Każdy z nas boi się starości i wcale nie bez powodu. Sprawić, by okazała się szczęśliwym, owocnym i przyjemnym okresem wcale nie jest łatwe, ale możliwe. Trzeba zwyczajnie tego chcieć i przestrzegać kilku zasad.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Nasze społeczeństwo nie pomaga nam się starzeć, ponieważ jest całkowicie nakierowane na wartości z pierwszego etapu życia: skuteczność, wydajność, wygląd… Pokolenie, które wkracza w etap drugi staje przed tak katastrofalną wizją starości, że może nawet przechodzić fazę głębokiego przygnębienia funkcjonującego pod nazwą „depresja starcza”.
Ta faza – stosunkowo normalna – oznacza konieczność przeorganizowania swojego życia. Należy się zatrzymać, aby do kolejnego etapu podejść ze spokojem i pogodą ducha. Depresja ta jednak jest w naszych czasach jeszcze trudniejsza do pokonania, gdyż obecnie starość przeraża dlatego, że jawi się jako coraz dłuższa. Zastanawiamy się, co mamy zrobić z tą długowiecznością, obawiamy się „źle zestarzeć”. Boimy się być ciężarem dla społeczeństwa, lękamy się osamotnienia, porzucenia, choroby, szczególnie Alzheimera.
Starość, choć nieunikniona, nie skazuje nas jednak ani na samotność, ani na powolne gaśnięcie. Jest możliwe znaleźć szczęście w starości, po tym jak przezwyciężymy nasze lęki. Tak uważa Marie de Hennezel, psycholog kliniczny, która znacznie przyczyniła się do rozwoju opieki i towarzyszenia osobom starszym aż do śmierci.
Anna Latron:Jakie pokusy każą nam uciekać przed starością?
Marie de Hennezel, psycholog kliniczny: Posłużmy się nieco karykaturalnym przykładem filmu “Mamma Mia!”. Ukazuje on kobiety około sześćdziesiątki, które mają obsesję na punkcie tego, by zachowywać się jak ich trzydziestoletnie córki. Ubierają się jako one, tańczą jak one, gimnastykują się jak one…
Nawet jeżeli to nas bawi, w swej istocie film jest żałosny. W wieku lat 60 oczywiście należy dbać o swój wygląd, ale nie naśladować własnych dzieci! Inną pokusą jest pogrążać się w depresji, bez przerwy narzekać. Kiedy, chcąc dać wyraz naszej trzeźwej oceny sytuacji, nieustannie powtarzamy, jaka ta starość jest okropna, w konsekwencji zaczynamy schodzić po równi pochyłej, z której bardzo trudno będzie nam zawrócić.
Ale czy lęk przed starością nie jest naturalny?
W pewnym sensie tak, i to całkiem poważnie. Jeśli chodzi o ciało, na przykład. Kobiety stopniowo zauważają, że przyciągają coraz mniej spojrzeń. Muszą oswoić się z własnym wizerunkiem: występuje wtedy prawdziwe narcystyczne zaburzenie w kierunku operacji. Ta faza jednak mija i w wieku 70 lat już potrafią zaakceptować się takie, jakie są. Rozwój życia wewnętrznego i radość bycia w związku przydają im nowego blasku.
Siostra Emmanuella przyznawała, że za młodu lubiła kokietować. Przez kontakt z najbardziej potrzebującymi kwestia wyglądu zupełnie przestała zaprzątać jej głowę. Kiedy przeprowadzałam z nią wywiad na temat starości, zbliżała się do setnych urodzin. Miała na sobie wszystkie oznaki starości, a jednocześnie promieniała wewnętrznym blaskiem, nadzwyczajną witalnością. Na jej przykładzie uwidacznia się ten paradoks: w miarę jak nasze życie dobiega końca, człowiek zewnętrzny maleje, natomiast wewnętrzny wzrasta. To właśnie znaczą słowa świętego Pawła: „Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień”(2 Kor 4, 16).
Jak pokonać ten lęk przed starością?
W pierwszej kolejności trzeba nazwać swoje lęki. Samotność jest jednym z tych, które często powracają. Osoba w podeszłym wieku coraz więcej rzeczy będzie przeżywała sama. Jeżeli dobrze się czuje sama ze sobą, jeżeli rozwinęła w sobie życie wewnętrzne, nie będzie się czuła samotna. Tę kwestię można rozwiązać bardzo wcześnie poprzez świadomy wybór chwil samotności zamiast przebywania w ciągłym zgiełku i towarzystwie.
Stoi pani na stanowisku, że szczęśliwa starość jest wynikiem pracy nad sobą. Czy może pani podać przykłady?
Przede wszystkim trzeba zaakceptować własną śmiertelność. Osoby, które boją się śmierci, nieświadome, że jest nieunikniona, są bardzo kruche. Świadomość własnej śmiertelności, siłą rzeczy, wprowadza pokój w nasze życie. W tym procesie zdajemy sobie sprawę z tego, że targamy ciężkie walizki, powiązane z przeszłością. Wypełniają je ŻALE, WYRZUTY i URAZY. Kiedy na starość okazuje się, że zbyt dużo rzeczy pozostaje nieuporządkowanych, znajdujemy się na szczycie równi pochyłej. W konsekwencji coraz trudniej jest nam udźwignąć te „bagaże”, ponieważ w miarę jak się starzejemy, coraz częściej stajemy twarzą twarz z sobą samym. Ta kumulacja sprawia, że starość rysuje się w czarnych barwach, jako pełna narzekań i oskarżeń.
Etap starości oznacza obowiązkowe porządki w życiu. Kiedy je zrobimy, poczujemy się lżejsi, na nowo wolni. Im szybciej to się stanie, tym lepiej! W tym zadaniu chrześcijanie mają do dyspozycji sakrament pokuty. Skłania on do tego, by przyglądać się swojemu życiu i wyzwala. Wtedy widzimy, co musimy przebaczyć innym, a co samym sobie. Sakrament ten pomaga zacząć od początku, z ufnością powierzając się Bożej Opatrzności.
Według pani, aby uniknąć przykrej starości, trzeba „pracować nad swoim cieniem”. Co to znaczy?
Cień to koncepcja Junga, która oznacza wszystko to, co odrzuciliśmy: żale, wyrzuty, ale również agresję czy gniew. Praca nad własnym cieniem łączy się z pracą nad sobą. Trzeba każdorazowo uzewnętrzniać swoją wściekłość, ponieważ jeżeli się z nią nie zmierzymy wystarczająco wcześnie, ona później powróci pod postacią halucynacji. W ten sposób charakter nawet bardzo podeszłej w wieku osoby może się zmienić z dnia na dzień.
Cień zatrzymuje w sobie zarówno wszystko co negatywne, jak i wszystko co stłumione. Na przykład niektórzy ludzie pod koniec życia odczuwają ogromną potrzebę bliskości i czułości. Może to bardzo dezorientować ich dzieci, które nie przywykły do tego u swoich rodziców. Dochodzi wtedy do wzrostu cienia.
Jestem przekonana o tym, jak ważne jest uświadomienie sobie istnienia własnego cienia. Mało istotne natomiast, jak to zrobimy: przez psychoanalizę, czas spędzony w pojedynkę, rekolekcje etc. Wyjście na spotkanie swojemu cieniowi to obowiązkowy element pracy nad sobą.
Czy w tym procesie wiara może pomóc?
Jeżeli wiara jest żywa i głęboka, to oczywiście! Widzę dużą różnicę pomiędzy wiarą a wierzeniami, które przypominają kule, na jakich się podpieramy, ale nie są częścią nas. Wiara oznacza ufność w Bogu, w tajemnicę życia i śmierci. Wiara chrześcijańska opiera się na pismach oraz naturalnie na Zmartwychwstaniu: jeżeli była ona prawdziwie przeżywana, pomoże danej osobie na ostatnim etapie wędrówki.
Czy starsi ludzie bardzo wierzący są mniej zrzędliwi?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale sądzę, że tak! Dla starszej osoby wierzącej istnieje życie po śmierci. Ta perspektywa sprawia, że nie koncentruje się ona całkowicie na sobie, w wyniku czego jest i mniej zrzędliwa. Tak naprawdę cała przygoda ze starością polega na tym, by otworzyć się na to, co poza nami. Modlitwa oferuje osobom starszym to niesamowite otwarcie. Wiele z nich mówi mi, że nie czują się same, ponieważ wszystkich tych, których kochają, ogarniają swoją modlitwą.
Fragmenty biblijne, w których występuje wątek starości, ukazują bogactwo człowieka pomimo zaawansowanego wieku: spójrzmy na Symeona, Zachariasza czy Abrahama! Te biblijne postaci pozwalają ujrzeć promienne oblicze starości, którego bardzo nam dzisiaj potrzeba.
Wiara chrześcijańska zawiera obietnicę tego, że życie jest silniejsze od śmierci. Pomijając już wiarę sensu stricte, duchowość w ogóle pozwala przeżywać starość jako okazję do wzrostu, a nie katastrofę.
Rozmawiała Anna Latron
Czytaj także:
25 powodów, dla których warto zostać rodzicem
Czytaj także:
Obawiasz się przejścia na emeryturę? Módl się tymi słowami