Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– Co to znaczy, że Bóg jest Trójcą? – zapytało dziecko. Próbuję coś tłumaczyć, mówię o wspólnocie osób, a dziecko na to: Skoro Bóg jest miłością, to przecież nie może być sam…
Taką historyjkę opowiedziała na Twitterze Alina Petrowa-Wasilewicz z Katolickiej Agencji Informacyjnej. Od razu przypomina się ewangeliczna sentencja: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Dziecięce spojrzenie naprawdę pomaga w zrozumieniu prawd wiary i naprawdę przybliża do Boga.
Nie ma miłości bez relacji
Idźmy tym tropem także dziś, w uroczystość Trójcy Przenajświętszej. Od razu załóżmy, że tajemnicy Trójcy nie da się w pełni objąć rozumem. Zresztą, gdyby się dało, to nasze chrześcijaństwo nie byłoby wiarą, tylko systemem filozoficznym. Mimo wszystko jednak istnieją rozumowe tropy, które mówią nam, że faktycznie Ten, który wszystko stworzył i podtrzymuje w istnieniu, musi być wspólnotą Osób.
Pierwszy trop to ten wspomniany wyżej w anegdocie. Jeśli Bóg jest miłością – a przecież w to właśnie wierzymy – to faktycznie od samego początku wszechświata, gdy nie było jeszcze ludzi, nie mógł być sam. Miłość opiera się na relacjach, dawaniu i braniu. Stąd intuicja podpowiada nam, że w samym Bogu musi istnieć jakiś rodzaj wspólnoty oparty na miłości właśnie.
Prawosławny teolog Sergiusz Bułgakow przypomniał myśl tradycji Kościoła o tym, że stworzenia świata dokonała cała Trójca Święta, czyli Ojciec mówiący Słowo w Duchu Świętym. Na przykładzie opisu z Księgi Rodzaju można pokazać to tak: Bóg (Ojciec) mówi (swoim Słowem), aby wszystko się stało i że było to dobre (Duch Święty, który ożywia i udoskonala).
Ja – ty – my
Kolejny trop, który wprowadza nas w dzisiejszą tajemnicę, to dość prosta obserwacja dotycząca człowieka. Zwróćmy uwagę, że nasze życie realizuje się w trójkącie: ja – ty – my. Po pierwsze czujemy się istotami autonomicznymi, które posiadają indywidualne życie duchowe; po drugie wezwani jesteśmy do miłości małżeńskiej oraz przyjaźni z konkretnymi ludźmi, gdzie rodzi się unikalna więź między dwojgiem ludzi; a po trzecie – nasze powołanie realizuje się w społeczeństwie i służbie na jego rzecz.
Skoro zaś wiemy, że człowiek (nie tylko jako jednostka, ale i jako rodzaj ludzki) został stworzony na Boży obraz i podobieństwo, to wydaje się oczywiste, iż owo ja – ty – my otrzymaliśmy od Stwórcy, który sam w sobie musi być wspólnotą.
W ten sposób uroczystość Trójcy Przenajświętszej można także rozumieć jako napomnienie skierowane przeciwko ludzkiemu egoizmowi we wszelkich jego odmianach. Widzimy przecież, że z samej natury naszego stworzenia wynika ukierunkowanie na drugiego i innych. Egoista nigdy nie będzie szczęśliwy, bo zwyczajnie zaprzecza temu naturalnemu porządkowi. Na tym przykładzie przy okazji widać, że teologia mówiąca o Trójcy ma praktyczne i życiowe zastosowanie.
Różnorodność
Jeszcze jedną nauką, jaka z tej tajemniczej rzeczywistości płynie, jest jedność w różnorodności. Zobaczmy, że całkowita jednolitość nie przynależy do istoty Boga, a więc nie może też przynależeć do chrześcijaństwa. Trzy Osoby Trójcy o trzech różnych imionach, odmiennych przymiotach i zadaniach jednocześnie trwają w jedności.
Oto wyzwanie dla nas, chrześcijan, byśmy potrafili pięknie się różnić, nie przymuszać wszystkich do kompletnej jednolitości, pozostawiać przestrzeń odmienności, która nie przeszkadza w poczuciu bycia jedną wspólnotą.
Chrześcijaństwo jest „naśladowaniem natury Bożej” – pisał w IV wieku św. Grzegorz z Nyssy. Czyli jakiej natury? Właśnie tej, którą odkrywamy w Trójcy Świętej: opartej na miłości, relacjach do „ty” oraz „my”, nieegoistycznej, służebnej, różnorodnej, a jednocześnie podkreślającej odrębność i wartość pojedynczej osoby. Wniosek? Życie chrześcijanina jest naśladowaniem wewnętrznego życia Boga. Brzmi dumnie, prawda?