Wielka historia to nie tylko wojny, ale… porody, połogi. Historia powinna zostać o tę perspektywę uzupełniona – mówi Anna Brzezińska, autorka książki „Córki Wawelu”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Większość naszych przodkiń nie prowadziła, jak Joanna d’Arc, armii. Jako dziewczęta posyłano je na służbę, potem wychodziły za mąż, rodziły dzieci, zarządzały domem i gospodarstwem, przędły i szyły, modliły się i chodziły na pielgrzymki, gotowały i sporządzały lekarstwa. To ważne – mówi Anna Brzezińska, historyczka, pisarka fantasy, (trzykrotna laureatka Nagrody Janusza A. Zajdla), autorka „Córek Wawelu”, książki historycznej o Jagiellonkach.
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Czytelnicy znają Panią jako autorkę fantasy, tymczasem serwuje Pani potężną powieść historyczną. Jest Pani historykiem – to ułatwiło „przeskoczenie” do innego gatunku literatury?
Anna Brzezińska: Oczywiście. „Córki Wawelu” przenoszą czytelników w epokę, którą zajmowałam się zawodowo przez wiele lat, więc nakreślenie tła historycznego było znacznie łatwiejsze niż gdybym pisała o wieku, powiedzmy, XIX-tym, o którym pojęcie mam raczej ogólne. I nie są powieścią, tylko hybrydą, połączeniem eseju historycznego z fabułą, która jednak nie jest popisem wyobraźni, tylko rekonstrukcją, bardzo mocno opartą na źródłach, i pełni funkcję służebną. Chciałam stworzyć w tej książce obraz czasów królów Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta, tyle że odmienny od tego, który zazwyczaj spotykamy na kartach podręczników szkolnych. Dlatego mniej jest w niej historii politycznej i militarnej, znacznie więcej historii społecznej, historii codzienności, historii mentalności. Poza tym staram się wychodzić poza perspektywę królów i rycerzy, czyli historię elit, która najczęściej określa nasze wyobrażenie o przeszłości. Ale w przeszłości żyli również wieśniacy, rzemieślnicy, żebracy i wędrowni klerycy. No i oczywiście kobiety.
Czytaj także:
Elżbieta Cherezińska: Czasami marzę o tym, by uwolnić się od pancerza faktów
Zły czas dla kobiet?
Średniowiecze, epoka królów i rycerzy, to nie był dobry czas dla kobiet…
To dyskusyjne. Historycy zażarcie spierają się, kiedy los kobiet ulegał pogorszeniu, a kiedy powodziło im się lepiej. Bo przecież wczesne średniowiecze – czasy, co tu kryć, paskudne i brutalne – to zarazem czasy pyskatych dziewic-męczenniczek, świątobliwych królowych, które nawracają swoich barbarzyńskich małżonków, i potężnych opatek. A renesans, o którym opowiadają „Córki Wawelu”, przez wielu kojarzony z pogorszeniem pozycji kobiet, to zarazem epoka potężnych i wpływowych władczyń z Elżbietą Tudor na czele. Historia jest opowieścią o zmianie, lecz nie zawsze da się tę zmianę zamknąć w jednym słowie „lepiej” lub „gorzej”, zwłaszcza że w przeszłości – podobnie jak teraz – doświadczenie kobiet bywało bardzo różne w zależności od rodziny i, mówiąc szerzej, w zależności od warstwy społecznej, do której należała.
Pokazuje Pani epokę przez pryzmat kobiecych doświadczeń: macierzyństwa, porodu, połogu. Skąd taki zamysł?
Bo taka właśnie była osobista historia większości kobiet w przeszłości i uważam, że ta wielka historia powinna zostać o tę perspektywę uzupełniona. Większość naszych przodkiń nie prowadziła, jak Joanna d’Arc, armii. Jako dziewczęta posyłano je na służbę, potem wychodziły za mąż, rodziły dzieci, zarządzały domem i gospodarstwem, przędły i szyły, modliły się i chodziły na pielgrzymki, gotowały i sporządzały lekarstwa. To ważne. Wciąż wpływa na to, kim jesteśmy i jak się definiujemy jako kobiety, mężczyźni zresztą też.
Królowa i służąca
Dotyka też Pani tabu opisując wykorzystywanie kobiet, przemoc seksualną…
Dla mnie to nie jest tabu. Przemoc w przeszłości bywała inaczej rozumiana niż obecnie, a koncepcja nietykalności cielesnej rodziła się powoli i nie przyjmowano jej bez oporów. Kiedyś mistrz mógł całkiem legalnie grzmocić czeladników po grzbiecie, mąż mógł łomotać żonę, póki nie powodował poważnych obrażeń. Warto tę różnicę widzieć i rozumieć.
Mam wrażenie, że część opowieści utkała Pani na zasadzie kontrastu – oto rodzi królowa na Wawelu, w tym czasie służka w ruderze…
Ten kontrast pozwala również pokazać, że nie ma jednego kobiecego doświadczenia w przeszłości – zawsze oprócz kobiet z elit, zamężnych, szczęśliwych i otoczonych zbytkiem, są też kobiety z plebsu, zależne od innych, wykorzystywane i nie mogące zaspokajać nawet podstawowych potrzeb.
Czytaj także:
Dziewit-Meller: Dlaczego wygumkowaliśmy kobiety z historii?
Historia z kobiecej perspektywy
Regina – to raczej królewskie imię, czemu dostaje je służąca? Chciała Pani pokazać, że wbrew pozorom, od kobiet jednak całkiem sporo wtedy zależało?
Sporo służących nosiło to imię i spotykamy je w źródłach sądowych, choć raczej w XVII niż XVI wieku. I nie, nie zależało od nich zbyt wiele. Ale dając matce Dosi królewskie imię, chciałam stworzyć dla Dosi, córki Reginy, jakiś związek z królewskimi córkami.
Bohaterki Pani książki są nieoczywiste – wbrew tytułowi są to nie tyle córki Wawelu, co służące czy karlica Dośka.
Dla mnie wszystkie one są córkami Wawelu. Bo dwór to nie tylko miejsce i pałac, nie tylko społeczność i instytucja, ale również etos, system wartości wyznawanych i tworzonych przez królewską rodzinę, ale też przez ich otoczenie.
Pani książka wpisuje się w nurt HERstorii. Do tej pory historię opowiadaliśmy przez pryzmat mężczyzn – co daje nam spojrzenie z perspektywy kobiecej?
Daje nam właśnie to – kobiecą perspektywę. A ludzkość składa się z mężczyzn i kobiet.
Czytaj także:
Siostra Bolesława Chrobrego pierwszą polską feministką?
https://www.youtube.com/watch?v=BSed4DnkQFI