separateurCreated with Sketch.

Panie Boże, chroń nas, żeby nie zacząć dnia od modlitwy [ŚWIADECTWO]

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Oboje mają ponad 70 lat! Żyją nieszablonowo. Bez wiekowych ograniczeń. Kiedy ich małżeństwo doświadczało kryzysu, Wojtek pomocy szukał u teściowej. Na dodatek, zmarłej teściowej!

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Po pomoc do teściowej

Zawsze razem. Pełni radości. Prostej, naturalnej, czystej – takiej, na którą stać jedynie dzieci. Kiedy z nimi rozmawiasz, świat od razu wydaje ci się piękniejszy. I nawet się nie obejrzysz, jak „lądujesz” przytulony w ramionach Tereni. Tak zwyczajnie, zauważony. „Jak wchodzisz do kościoła, to się cieszysz. Kogoś widzisz i od razu się rzucasz na człowieka (…) Ludzie mi  czasami też dokuczą, ale nie umiem się na nich gniewać. Ja ich kocham”.

Wojtek, kilkanaście lat temu, kiedy ich małżeństwo doświadczało kryzysu, pomocy szukał u teściowej. Na dodatek, zmarłej teściowej! Codziennie chodził na jej grób, modlił się i prosił o wstawiennictwo. Tak walczyłem, to teraz tak łatwo nie oddam. Nie mogę żyć bez Tereni. Ona beze mnie, też nie. Dla nas zostanie samemu, gdyby jedna osoba z nas  „odpadła”, to nie mamy praktycznie  szans na egzystencję”. Mówi to mężczyzna po 50 latach małżeństwa! Z pasją tłumaczy: „My się uzupełniamy, znamy swoją wartość. To jest tak jak dwa ogniwa, bez których nie może funkcjonować maszyna. Jak nie podłączysz do gniazdka, a we wtyczce braknie jednego z bolców, to świata nie będzie. Jak są dwa –  światło jest”. Są ucieleśnieniem słów Pana Jezusa: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem.  A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mt 19, 5-6).

Terenia i Wojtek Kwapińscy namaszczeni Bożą radością i uwielbieniem, od 20 lat posługują w różnych parafiach w archidiecezji częstochowskiej w zespole ICHTIS. Przez szereg lat byli liderami „Wspólnoty Serc Jezusa i Maryi”. Wojtek gra na gitarze, Terenia śpiewa psalmy, z rękami wzniesionymi w górze. „Kiedyś ktoś powiedział, że zostaliśmy stworzeni do tego, żebym ja śpiewała, a Wojtuś przygrywał mi do psalmu”. Posługiwali m.in. dla chorych w szpitalu modląc się za personel, pacjentów, w Częstochowie w Kapicy Świętego Józefa  dla osób bezdomnych, w Nowy Jorku, w Warszawie, Leśniowe, w Wieluniu, Pajęcznie, na co dzień w parafiach radomszczańskich. 

Terenia i Wojtek zdecydowanie łamią stereotyp katolika poważnego i smutnego. Skąd czerpią siły i radość życia? W dużej mierze wynika to z darów Ducha Świętego, ale okazuje się, że również z „szantażu”. Terenia, kiedy doświadcza jakiekolwiek troski, cierpienia, czy braku, od razu prosi: „Panie Jezu, jesteś moim Przyjacielem. Jeżeli jesteś moim Przyjacielem, to nie pozwól, żebym się długo zamartwiała. Czasami Go szantażuję”. A że Pan Jezus sam stwierdził, że radość jest w Nim ostoją, więc nie może Tereni odmówić.

Radość z prostego rachunku

Aleteia: Gdziekolwiek się pojawiacie wnosicie radość, która się udziela innym. I to nie jest sztuczne, bo można się uśmiechać, a w środku być gorzkim, zatrutym. U was jest to naturalne, spontaniczne, ciepłe

Terenia: Gdyby Jezus nie uzdrowił miłością z krzyża naszych ran, to byśmy nie byli wolni. I to jest cała tajemnica Bożego sukcesu w naszym życiu.  Dlatego ta radość wnika z prostego rachunku, że mi zostały darowane grzechy. Że już do nich nie wracam. Że one po ludzku były trudne. A Jezus dał mi wolność, która jest największym darem, jaki otrzymałam i do tego pokój serca.  Tu nie chodzi o to, żeby fruwać. Pierwszy etap, kiedy Jezus przychodzi, to zmartwychwstanie, a później idziesz drogą, którą jest życie. Ale w tym życiu jest tyle radości, tyle satysfakcji, tyle pięknych chwil. I wszystko jest w Imię Jezusa. 

Mówię Wojtusiowi: nie możemy się skupiać na zmartwieniach, bo stracę zdrowie, a i tak to nic nie da. Zamartwianie się do niczego nie prowadzi. Widać wtedy, że samemu się chce rozwiązywać problemy. O, co to nie! Nie ma takiej opcji. Natychmiast przywołuję Ducha Świętego, żeby rozradował moją duszę, bo nie mogę mieć smutku w sercu. Można mówić: niepotrzebny mi Kościół, wiara i niepotrzebny mi Jezus, Maryja, ani różaniec. Tylko wtedy jest smutek. Czasami jest pokusa, że dzisiaj jest mi tak źle Panie Jezu, że nie pójdę do Ciebie, bo nie mam siły. Ale przełamuję siebie i tym szybciej idę. Normalnie się uśmiecham i idę zaśpiewać psalm, wracam i już inna kobieta. Siadam z Wojtusiem, pijemy herbatę wieczorem i już.

Dzień od kawy i modlitwy

Sakrament małżeństwa, tak przez świat odrzucany, spychany na margines, u was jest w rozkwicie, jest żywy. Jesteście jednością. I to widać.

Terenia: I jak jest potężny ten sakrament! A co by było  z naszymi dziećmi? Co by było z rodziną?  Widzę owoce tego sakramentu. Gdy idziemy posługiwać, to robimy to razem. Wszyscy nas proszą razem. Nas, czyli małżeństwo. I to rzeczywiście tak się dzieje, można wziąć ślub, a przysięga będzie pusta, słowa się nie przekładają na codzienność. Dopiero zaczynasz żyć, kiedy Bóg wchodzi w małżeństwo, kiedy się Go zaprasza z całą świadomością. A jeżeli nie ma Boga? To można oczywiście żyć, ale bez Niego nie ma miłości, szczęścia, ani radości. Ten sakrament małżeństwa jest taką siłą, nawet jeśli czasami dopadają nas kryzysy, jesteśmy cały dzień z sobą, mamy swoje słabości, wady, lepsze i gorsze chwile, to nie dopuszczamy do tego, żeby trwać w gniewie. Dlatego wszystko zaczyna się od wspólnej modlitwy. Oprócz posług, my się dużo razem modlimy. Panie Boże chroń nas, żeby nie zacząć dnia od modlitwy, nie może być coś ważniejszego. My rozpoczynamy dzień w imię Ojca, ale i od kawy, ale wtedy jesteśmy w obecności naszych przyjaciół Jezusa i Maryi. Później jest brewiarz i różaniec.

Wojtek: Po to ten sakrament, żeby mieć świadomość, że przysięgam Panu Bogu. A jak przysięgam Panu Bogu, to On się mną opiekuje, to ja jestem z Nim na co dzień. Ja Go mam.  Mam się tylko do Niego zwracać. Do kogo się będzie zwracał ktoś, kto żyje bez ślubu? Do sąsiada? Tę przysięgę, którą się składa, trzeba szanować. Nie odmawiamy też modlitw naprędce, ale się staramy. A jak jedziemy samochodem, czy na posługi, czy w innym celu, a jeździmy codziennie, to zawsze jest modlitwa. Terenia zaraz jakąś intencję znajdzie. Pamiętam, jazdę do Belgii, jechaliśmy 12 godzin i przez ten cały czas była modlitwa, uwielbienie, różaniec i śpiewy. Modlę się zawsze: Panie Boże daj mi siłę, żebym jak najdłużej śpiewał i grał dla Ciebie. 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!