Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Naprawdę. Z kościoła wyszli wszyscy. Co do jednego. W musztrze, w zachowanym szyku. Tak im polecił dowódca.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Był letni słoneczny dzień. W niewielkiej miejscowości pod Włocławkiem wszyscy byli już gotowi. Kobiety ubrane w odświętne stroje. Z regionalnymi zdobieniami. Mężczyźni w garniturach. Zmęczeni, bo żniwa w pełni. Ale jak nie przyjść w taki dzień do kościoła? Jak nie powitać takiego gościa? Za kilkadziesiąt minut do maleńkiej parafii w Charłupie Wielkiej przybędzie figura św. Michała Archanioła. W ramach ogólnopolskiej peregrynacji nawiedzi również i te równinne tereny malowniczego zakątka naszego kraju.
Kościół wypełniony po brzegi. Kapłani z sąsiednich miejscowości przyjechali, by pomóc przy sakramencie spowiedzi. Siedzą teraz na trawiastej polanie pod świątynią, na drewnianych krzesłach i jednoczą ludzi z Bogiem. Zdąży każdy chętny.
Poczty sztandarowe gotowe do powitania św. Michała. Podobnie jak cała służba liturgiczna. Wszyscy są podekscytowani.
Tego akurat nikt się nie spodziewał
Wśród nich także oni. Stoją pośrodku głównej nawy kościoła. Wyprostowani, z posągowymi minami. Dostojni i eleganccy. Strażacy-ochotnicy. Również w swoich odświętnych strojach. Gdy zacznie się msza, będą stać dalej. W samym środku świątyni. Pomimo zmęczenia i tłoku. Pomimo duchoty i ścisku. Na warcie.
W pewnej chwili jednak stanie się coś dziwnego. Tuż po ewangelii, dowodzący grupą zarządza odwrót. Wychodzą. Wpierw ci stojący najbliżej ołtarza. Potem kolejni. Aż po ostatnich. Ludzie to widzą. Widzi to ksiądz. Widzą ministranci. Chwila konsternacji, ciszy. Niedowierzania. Przecież to niemożliwe…
Ludzie robią miejsce. Strażacy opuszczają świątynię w dwuszeregu. Tym razem już bez tupania, bez oficjalnego marszu. W końcu nadal trwa msza. Za chwilę znikają także i z mojego punktu obserwacji. Jeszcze tylko ostania para i koniec. Nie ma. Wyszli.
Nie tak to miało wyglądać. Nie tak… Trudno. Pora skupić się na słowach kaznodziei. Rozpoczyna się homilia.
Teraz ich kolej
Na trawniku pod świątynią nadal trwają na posterunku. Jest ich pięciu. Każdy z pochyloną głową. Część zasłania twarz dłońmi. Jeden stułą. Słuchają w skupieniu i ciszy. By na końcu po krótkiej nauce, może rozmowie podnieść w górę dłonie i czynić znak krzyża. Rozgrzeszenie. Kapłani spowiadający nadal służą.
Strażnicy rozchodzą się. Ustawiają się po kilku do różnych kolejek. Te nie są za długie. Większość parafian zdążyła wyspowiadać się przed mszą. Oni nie mieli jak. Prowadzili wozy strażackie w kolumnie osłaniającej wóz z figurą Michała Archanioła. Na sygnale. Potem brali udział w procesji. Dopiero teraz mogą przystąpić do spowiedzi. Wszyscy. Bez wyjątku.
Podchodzą do kratek. Po kolei. Zdejmują strażackie czapeczki. I rozpoczynają. To, po co tu przyszli.
Wszyscy?
Pierwszy poszedł dowódca. Już skończył. Teraz czeka na pozostałych przy wejściu do kościoła. Od razu inaugurując szyk. Systematycznie dołączają do niego kolejni. Ustawiając się w parach za swoim przełożonym. Po wojskowemu. W milczeniu. Słuchają kazania. Jak wszyscy zgromadzeni przed kościołem. Ci, dla których nie starczyło już miejsca w środku.
Gdy kolumna strażaków wydaje się być skompletowana, dowódca wychodzi przed szereg. Spogląda w oczy kolejnym podwładnym. Aż wreszcie spokojnym, acz stanowczym tonem pyta.
– Wszyscy?
– Wszyscy! – odpowiada kilku.
– Zatem wracamy!
Po chwili ludzie w kościele ponownie muszą się rozstąpić. Mężni strażacy na nowo wchodzą do świątyni. Ksiądz nie skończył jeszcze kazania. Ale na chwilę jakby przerywa, spoglądając znad przygotowanej kartki. Widać, że delikatnie się uśmiecha. Widzi ich. Jakby odmienionych. Niby w tym samym szyku. Ale już innym.
Jednomyślność i posłuszeństwo
Wspomni o tym przy następnej mszy świętej. Dziękując strażakom za ich świadectwo. Za to, że poszli. Że ludzie ich widzieli. Że dali świadectwo. Przede wszystkim innym mężczyznom w kościele.
– I wiecie, co mi się najbardziej w tym wszystkim podobało? – zakończy z uśmiechem. – To pytanie dowódcy: „Wszyscy?”. Ta ich jedność. Jednomyślność. Posłuszeństwo. I czekanie na ostatniego. Aby wszyscy mogli wrócić na mszę. Oczyszczeni i gotowi. Z takimi strażnikami czuję się bezpiecznie.
Mi też się podobało. Nie, wcale nie odebrałem tego jako przymuszenia któregokolwiek z nich do sakramentu pojednania. Jestem przekonany, że chęć skorzystania ze spowiedzi ustalili między sobą już wcześniej. I gdy tylko nadarzyła się okazja, poszli razem. I razem wrócili. Wszyscy?
Wszyscy.
Czytaj także:
Uczmy naszych synów utraconej sztuki męskości
Czytaj także:
Kilka słów o męskiej duchowości
Czytaj także:
Dlaczego on jest spięty bez powodu? O stresie ukrytym u mężczyzn