Wmówiliśmy sobie, że jak postawimy papieżowi pomnik, wybudujemy kościół albo sprowadzimy relikwie, to już spłacimy dług pamięci. Czy naprawdę o to chodziło Janowi Pawłowi II?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Do pokolenia JP2 dostałem się „rzutem na taśmę”. Urodziłem się 15 sierpnia 1991 r. w godzinach południowych. W tym samym czasie, jakieś 260 km od mojego szpitala Jan Paweł II przewodniczył mszy świętej na zakończenie Światowych Dni Młodzieży w Częstochowie. Do teraz moja mama co roku wspomina telewizor w sali porodowej i wielkie schody na jasnogórskie wały, po których kroczył papież Polak.
Kiedy miałem 7 lat, pojechałem z moją starszą siostrą do Zamościa na spotkanie z papieżem. Jedyne, co pamiętam z tego wydarzenia to wielki tłum wiwatujących ludzi. Magda podniosła mnie do góry, żebym zobaczył Jana Pawła II, ale nie zorientowałem się, w którą stronę mam patrzeć. Wszystko wydawało mi się takie duże i przerastające moją wyobraźnię.
Kilka lat później katechetka namówiła mnie do wzięcia udziału w konkursie wiedzy o Janie Pawle II. Całymi dnami uczyłem się o jego życiu i nauczaniu, chociaż niewiele z tego rozumiałem. Łamaną łaciną wkuwałem na pamięć tytuły encyklik. Niewiele rozumiałem, ale to, co zapamiętałem wystarczyło, by zająć na konkursie III miejsce w kategorii klas IV-VI.
W kwietniu 2005 r. byłem w pierwszej klasie gimnazjum. Wiedziałem, że z Janem Pawłem II jest źle, ale do głowy mi nie przyszło, że kiedyś umrze. W końcu nie znałem innego papieża poza Nim. Potem przyszła żałoba, spotkania w kościołach, akademia w szkole. To tylko kilka okruchów z mojej pamięci. Bardzo cennych okruchów, bo właśnie dzięki nim, Jan Paweł II nie jest dla mnie tylko postacią historyczną.
Miałem wielkie szczęście żyć w czasie pontyfikatu papieża Polaka. Dzisiaj chyba każdy powie, że „Jan Paweł II wielkim człowiekiem był”. Ale nie każdy potrafi do końca zdefiniować, na czym ta wielkość polegała. Powoli wrzucamy go do worka z napisem „przeszłość”. Było minęło, po co do tego wracać. Nie mówiąc już o takim prostym, często zapominanym fakcie, że był katolickim księdzem, który całe swoje życie oddał głoszeniu Ewangelii.
Mimo, że od pamiętnych słów o własnym Westerplatte, wkrótce minie 30 lat, są one wciąż aktualne. Tylko my niestety obyliśmy się już z mądrymi frazami. W ferworze walki o przetrwanie we współczesnej dżungli wmówiliśmy sobie, że jak postawimy papieżowi pomnik, wybudujemy kościół albo sprowadzimy relikwie, to już spłacimy dług pamięci. Czy naprawdę o to chodziło Janowi Pawłowi II?
Kiedy papież umierał, bardzo zbliżyliśmy się do siebie jako społeczeństwo. Solidarnie trwaliśmy w poczuciu opuszczenia, bo przecież zmarł ktoś, kto był nam ojcem. Komentatorzy nazwali ten czas wielkimi rekolekcjami. I faktycznie, kwiecień 2015 r. miał coś z rekolekcji. Nagle znalazła się przestrzeń przebaczenia: kibice zwaśnionych klubów zakopali wojenny topór, ucichły polityczne spory, w każdym obudziła się potrzeba bycia lepszym.
Niestety, niewiele zostało w nas – pokoleniu JP2 – z tamtego okresu. Wolimy kremówki od nauczania, od wymagań –uśmiechniętą papieską buzię w ramce, od wprowadzania w życie jego słów – wspominanie o nim. Może warto przypomnieć sobie czego nas uczył i jaki był w tym jego cel?