Wikipedia | Domena publiczna
Przyszedł na świat 15 maja 1850 roku w majątku Beyzymy Wielkie na Wołyniu (dzisiejsza Ukraina). Na misje wyjechał bardzo późno – kiedy dobiegał już pięćdziesiątki, 26 lat po wstąpieniu do zakonu. Bardzo łatwo pomyśleć, że został wysłany za karę; plotka taka krąży zresztą do dziś. Tym bardziej, że jezuita – przyznają jego biografowie – miał sposób bycia raczej szorstki. On sam mawiał o sobie „jego tatarska mość”, robiąc aluzje nie tylko do nazwiska (przodek dał się tak bardzo we znaki Tatarom najeżdżającym Wołyń, że nazwali go ” Bey-Zymu”), ale również do niełatwego charakteru. – Był bardzo energiczny, surowy i sprawiedliwy, a przy tym nie znosił próżnej gadaniny i ospalstwa – tłumaczy o. Stanisław Groń SJ, autor wielu artykułów o o. Beyzymie.
Wyjazd na Madagaskar nie był jednak karą. Jeszcze na początku 1898 r. (rok przed wyjazdem) o. Beyzym pisał do generała zakonu Ludwika Martina: „Przepraszam pokornie, że śmiem dokuczać tak natrętnie, ale jak sobie wspomnę, że tyle tysięcy trędowatych tak silnie cierpi i umiera bez pomocy tak duchowej, jak i doczesnej, (…) to trudno mi czekać spokojnie tak długo na rozkaz odpływu”.
Twardy, prostolinijny zakonnik szybko zyskał miłość Malgaszy. Przez pierwsze trzy lata (1899-1902) opiekował się trędowatymi w państwowym schronisku w Ambahivoraka. Nie bał się żadnej pracy: opatrywał rany, mył chorych, robił zastrzyki. – Żeby zrozumieć, co to naprawdę znaczy, trzeba wiedzieć, jak wygląda ciało zaatakowane trądem i jaki zapach wydziela – zauważa o. Groń. W jednym z listów o. Beyzym próbował opisać smród ran – trochę podobny do zgniłego sera, trochę słodkawy. Ludzie zarażeni tą straszna chorobą mieli oszpecone twarze – pozbawione nosów i uszu, a zamiast rąk i nóg – kikuty. O. Beyzyma maluje się w fartuchu nałożonym na sutannę. Nosił go z bardzo praktycznych powodów – ropiejące rany tryskały, kiedy się je opatrywało. Biografia, którą napisał jezuita o. Czesław Drążek, nosi tytuł „Posługacz trędowatych”.
Wybrał taką służbę, przekonany, że miłość i szacunek należą się każdemu człowiekowi – nawet najbardziej pogardzanemu. Chciał dotrzeć do nich z Ewangelią i sakramentami. „Jeszcze ich języka nie umiem – pisał tuż po przyjeździe – ale mieszkam między nimi, aby biedacy mieli Mszę św. i ratunek w razie konania”.
W 1902 r. o. Beyzym postanowił wybudować na Madagaskarze ośrodek, w którym trędowaci mieliby zapewnioną opiekę medyczną i duchową. Dość szybko udało mu się zebrać fundusze (głównie od rodaków z Polski), i w 1911 r. w Maranie został oddany nowoczesny szpital pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Należał do najlepiej wyposażonych i zorganizowanych na świecie. Jezuita przeprowadził swój plan mimo olbrzymich problemów finansowych i organizacyjnych, oporu władz kolonialnych (w listach wiele pisze o antyklerykalnym, a nawet antychrześcijańskim nastawieniu kolonialnej administracji francuskiej), a nawet niezrozumienia ze strony współbraci.
Niemal do ostatnich dni chciał jeszcze wyjechać na Sachalin – wyspę miedzy syberyjską Rosją a Japonią – miejsce zesłania wielu polskich patriotów, ale i zwykłych kryminalistów. Podjął już starania w Petersburgu, miał obmyślaną podróż. Nie zdążył – zmarł w 1912 r.
KAI
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.