Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Mam przyjaciela. Ale takiego, z którym mogę pogadać o wszystkim. Nasza relacja liczy sobie ponad 15 lat. Znamy się jak „łyse konie”. Wiemy o sobie chyba wszystko. Rozmawiamy na temat wiary, miłości, filozofii życia. Mówimy sobie o naszych sukcesach i porażkach, wątpliwościach. Znamy swoje słabe i mocne strony. Potrafimy się spotkać i przegadać kilka godzin, i dalej jest mało. Każdy ważniejszy krok życiowy najczęściej jest wspólnie analizowany i rozkładany na czynniki pierwsze.
Ostatnio muszę przyznać, że trochę zaniedbywałem naszą relację. Zwlekałem z odpisywaniem na wiadomości, oddzwaniałem z opóźnieniem, nie szukałem możliwości do spotkania. Ciągle z tyłu głowy miałem myśl, że przecież jest pod ręką, zawsze mogę się umówić i w ciągu 15 minut możemy się spotkać. Ale to się nie działo. Może on czekał na mój ruch, który nie nadchodził, może był rozczarowany, że się nie odzywam. Kiedy w końcu się zdzwoniliśmy oznajmił, że już tu nie mieszka. W jednym momencie poczułem się zaskoczony, oszukany, trochę zdradzony, ale od razu zrozumiałem dlaczego w ten sposób się o tym dowiedziałem. Może i chciał mi o tym powiedzieć, ja natomiast nie chciałem słuchać.
Przyjaciel, który wie wszystko
Mam jeszcze jednego Przyjaciela, który wie o mnie wszystko. Takiego, do którego mogę iść w każdej chwili i pogadać o tym co mnie boli, co mi się ostatnio udało. Ta przyjaźń jest podobna do tej opisanej powyżej. I tak jak powyżej, odkładam rozmowy na później, wiedząc, że mieszka blisko i w każdej chwili możemy się spotkać. Ostatnio też coś nie rozmawiamy za wiele. I tak sobie myślę, że On też chyba chce mi coś powiedzieć, a ja nie słucham. Czy poczuję się tak samo zaskoczony i oszukany, gdy On powie mi coś ważnego, co przespałem?
Obie te relacje są podobne. Obie mają wspólny mianownik, którym jestem ja i moje zaniedbanie. W przypadku tej pierwszej gorzej jest o tyle, że ta przyjaźń może już nie wrócić na stare tory. Może zostać żal, który trudno będzie wymazać. Jesteśmy tylko ludźmi.
W drugim przypadku sytuacja jest nieco bardziej pocieszająca. Mimo, że nawaliłem, mogę liczyć na powrót do dawnych zażyłości a nawet na dużo lepszy czas. Bo to relacja Bóg- człowiek. On nie żywi urazy, nie obraża się, szybko zapomina. On ciągle czeka „pod telefonem” i odpisze na „smsa” nawet w środku nocy, i to po 10-20-30 latach. Jeśli może przez ostatnie wakacje nie „oddzwaniałeś” do Niego – zrób to. Może te wakacje bez kontaktu trwają już kolejny rok. Nie wahaj się, to nie będzie wyglądało głupio. On Cię nie oceni. Nie powie zdania w stylu: „trwoga to do Boga” albo „odezwał się syn marnotrawny”. To ludzkie oceny. On uśmiechnie się, rozłoży ręce, przytuli i powie: „dobrze, że jesteś”. Odnów tę przyjaźń, tylko ty możesz to zrobić.