Małżeństwo robi wszystko, aby nawet w najtrudniejszych chwilach zachować poczucie humoru, m.in. publikując nagranie, w którym Jim Gaffigan pomaga przyjmować żonie pożywienie bezpośrednio do przewodu pokarmowego, mówiąc: „To jest jakby nasz własny program o gotowaniu”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jim Gaffigan jest bez wątpienia w moim prywatnym „Top5” wśród komików. Jest mi bliski z wielu powodów. Przede wszystkim uwielbiam jego żarty o jedzeniu. Mamy m.in. podobną słabość do donatów. Mój osobisty dramat polega na tym, że w sklepie, w którym codziennie robię zakupy, donaty są tuż przy kasie.
– Czy to wszystko? – pyta mnie kurtuazyjnie każdego dnia miła pani w sklepie.
– Mmmm, tak, znaczy nie, poproszę jeszcze dwa donaty, albo trzy… – odpowiadam załamany, gdy ponownie moja wola okazuje się zbyt słaba.
Lubię więc czasem posłuchać jak Jim Gaffigan opowiada o swoich kulinarnych słabostkach i wynikających z nich rozterkach. Jest to jego temat przewodni podczas występów scenicznych.
Druga rzecz, z której ten komik jest szczególnie znany to jego liczna, katolicka rodzina. Połączenie słabości do jedzenia oraz refleksji dotyczących wychowania piątki dzieci złożyły się na wydaną przez Gaffigana kilka lat temu książkę „Dad is Fat” („Tata jest gruby”. Były to pierwsze słowa napisane przez jego syna Jacka).
Czytaj także:
Wybór Adele. Rodzina i małe rzeczy najważniejsze. Poruszający list wokalistki
Książka odniosła wielki sukces w USA. Stało się tak m.in. dlatego, że komik do kwestii wychowania dzieci podchodzi z klasycznym dla siebie dystansem. Oto kilka jego scenicznych żartów:
„Najdziwniejszą rzeczą przy posiadaniu piątki dzieci jest to, że ludzie myślą, że mam jakąś większą wiedzę na temat rodzicielstwa. Ale tak nie jest. Stosując analogię do jedzenia – to, że dużo jem nie znaczy, że jestem lepszym kucharzem od innych. Ledwo obsługuję mikrofalówkę”.
„Dzieci sprawiają, że jestem lepszym człowiekiem. Potrzebuję jeszcze trzydziestu, aby być porządnym gościem”.
„Gdy rodzą ci się dzieci, to ludzie zaczynają gratulować. Po trzecim dziecku – przestają. Po piątym, sugerują, abyś już przestał”.
„Ludzie pytają mnie, po co mi tyle dzieci? To proste, chcę stworzyć własną narodowość – Gaffiganistan”.
Ale to tylko niewinne żarty. Rodzina Gaffiganów często jest uznawana za wzorową, pełną humoru, akceptacji i czułości.
Piątka dzieci, dwa pokoje
Jim Gaffigan i jego żona Jeannie (oboje również pochodzą z wielodzietnych rodzin) przez długie lata zamieszkiwali ze swoimi dziećmi jedynie dwupokojowe mieszkanie w Nowym Jorku. Nie było to spowodowane kwestiami ekonomicznymi. Po prostu małżonkowie uznali, że takie rozwiązanie jest dla nich idealne – posiadając liczną gromadkę małych dzieci chcieli spędzać z nimi maksymalnie dużo czasu i zbudować mocne więzi (dopiero dwa lata temu, gdy dzieci podrosły, rodzina przeprowadziła się do większego mieszkania).
Czytaj także:
Licia i Settimio Manelli. Święci małżonkowie oraz ich piękna droga do Boga
Cała rodzina Gaffiganów spędza ze sobą jeszcze więcej czasu w okresie wakacyjnym, kiedy to wszyscy towarzyszą ojcu w zawodowych podróżach związanych z występami jako komika.
Czym jest prawdziwa miłość?
W zasadzie to miała być już cała historia – lekka opowieść o znanym, katolickim małżeństwie (chętnie uczestniczącym w licznych inicjatywach Kościoła Katolickiego), które w pełni poświęciło się rodzicielstwu, ciesząc się nim oraz potrafiącym z niego żartować.
Jednak życie pisze różne scenariusze. Poszukując dalszych materiałów o rodzinie Gaffiganów natrafiłem na informację o chorobie Jeannie – w kwietniu zdiagnozowano u niej guza mózgu. Nagle uśmiech zniknął z mojej twarzy.
Czytaj także:
Klucz do lepszego życia w małżeństwie
Jeannie Gaffigan jest już po operacji i otoczona rodziną przechodzi rehabilitację. Małżeństwo robi wszystko, aby nawet w najtrudniejszych chwilach zachować poczucie humoru, m.in. publikując nagranie, w którym Jim Gaffigan pomaga przyjmować żonie pożywienie bezpośrednio do przewodu pokarmowego, mówiąc: „To jest jakby nasz własny program o gotowaniu”. Pewnie dla części osób upublicznianie takich filmów jest bulwersujące. Dla mnie to historia o prawdziwej miłości.