sposób. 

W tekście św. Piotra z Alkantary chodzi o nastawienie wewnętrzne. Potocznie mówi się nawet, że człowiek żyjący pełnią życia potrafi zapomnieć się w radości oraz entuzjazmie, które przeżywa. Takie zapomnienie oznacza akceptację siebie, odejście od nadmiernych oczekiwań wobec świata, przyjęcie chwili obecnej, wyciszenie. Oto paradoks życia duchowego.

Przesłanie dzieła św. Piotra z Alkantary przedstawia się więc następująco: kiedy człowiek dojdzie do stanu, w którym będzie umiał zapomnieć o sobie, wówczas porzuci większość swoich niepokojów i osiągnie pokój duszy. Ten pokój to inna nazwa szczęścia.

Śmiej się ze świata

Chrześcijańscy mistrzowie życia wewnętrznego wiedzieli, że człowiek staje się naprawdę szczęśliwy nie wtedy, gdy nabywa coraz więcej dóbr, lecz wtedy, gdy pozbywa się w swoim życiu naddatku. Dobrze jest mieć, ale człowiek może się tym cieszyć dopiero wtedy, gdy nie

Jeden z mnichów mieszkających na Górze Synaj, św. Jan Klimak, zalecał w tym celu wyśmiać się z całego świata. Jeśli Bóg kładzie w nasze ręce jakąś odpowiedzialność, to musimy, oczywiście, przyjąć to z szacunkiem i powagą. Ale w sensie ostatecznym życie doczesne nie powinno być traktowane z nadmiernym zaaferowaniem.

„Czas jest krótki” – pisał Paweł Apostoł – „trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, którzy się radują, tak jakby się nie radowali, ci zaś, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali” (1 Kor, 7,30-31). Wszystkie sprawy tego świata są względne. Życie jest krótkie, a wieczność czeka. A gdyby tak, idąc za radą św. Jana Klimaka, śmiać się z doczesnych trosk, niespełnionych pragnień, samotności, pustki, tej czy innej porażki lub ludzkich osądów?

I znowu pojawia się tutaj pewien paradoks: im mniejszą wagę przywiązujemy do życia doczesnego, a bardziej skupiamy się na niebie, tym pełniejsze staje się nasze życie tutaj, na ziemi. Zaczynamy wówczas doświadczać świata radośniej i w większej wolności. Warunkiem jest jednak przyjęcie w sercu pouczeń, które przynosi św. Jan Klimak. Jednym z nich jest odpowiedni dystans do świata doczesnego (czyli tak zwane „oderwanie”) i odpowiednia doza humoru.

Bądź obojętny

Tradycyjna duchowość chrześcijańska przedstawiała jeszcze jedną receptę na szczęśliwe życie. Obok zapomnienia o sobie oraz śmiechu jest jeszcze sacra ignorantia, czyli święta obojętność. Pisało o niej wielu mistrzów duchowych, wśród których najwybitniejszymi są św. Ignacy Loyola, św. Alfons Liguori oraz św. Maksymilian Maria Kolbe. 

Znów odwołajmy się do przykładu Pawła Apostoła. Umiem pogodzić się ze wszystkim w moim życiu, pisał, czy to wtedy, gdy jestem syty, czy wtedy, kiedy głód cierpię, zarówno wtedy, gdy obfituję w dobra zewnętrzne, jak i wtedy, kiedy odczuwam ich brak (por. Flp 4,12). Dla Apostoła nie było większej różnicy, czy spełnią się jego plany, czy też przyjdzie mu pójść inną drogą, niż postanowił. Dzięki temu był otwarty na wszystko, co życie przyniesie z rąk Bożych. Nawet jeśli czekała go jakaś przeciwność losu, szukał w niej dobra.

Święta obojętność nie oznacza, oczywiście, nieczułości ani braku empatii. Nie mylmy jej zatem, jak wielokrotnie przypominał św. Liguori, z oziębłością czy oschłością. Powinniśmy być czuli, dbać o samych siebie i naszych bliskich, zachowując jednocześnie odpowiedni dystans do spraw tego świata. W przeciwnym wypadku, przekonywał św. Jan od Krzyża, wyzbywamy się pokoju i wolności, aby zyskać jakieś upragnione dobra, które ostatecznie biorą nas w niewolę. 

Bycie „święcie obojętnym” nie oznacza również bezczynności. Na ile to od nas zależy, powinniśmy brać odpowiedzialność za nasze życie. Ewangeliczna przypowieść o robotnikach w winnicy pokazuje, że nasze starania, wspomagane łaską Bożą, mają znaczenie. Ale cała reszta pozostaje sprawą woli Bożej. Człowiek w swym sercu wiele planuje, liczą się jednak ostatecznie tylko sądy Pana (Prz 19,21).

Nie jest dobrze, byśmy kurczowo trzymali się tego, co od nas niezależne. Kiedy Bóg prowadzi nas drogami przeciwnymi do tych, których sami byśmy sobie życzyli, powinniśmy pozostać otwarci i wolni. Nieważne, ten czy inny scenariusz na życie. W każdym z nich można być szczęśliwym.

Przy wszystkim zachować czujność

Dla chrześcijańskich mistrzów życia wewnętrznego było czymś oczywistym, że obojętności, pełnego humoru dystansu do świata oraz świętej obojętności nie da się osiągnąć wysiłkiem woli. Są to bowiem postawy, które rodzą się w nas powoli, wraz z duchowym dojrzewaniem. Tutaj w grę wchodzi codzienna czujność.

Mowa tutaj o greckim słowie nepsis. W pismach mistyków i Ojców Pustyni oznaczało ono zarówno czuwanie, czujność, jak i trzeźwe myślenie. Chodzi o to, aby patrzeć na siebie i świat możliwie czystym, pozbawionym uprzedzeń spojrzeniem. Wtedy staje się jasne, ile warte są sprawy doczesne, jak z nich korzystać, aby nie popaść w ich niewolę. Jeśli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle (Mt 6,22).

Człowiek dbający o czujność coraz lepiej rozumie, czym jest prawdziwe zapomnienie o sobie, czym jest wyśmianie tego świata i obojętność. A wtedy rodzi się w sercu szczęście.