Jest fanem komunikacji miejskiej. W Buenos Aires oddaje służbowy samochód, a kierowcę zatrudnia na innym stanowisku. Jeździ po stolicy, zagląda bez zapowiedzi do parafii.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
17 grudnia Franciszek obchodzi 80 urodziny. Wszyscy pamiętamy, że jego wybór na Stolicę Piotrową w marcu 2013 roku odbywał się w cieniu niespodziewanej rezygnacji Benedykta XVI. I jednocześnie wszyscy wiemy, że kolejny papież zapowiedział podobny ruch, gdy uzna to za stosowne.
Tymczasem spójrzmy na niezwykłą drogę Jorge Mario Bergoglia, która doprowadziła go do Watykanu. Oto kilka obrazów – pocztówek wysłanych z przeszłości, by przypomnieć życie Szacownego Jubilata.
Matka nie chciała, by został księdzem
Gdy w wieku 20 lat Jorge Bergoglio oznajmia w domu, że chce zostać księdzem, reakcje rodziców są skrajnie odmienne. Ojciec jest szczęśliwy. Natomiast matka reaguje bardzo negatywnie. Nie kryje swego niezadowolenia i przez kilka kolejnych lat nie akceptuje decyzji syna.
Wcześniej, gdy Jorge był u końca szkoły średniej, zapytała go, co później chce robić. Młodzieniec – który wtedy jeszcze nie podjął żadnej decyzji – odpowiedział, że myśli o studiowaniu medycyny. To jej odpowiadało. „Nie miałeś studiować medycyny?” – zapyta potem. „Tak, ale medycynę duszy” – usłyszy od syna, który mimo sprzeciwu matki, planów nie zmienia.
Kilkanaście lat później, w przeddzień swych 33 urodzin, Jorge Bergoglio przyjmuje święcenia kapłańskie. W uroczystości bierze udział cała rodzina. Mama też. Na koniec ceremonii klęka przed synem i prosi go błogosławieństwo.
Nauczyciel w „Oxfordzie Ameryki Łacińskiej”
Ma 27 lat, gdy zostaje nauczycielem w Kolegium Maryi Niepokalanej w Santa Fe. W Towarzystwie Jezusowym ukończył już kurs filozofii, ale nie rozpoczął jeszcze teologii. Nie ma jeszcze święceń kapłańskich. Zakon wysyła go do pracy w jezuickiej szkole. I to nie byle jakiej. Kolegium nazywane jest „Oxfordem Ameryki Łacińskiej”. Prestiżowa, elitarna, najsłynniejsza szkoła wyznaniowa w Argentynie.
Uczy tam psychologii i literatury. To szkoła męska o surowej dyscyplinie. Jorge Bergoglio jednak nie jest formalistą. Wyróżnia się poczuciem humoru. Dobrze przygotowany, zaangażowany i nad wiek dojrzały. Jego lekcje literatury cieszą się ogromnym powodzeniem. Widać, że lubi to, co robi i że niezwykle poważnie traktuje kapłaństwo, choć księdzem jeszcze nie jest.
Zaprasza do Kolegium znane postacie ze świata kultury. Jego zaproszenie przyjmuje sam Jorge Luis Borges, jeden z najważniejszych autorów argentyńskich i całej literatury iberoamerykańskiej. Będący u szczytu sławy pisarz najwyraźniej polubił młodego jezuitę. Nie tylko przyjechał z wykładem, ale również napisał wstęp do zredagowanego później przez Bergoglio tomu opowiadań napisanych przez uczniów.
Najmłodszy prowincjał jezuitów
W 1973 roku zostaje najmłodszym prowincjałem jezuitów we współczesnej historii. Ma 36 lat i bierze odpowiedzialność za będące w kryzysie Towarzystwo Jezusowe w Argentynie oraz Urugwaju. Zaledwie 3 miesiące wcześniej kończy długi okres formacji zakonnej i składa ostatnie śluby. Mimo młodego wieku współbracia nadają mu ksywy: „La Gioconda” i „Mona Lisa”, ponieważ – jak mówią – jest tak samo nieprzenikniony.
Ma wielu przeciwników, którzy w burzliwych latach 70-tych uznają go za człowieka surowego, konserwatywnego, wrogo nastawionego do postępu i teologii wyzwolenia. Jest również oskarżany o sprzyjanie stylowi przedsoborowemu. Prawda jest jednak taka, że w czasach, gdy jezuici dzielili się na lewicujących i prawicujących, Bergoglio proponuje powrót do źródeł: do Ewangelii i czystych zasad duchowości ignacjańskiej.
To w tym czasie wydarza się historia, która będzie się za nim ciągnęła przez kilka dekad. Zostaje oskarżony o współpracę z dyktaturą rządzącą krajem oraz o to, że wydał reżimowej policji dwóch jezuitów (Orlando Yorio i Francisco Jalics). Mit podsycany przez jego wrogów odżywa nawet po konklawe, z którego wychodzi papieżem. Głos zabiera w końcu sam Jalics: „Bergoglio nie wydał ani mnie, ani Yoria”.
Wstaje o 4.15 rano…
Jako prowincjał, potem rektor jezuickiego Colegio Maximo w San Miguel, przełożony nowicjatu czy w końcu biskup pomocniczy Buenos Aires – niezmiennie prowadzi surowy, ascetyczny styl życia.
Nawet gdy zostaje arcybiskupem stolicy swego kraju, wstaje jak zwykle o 4.15. Bierze prysznic, modli się długo w swoim pokoju lub w kaplicy, odprawia mszę. Śniadanie przygotowuje sobie sam. Pije mate, przegryza biszkopty, przegląda dziennik „La Nación”, przynoszony przez zaprzyjaźnionego kioskarza. O 6.00 zaczyna odpowiadać na listy i telefony, czyta dokumenty. Zanim o 8.00 przyjdą sekretarki, ma część roboty za sobą. Przyjmuje wizyty. Obiad je o 13.00. Nie lubi być obsługiwany. Sam zbiera i zanosi naczynia do kuchni. Po półgodzinnej sjeście znów pracuje lub wykonuje obowiązki duszpasterskie na mieście. Kolację przygotowuje sobie sam. Kładzie się wcześnie, o 22.00.
Abp Bergoglio jest fanem komunikacji miejskiej. Oddaje służbowy samochód, a kierowcę zatrudnia na innym stanowisku. Jeździ po stolicy, zagląda bez zapowiedzi do parafii. Odpowiada na wszystkie listy i telefony. Zawsze ma czas dla księży. Irytuje się na tych, którzy mają obsesję na punkcie moralności seksualnej lub nie chcą udzielać chrztu dzieciom samotnych matek.
Prawicowiec czy komunista?
W Argentynie jedni uważają go za prawicowca, inni za komunistę. Nawiązuje współpracę ze świecką organizacją pozarządową, angażuje się w walkę z pracą przymusową i niewolniczą, wyzyskiwaniem dzieci i handlem ludźmi. „W szkole uczyli nas, że niewolnictwo zostało zniesione. Ale wiecie, co to jest? Bujda!” – powie w kazaniu, w którym ogłosi też nową inicjatywę: dzień walki z handlem ludźmi i wykorzystaniem seksualnym.
Dzielnice biedy stają się priorytetem działań arcybiskupa. Liczba księży tam pracujących podwaja się. Ludzie z dzielnicy mają go za swojego. Wystawiają przed domy ołtarzyki, które on święci. Jest pasterzem, który był we wszystkich slumsach. Wspiera zakładanie ośrodków pomocy i leczenia z uzależnień. Sam je odwiedza i sam chrzci dzieci narkomanów walczących z nałogiem.
Podczas tradycyjnej mszy świętej w intencji szkolnictwa otwarcie mówi o dilerach jako „handlarzach ciemności” – pomimo tego, że zarówno on, jak i jego księża pracujący na ulicy otrzymują pogróżki.
Czy uważa się za konserwatystę? „Definicje zawsze ograniczają, a to jest definicja. Uważam, że nie jestem konserwatystą. Jestem wierny Kościołowi, ale zawsze otwarty na dialog”. Na pytanie, czy uważa się za lewicowca odpowie w podobnym stylu.
Najbardziej tolerancyjne błogosławieństwo w historii
Właśnie ukończył przepisane w prawie kanonicznym 75 lat, szykuje się na zasłużoną emeryturę, a tu 13 marca 2013 roku kardynałowie wybierają go na kolejnego biskupa Rzymu. Przyjmuje imię Franciszek. Już w pierwszych godzinach pontyfikatu telefonuje do papieża emeryta. „Cieszę się, że to kardynał przejął ster Łodzi Piotrowej” – słyszy od Benedykta XVI.
Trzy dni później w Auli Pawła VI spotyka się z armią 6 tysięcy dziennikarzy, którzy relacjonowali konklawe. Na zakończenie udziela chyba najbardziej tolerancyjnego błogosławieństwa w historii papiestwa: „Jako że wielu z was nie należy do Kościoła katolickiego, że są też osoby niewierzące, udzielam z serca tego błogosławieństwa w ciszy, każdemu z was, szanując wasze sumienia, wiedząc jednak, że wszyscy jesteście dziećmi Bożymi. Niech wam Bóg błogosławi!”.
W towarzystwie urzędników watykańskich udaje się do apartamentu papieskiego. Ogląda obszerne pomieszczenia i spontanicznie wykrzykuje: „Przecież tu się pomieści trzysta osób!”. W końcu wybiera Dom Świętej Marty. Nie chodzi o to, że nie lubi bogactwa. Sam mówi, że po prostu odczuwa potrzebę życia wśród ludzi. „Zostaję w Domu Świętej Marty ze względu na moje zdrowie psychiczne”. I tak skromny apartament hotelowy pod numerem 201 staje się centrum dowodzenia pontyfikatu papieża Franciszka.
Na podstawie: Elisabetta Piqué, „Franciszek. Życie i rewolucja”, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2016.