Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jan Budziaszek, perkusista legendarnego zespołu Skaldowie, organizator festiwalu Jednego Serca Jednego Ducha w Rzeszowie, inspirujący muzyk i....mówca. Jak twierdzi – ostatnio częściej mówi do ludzi, niż im gra. Edycie Tombarkiewicz opowiada o nawróceniu, interwencji Maryi w jego życiu i potrzebie odmawiania różańca.
Edyta Tombarkiewicz: Kiedy i jak Maryja interweniowała w Pana życiu?
Jan Budziaszek: Począłem się wiosną 1945 roku, tuż przed aresztowaniem mojego taty, AK-owca. Doradzano mamie, by zlikwidowała małego pana Janka, bo sama nie da rady, nie ma pracy, a do tego towarzyszą jej codzienne prześladowania ze strony UB. Poszła wtedy do redemptorystów przed obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, mówiąc w akcie desperacji „Weź go sobie”. To był pierwszy ślad.
Jaki był drugi?
Jak już jeździłem po świecie mówiąc o różańcu, znalazłem w swoich rzeczach legitymację Rycerstwa Niepokalanej, do którego zapisała mnie babcia, gdy miałem półtora roku. Kiedy pokazałem ją franciszkanom, zauważyli, że jest tam własnoręczny podpis Maksymiliana Kolbego. Prawdopodobnie przed wojną podpisał kilka książeczek in blanco, a jedna trafiła się mnie. Kolejny to mój przypadkowy udział w pielgrzymce na Jasną Górę, gdzie dotarłem w podkoszulku i klapkach, bez szczoteczki do zębów czy kromki chleba.
Jan Budziaszek o Maryi
Jak to się stało?
W 1984 roku robiłem remont i wysłałem żonę z dziećmi na wakacje. W parafii ogłoszono, że potrzebne są noclegi dla wyruszających wcześnie rano na Jasną Górę. Zgłosiłem swój dom. Przyjechało siedemnastu niemieckich pielgrzymów, a wśród nich starsze panie odbywające pielgrzymkę pokutną za to, że ich mężowie kiedyś służyli w Wermachcie. Jedna z nich poprosiła, bym ją wziął na grób siostry Faustyny Kowalskiej. Ktoś musiał przejechać 1300 km, żebym trafił do miejsca łask, od którego dzieliło mnie tylko kilka przystanków tramwajem.
To z nimi trafił pan na pielgrzymkę?
Tak tych ludzi polubiłem, że odprowadziłem ich na mszę świętą rozpoczynającą pielgrzymkę. Tam coś mi podpowiedziało, by przejść z nimi jeden odcinek. Z odcinka zrobił się cały dzień, aż dotarliśmy na nocleg do jakiejś wioski, skąd nie sposób było wieczorem wrócić. Jeden z gospodarzy dał mi koc i zaproponował stodołę. Następnego dnia postanowiłem łapać stopa do domu, ale poszedłem jeszcze chwilę z grupą, aż stwierdziłem, że miło byłoby kontynuować. W ten sposób z mojego życiorysu zostało wycięte sześć dni. Nie szedłem się modlić, nie miałem intencji, tylko po prostu dobrze się tam czułem. Dopiero potem zrozumiałem zamysł Maryi: „to Ja ciebie wybrałam i tu przyprowadziłam, gdybyś wiedział jak bardzo cię kocham – płakałbyś z radości”.
Czy to był moment nawrócenia?
Nie, nawrócenie to nie moment, to proces. Odwracanie się od ludzkiego rozumowania, które z reguły jest złe, i pytanie mojego Mistrza, który wisi na krzyżu: „Panie Mój, a co Ty byś teraz zrobił na moim miejscu?”. Udało mi się to tylko kilka razy i zawsze potem działy się cuda.
Natchnienie z tabernakulum, nie marihuany
Ale coś chyba się w Panu zmieniło?
Jeszcze wtedy nic nie wskazywało, że zamienię źródło natchnień z wódki i marihuany na tabernakulum. Grałem na Festiwalu w Sopocie świeżo po pielgrzymce, gdzie się śpiewa nieczysto, niezawodowo, ale za to o Czymś, miało to przesłanie. Nie chciałbym nikogo obrazić, ale w Sopocie wielu wykonawcom zależało tylko na tym, żeby się ludziom spodobać. Nie usłyszałem nic, co podniosłoby mnie na duchu. Jeszcze, jak na ironię – dla poprawy wyrazu artystycznego – wokalistka z sąsiedniego kraju wykonywała swój utwór stojąc na głowie! Chciałem stamtąd uciekać, ale Maryja mi przypomniała, że podpisałem umowę, to muszę zagrać.
Nie chciał Pan już kontaktu z taką sztuką?
Norwid pisał, że piękno ma zachwycać i pociągać do pracy. A więc sztuka, według mnie, jest po to, aby ludzie w kontakcie z nią, odkrywali to, do czego są powołani. Moja sztuka spełni się dopiero wtedy, kiedy na koncercie usłyszy mnie przysłowiowy piekarz, i nawet nie zapamięta, kto to grał, ale w jego umyśle powstanie marzenie, by od jutra wypiekać najlepsze bułki na świecie. Sztuka ma charakter służebny, nie jest po to, byśmy stawiali się na miejscu Boga, jak Lucyfer.
Różaniec wciąga
Jak więc tworzyć dobrze?
Maryja, dała nam do ręki receptę sukcesu życiowego w piętnastu rozdziałach. Czy jesteś krawcem, kardynałem, czy prezydentem – chcąc cokolwiek osiągnąć, codziennie stawaj w poszczególnych tajemnicach różańcowych porównując swoje życie do życia Jezusa i Maryi.
Kiedy ta modlitwa tak Pana wciągnęła?
Po powrocie z Jasnej Góry wiedziałem, że każdego dnia chcę odmówić przynajmniej jedną cząstkę różańca. Przeczytałem wiele rozważań nad tajemnicami, aż stworzyłem własne. Na przykład, co do drugiej tajemnicy radosnej mam takie przemyślenia: przychodzi młodziutka dziewczyna do ciotki Eli, żeby sprzątać, prać, gotować i zamiatać, a ta staje jak wryta i niemal krzyczy: A skądże mi to, że matka mojego Pana przychodzi do mnie. Przesłanie dla mnie jest takie: Biada mi, aby ktokolwiek po spotkaniu ze mną zapamiętał mnie, a nie Ciebie, Panie mój i nie doświadczył obecności żywego Boga, to znaczy miłości. Na samo zetknięcie się Maryi z ciotką Elą dzieciątko poruszyło się w jej łonie, a ona krzyknęła z wrażenia, bo przecież jeszcze wtedy nie wiedziała, że stoi przed nią Matka Najświętsza. Dopiero miłość otwiera oczy niewidomym.
Jaką modlitwą powinniśmy zacząć dzień?
Od czytań, które Kościół proponuje w liturgii. Ojciec Badeni mówił, że kiedy nie rozumiemy, co nas w życiu spotyka, to najpierw sprawdźmy, jakie tego dnia były czytania, bo to Słowo Boga Żywego rzuca nam światło na zrozumienie danej sytuacji.
Budziaszek wzywa do odmawiania różańca
O czym powinniśmy w tym maryjnym roku pamiętać?
Mama w każdym objawieniu prosi o to samo. W Gietrzwałdzie dziewczynki pytają: Kiedy nasi tatusiowie przestaną pić wódkę? A Maryja odpowiada: Różaniec. Pytają: Kiedy będzie można na Warmii mówić po polsku? A było to w okresie, kiedy za używanie języka polskiego karano więzieniem. Maryja na to: Odmawiajcie różaniec. A my dziś pytamy: Co zrobić, aby nie było trzeciej wojny światowej? Jan Paweł II rozdał nam 40 milionów różańców, to tak jakby wręczył go każdemu Polakowi. Jesteśmy też jedynym narodem na kuli ziemskiej, o którym Matka Boża sama powiedziała, że jest naszą Królową. Potwierdzała to wielokrotnie historia, a Polska stanowiła największą potęgę, kiedy jej hymnem była pieśń Bogurodzica. Może uważamy Maryję za Królową, ale na papierze, bo w sercach jeszcze nie.
Jak to zmienić?
Zadając sobie pytanie: Kim dla mnie jest Matka Najświętsza? Ale zanim odpowiesz – zastanów się ile czasu dziennie z Nią spędzasz, Tą, która nas błaga: Kochane dzieci, przychodzę ostatni raz na ziemię, żeby uratować ludzkość przed samozagładą. Szatan próbuje wyeliminować człowieka poprzez wasze ręce, chce zniszczyć wszelkie stworzenie włącznie z planetą, którą zamieszkujecie. Kiedy wy na ziemi odmawiacie w różańcu pozdrowienie anielskie – Ja stoję przed Bożym tronem i załatwiam wasze sprawy. Jeżeli nie masz czasu dla Boga, dla Mamy, która nas błaga i prosi, to sam sobie odpowiedz, komu dajesz ten czas?! Telewizji? Jan Paweł II zabiega w niebie, żeby w końcu Polacy to zrozumieli, że cywilizacja miłości będzie polegała na tym, iż na zakończenie trzeciej wojny światowej każdy zobaczy swój grzech, a nie grzech sąsiada.
Wojna pochodzi od szatana
A bez wojny się nie da?
Każda wojna rozpoczyna się w moim sercu, gdy nie przebaczam bratu i suma takich uczuć ludzi na tej planecie kumuluje się potem w postaci konfliktu np. w Iraku i wybucha. Pięćdziesiąt lat jeździłem do Opola na festiwal, a teraz na pytanie, co myślę o jego odwołaniu, odpowiadam: Nie ma ani tych dobrych, ani tamtych złych. Odeszliśmy od Boga i musi być wojna. Pokój i miłość pochodzą tylko do Boga, a nienawiść i wojny – od szatana. Pismo Święte mówi: „Wszystko, co nie jest zrodzone z Boga – zginie”.
*Wywiad jest częścią akcji Pokochaj Maryję organizowanej przez Fundację Holy Mary Team