Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kilka lat temu trzynastoletni Ivan z Chin wysłał do papieża Franciszka trudne pytanie: „Czy mój dziadek, który nie jest katolikiem, ale jest człowiekiem, który nie chce czynić nic złego, pójdzie po śmierci do nieba?”. Ivan do pierwszego pytania dołączył też następne, które nie dotyczyło już bezpośrednio jego dziadka: „Innymi słowy, jeśli ktoś nigdy nie czyni pokuty, jak wielki grzech musi popełnić, żeby pójść do piekła?”.
Papież bardzo poważnie potraktował kwestie poruszone przez nastolatka. Wysłał do Ivana odpowiedź, która odbiła się szerokim echem na całym świecie. Napisał w niej:
Drogi Ivanie,
Jezus ogromnie nas kocha i chce, abyśmy poszli do nieba. Wolą Boga jest, żeby wszyscy ludzie zostali zbawieni. Jezus towarzyszy nam do ostatnich chwil naszego życia, abyśmy mogli być z Nim zawsze. A pozory mogą nas mylić. Niektórzy myślą na przykład, że jeśli nie wypełnia się co do joty wszystkich nakazów Kościoła, automatycznie idzie się do piekła. A tak naprawdę Jezus jest obok nas przez całe nasze życie, aż do ostatniej chwili! Aby nas zbawić […].
Odpowiedź Franciszka nie wszystkim się spodobała. Od wieków bowiem toczą się w Kościele spory, czy niekatolicy mogą być zbawieni.
Chrystus zbawił wszystkich ludzi
Już w Listach św. Pawła znaleźć można co prawda twierdzenia, że Jezus Chrystus zbawił wszystkich ludzi. Tak należy wedle wielu współczesnych teologów rozumieć np. zdanie z Listu do Tytusa, że [w Chrystusie] „ukazała się bowiem łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom” (Tt 2,11). Z kolei w Pierwszym Liście do Tymoteusza Apostoł wprost mówi o Bogu, „który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1Tm 2,4).
Święty Paweł napisał jednak również: „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie” (1Tm 2, 5-6).
Słowa te dla niektórych były (i dalej bywają) argumentem za tym, że tylko członkowie Kościoła, wierzący w jedynego Boga oraz w jedynego pośrednika między Bogiem a ludźmi, jakim jest Chrystus, mogą dostąpić zbawienia. W dziejach katolicyzmu raz po raz pojawiały się przecież hasła, że życie wieczne czeka tylko na tych, którzy uznają zwierzchność papieża (choć jednocześnie nierzadko potwierdzano ważność chrztu niekatolików, a czasem także innych sakramentów w niekatolickich wspólnotach).
Na chrześcijan żyjących poza Kościołem łacińskim często rzucano niestety obraźliwe kalumnie, gremialnie wysyłając ich do piekła (jakby nie była to wyłączna prerogatywa samego Boga). Taką postawę Kościół katolicki uznał w XX w. za niemożliwą do zaakceptowania. Przyczynił się do tego rozwój ruchu ekumenicznego: zarówno rozmowy przywódców różnych Kościołów, jak i spotkania teologów oraz zwykłych wiernych. Wewnętrzną różnorodność chrześcijaństwa coraz częściej postrzegano jako wielką wartość. Ustawała wzajemna wrogość. Coraz intensywniej szukano sposobów pojednania.
Kto należy do Ludu Bożego?
Wysiłki te stały się szczególnie widoczne na Soborze Watykańskim II. W jednym z jego ważniejszych dokumentów – tzw. Konstytucji dogmatycznej o Kościele (noszącej po łacinie tytuł Lumen gentium, tj. „światło narodów”) – znalazła się sugestia, że do wspólnoty powołanej przez Boga do życia z Nim, nazywanej „Ludem Bożym”, mogą wejść właściwie wszyscy ludzie.
Ojcowie Soboru napisali bowiem, że:
Lud ten, pozostając ciągle jednym i jedynym, winien się rozszerzać na świat cały i przez wszystkie wieki, aby spełnił się zamiar woli Boga, który naturę ludzką stworzył na początku jedną i synów swoich, którzy byli rozproszeni, postanowił w końcu w jedno zgromadzić […].
Z tego powodu do wspólnoty Ludu Bożego „powołani są wszyscy ludzie i w różny sposób do niej należą lub są jej przyporządkowani zarówno wierni katolicy, jak inni wierzący w Chrystusa, jak wreszcie wszyscy w ogóle ludzie, z łaski Bożej powołani do zbawienia” (Lumen gentium 14).
Zbawienie nie tylko dla katolików
Przytoczone powyżej zdania świadczą o tym, że Kościół katolicki nie głosi zbawienia, które przeznaczone miałoby być wyłącznie dla jego własnych wiernych. Ono jest dane przez Boga dla wszystkich, choć katolicy przyjmują, że istotnie w ich wspólnocie dane jest ono najpełniej. Nie znaczy to jednak, że wszyscy, którzy zbawienia dostępują, są koniecznie katolikami.
Wszyscy wierzący chrześcijanie, będący członkami różnych Kościołów, tworzą bowiem szczególną wspólnotę, w której na różne sposoby działa Duch Święty. W innym dokumencie Soboru Watykańskiego II – dekrecie „Przywrócenie jedności” (łac. Unitatis redintegratio) – prawdę tę wyrażono bardzo dobitnie. Uznano, że niekatolicy, którzy zostali ochrzczeni, pozostają w pewnej (choć, jak uczciwie zaznaczono, niedoskonałej) relacji ze społecznością Kościoła katolickiego (zob. Unitatis redintegratio 3).
Ojcowie Soboru Watykańskiego II stwierdzili, że szczególnie bliskie i głębokie więzi łączą katolików z chrześcijanami prawosławnymi, ale i w przypadku innych wyznań chrześcijańskich więzi takie również powinny być pielęgnowane. Dążenie do jedności chrześcijan przestano pojmować jako wysiłek do bezapelacyjnego poddania się wszystkich wierzących w Chrystusa władzy biskupa Rzymu. Od Soboru rzadziej też owa jedność przedstawiana jest przez katolickich teologów jako połączenie różnych kościelnych wspólnot w jedną instytucję. Mówi się raczej o jedności jako o wspólnocie złączonej tą samą nauką Chrystusa.
Co więcej, od czasów Soboru istnieje w Kościele coraz silniejsza świadomość, że do Ludu Bożego należą nie tylko chrześcijanie, ale także wyznawcy różnych wyznań, a nawet niewierzący. Z tego powodu w ostatniej edycji Katechizmu Kościoła katolickiego znalazł się szczególny zapis:
Kościół uznaje, że inne religie poszukują „po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń” Boga nieznanego, ale bliskiego, ponieważ to On daje wszystkim życie, tchnienie i wszystkie rzeczy oraz pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni. W ten sposób to wszystko, co znajduje się dobrego i prawdziwego w religiach, Kościół uważa „za przygotowanie do Ewangelii i jako dane im przez Tego, który każdego człowieka oświeca, aby ostatecznie posiadł życie” (KKK 843).
Bóg jest większy od instytucji
Wbrew pozorom twierdzenia powyższe nie są w Kościele nowe. Podobne prawdy głosił już w II w. św. Justyn Męczennik. W pierwotnym Kościele chrześcijanie naprawdę mocno wierzyli, że zbawienie jest dla wszystkich. Nie znaczy to, że uważali, iż niewierzący w Chrystusa mają dostęp do pełnego obrazu Boga. Ten ostatni pozostaje poza chrześcijaństwem ograniczony i zdeformowany. Chrześcijanie mają jednak nadzieję, że jeśli nie w naszym doczesnym świecie, to w wieczności spełnią się słowa wypowiedziane ongiś przez Chrystusa: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32).
Ta nadzieja jest w gruncie rzeczy wiarą w moc miłosierdzia Bożego. Od czasów Soboru Watykańskiego II w wysiłkach na rzecz rozwoju ruchu ekumenicznego i dialogu międzyreligijnego potwierdzali ją kolejni papieże. Bóg większy jest bowiem od instytucjonalnych ograniczeń, które spowodowały brak jedności między wierzącymi w Niego. Jest także większy od wszystkiego, co po ludzku zdaje się odłączać ludzi od Niego na zawsze. Pewnie dlatego papież Franciszek w końcówce swej odpowiedzi trzynastoletniemu Ivanowi przytoczył pewną opowieść:
Kiedyś pewna kobieta przyszła do świętego kapłana, który nazywał się Jan Maria Vianney. Był on proboszczem w Ars we Francji. Kobieta zaczęła płakać, ponieważ jej mąż popełnił samobójstwo, skacząc z mostu. Była zrozpaczona, sądziła bowiem, że jej mąż trafił do piekła. Jednak ksiądz Vianney powiedział do niej: „Między mostem a rzeką jest jeszcze Boże miłosierdzie”.