separateurCreated with Sketch.

„Ty zawsze musisz mieć rację!”, czyli jak NIE kończyć kłótni

DISPUTE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Edifa - 22.07.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Jeśli istnieje jakieś zdanie, które kończy każdą rozmowę, to bezapelacyjnie jest to stwierdzenie: „Ty zawsze musisz mieć rację!”. A gdyby tak każdy z nas miał tyle mądrości, by podważyć przekonanie o własnej nieomylności? Zarówno ten, który rości sobie prawo do posiadania prawdy, jak i ten, kto ze złością to zdanie wypowiada.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Czy ten, kto wypala: „Ty zawsze musisz mieć rację!” ma świadomość tego, co skłania go do wyrażenia się w ten sposób? Skąd takie kategoryczne stwierdzenie? Czy nie bierze się ono z pragnienia zdyskredytowania usłyszanych właśnie słów drugiej osoby?

 

Ty zawsze musisz mieć rację! – co to znaczy?

W takim przypadku to „Zawsze musisz mieć rację!” równie dobrze może znaczyć: „Upierasz się przy swoich założeniach”, które sprawiają, że, czego bym nie powiedział, zderzam się z murem skostniałych przekonań… Ostatecznie, jesteś po prostu idiotą, który kompletnie nic nie rozumie!”. A może chodzi o to, żeby skończyć dyskusję? Ponieważ brakuje nam argumentów, a tak w ogóle mogłoby się okazać, że nie mamy racji…

Ponieważ oceniamy tę wymianę zdań jako bezsensowną, a może nawet zdolną przerodzić się w utarczkę słowną? „Lepiej to teraz zakończyć… Takie dyskusje niczemu nie służą… Dajmy sobie spokój!”. A może po prostu doświadczamy tego bolesnego uczucia, że nie istniejemy, że się nie liczymy, może jesteśmy przekonani, że czegokolwiek byśmy nie powiedzieli, nigdy nie jest to brane pod uwagę i nie mamy prawa myśleć tego, co myślimy ani czuć tego, co czujemy?

To zakwestionowanie własnej nieomylności odnosi się również do osoby, która słyszy taki zarzut. Czy w słowach drugiego nie tkwi przypadkiem ziarnko prawdy? Czy nie stwierdzamy nazbyt prędko, że ten drugi przesadza? A jeśli tak, czy nie jest to spowodowane pewnym poczuciem wyższości (do którego dobrze byłoby potrafić się przyznać!) lub rzeczywistym zwątpieniem w zdolności osądu drugiego, brakiem szacunku w stosunku do niego? A może po prostu jesteśmy przekonani, w dobrej wierze, że właściwie oceniamy sytuację… A przyznanie, że jest inaczej, byłoby po prostu zaparciem się siebie i zaprzeczaniem temu, co oczywiste?


CICHE DNI
Czytaj także:
Czy Boga nie ma w kłótni? Czyli jak ze sobą rozmawiać, gdy emocje biorą górę

 

Zasady dobrej komunikacji

Pierwsza zasada dobrej komunikacji mówi o tym, że próżne, bezużyteczne i nieskuteczne jest doszukiwanie się tego, kto ma rację a kto jej nie ma. W ten sposób możemy jedynie zaognić dyskusję. Chodzi o to, by spróbować lepiej zrozumieć sposób funkcjonowania w relacji.

Na przykład: „Czy zauważyłeś, że nie zgadzam się z tym, co mówisz, od momentu, gdy zacząłeś używać tonu, który mi się nie podoba”? Warto również zwrócić uwagę, z humorem, na błędne koło, które pojawia się w relacji: „Im mniej mnie słuchasz, tym bardziej staję się agresywny…  A im bardziej staję się agresywny, tym mniej mnie słuchasz!”. I nic nie da zastanawianie się, „kto zaczął”, zachowując się przy tym jak dzieci, które najpierw się kłócą, a potem próbują się usprawiedliwić.

Drugim warunkiem wszelkiego rodzaju komunikacji jest przesunięcie środka ciężkości z własnego ego, aby spróbować wejść w sytuację drugiej osoby. Zdrowym odruchem jest założenie, że drugi człowiek (mimo wszystko rozsądny) mógł zauważyć pewien aspekt sytuacji, który nam umknął, a który warto byłoby poznać. Stwierdzić, że ma się rację, to trochę tak, jakby uznać, że zna się prawdę.

Stwierdzić, że ten drugi ma zawsze rację, to uznać nieco pochopnie, że to on rości sobie prawo do posiadania prawdy, ale paradoksalnie oznacza to także twierdzić, że samemu również ma się rację… Podczas gdy tak naprawdę, zastanowiwszy się nad tym wiemy, że nikt nie posiada prawdy. Rzeczywistość jest tak złożona, że możemy jedynie pojąć jakąś jej część.

 

Nikt nie może rościć sobie prawa do prawdy

Wszyscy patrzymy przez okulary subiektywności. Mają one różne szkiełka w zależności od sposobu, w jaki zostaliśmy wychowani, naszej historii, charakteru. Psychologicznie wszyscy jesteśmy, w mniejszym lub większym stopniu, daltonistami. I jeśli istnieją między nami rozbieżności, ich przyczyny należy doszukiwać się raczej w tym, że nie wszyscy zostaliśmy ukształtowani w taki sam sposób, mówimy z różnych pozycji, mamy różne punkty widzenia i „punkty siedzenia”, niż w oczywistej, błędnej ocenie drugiego człowieka!

Zamiast przeciwstawiać się drugiemu, mądrze jest zmienić perspektywę, spróbować, na ile to możliwe, spojrzeć na świat i jego problemy jego oczami. Wówczas różnice przestają być źródłem konfliktu, ale pozwalają ubogacić i udoskonalić nasz sposób postrzegania. W ten sposób działają relacje małżeńskie, ale także relacje rodzicielskie, przyjacielskie czy zawodowe.

Nikt nie może rościć sobie prawa do prawdy. Tylko Jeden miał odwagę nie tylko powiedzieć, że zna prawdę, ale że jest prawdą. Jednak my nie jesteśmy Chrystusem, a przede wszystkim nie mamy prawa zawłaszczać go sobie zbyt szybko, stwierdzając na przykład, że mamy charyzmat widzenia rzeczy tak, jak On.

Denis Sonet


ZŁY MĘŻCZYZNA
Czytaj także:
Jak Pan Jezus radził sobie z trudnymi ludźmi? Poradnik


POCZĄTEK WIECZNOŚCI
Czytaj także:
Kłócicie się? Bierzcie przykład z Chińczyków!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.