separateurCreated with Sketch.

Hanka Bielicka: Śmiech to najlepszy egzorcyzm na trudy codzienności

HANKA BIELICKA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Opowiadała o świecie z przymrużeniem oka. Nie uciekała od żartów na swój temat. „Bóg powierzył jej w jakimś stopniu humor Polaków, a ona godnie to realizowała”. Dziś rocznica urodzin Hanki Bielickiej.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Rodzice Hanki Bielickiej mówili o niej „nasza mała artystka”. Stanowcza i wygadana była od dziecka. Kiedy w czasie chrztu św. – miała wtedy trzy lata – ksiądz podał  jej do ust sól (chrzest odbywał się w tradycyjnym rycie rzymskim), powiedziała: „prose jesce”. Stwierdzono wtedy, że Hania „będzie zawsze chciała w życiu czegoś więcej i nigdy nie będzie miała dosyć”.

I tak też było. Przez całe zawodowe życie czuła w jakimś stopniu artystyczne nienasycenie. „Jak twierdziła, ciągle było jej mało występów, za mało powodzenia, za mało sukcesów” – wspominał w książce „Hanka Bielicka. Umarłam ze śmiechu” Zbigniew Korpolewski, jej bliski współpracownik i przyjaciel.

 

Hanka Bielicka. „Bóg powierzył jej humor Polaków”

Chociaż była wybitną artystką estradową i kabaretową, marzyły jej się role dramatyczne. Na drzwiach warszawskiego mieszkania artystki do ostatnich dni jej życia wisiała tabliczka z napisem: „Hanka Bielicka – aktorka dramatyczna”.

Była stuprocentową damą, osobą niezwykle dystyngowaną. W pracy, podobnie jak w życiu, była wymagająca, a w sprawach wyglądu zawsze stawiała na swoim, nie uznając kompromisów:

Uwielbiała mieć własnego fryzjera, własną kosmetyczkę, własną modystkę, własną projektantkę – nie tylko kostiumów, ale prywatnych sukienek (konfekcja była absolutnie wykluczona), no i buty wyłącznie na miarę od najlepszego szewca damskiego.

 

Humor – egzorcyzm na trudy codzienności

Znana była też ze swej miłości do kapeluszy i kwiatów. Te pierwsze były nieodłącznym elementem jej garderoby i wizerunku: „bez kapelusza nigdy i pod żadnym pozorem nie wyszła na ulicę czy do kawiarni”; te drugie, których po występach otrzymywała całe mnóstwo, zanosiła najczęściej do kaplicy, a gdy sama nie mogła, prosiła o to gosposię.

Mówiła, że śmiech jest najlepszym egzorcyzmem na trudy codzienności. Opowiadała o świecie z przymrużeniem oka. Nie stroniła też od żartów na swój temat, miała do siebie dystans. „Bóg powierzył jej w jakimś stopniu humor Polaków, a ona godnie to realizowała” – napisał o niej Korpolewski.

 

Bielicka: Artysta ma dbać o kulturę języka

Bardzo lubiła młodzież. Między innymi dlatego chętnie wykładała przez kilka lat w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie na Wydziale Estradowym. Zależało jej, aby młodzi ludzie rozwijali się, kształcili. Sama również  była dobrze wykształcona – ukończyła nie tylko przedwojenny Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej, ale studiowała również romanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Swoim studentom mówiła, że artysta ma dbać o kulturę języka, kulturę bycia. Dzięki swym pedagogicznym umiejętnościom zjednywała sobie ich sympatię i szacunek.

Dwa lata przed śmiercią zaczęła podupadać na zdrowiu. Trudnością –  ale nie barierą w kontakcie z publicznością – były dla niej również pogłębiające się problemy ze wzrokiem: „Pod koniec swojej kariery prawie nie widziała, czego publiczność dzięki jej wspaniałemu aktorstwu nie zauważała. Ona rozpoznawała publiczność po śmiechu i po oklaskach albo po śpiewie, bo zawsze na wejście i na zakończenie występu śpiewano „Sto lat”.

 

Pogodę ducha zachowała do końca

Jedyne, czego bała się u kresu życia, to nie śmierci czy pojawiających się myśli o niej, jak mogłoby się wydawać, ale „anonimowości i… milczącego telefonu”. Pracowała do samego końca. Podczas jednego z ostatnich występów przywitała publiczność słowami, które były w zasadzie zapowiedzią pożegnania: „Witam państwa serdecznie i na otwarcie mówię otwarcie, że to jest zamknięcie… pewnego etapu mojej kariery. Pożegnanie z rewią, piórami i schodami. Dzisiaj jeszcze zeszłam, ale na drugi raz mogłabym spaść z tych schodów. Jak się ma moje lata, to się po schodach nie lata…”. Do ostatnich chwil życia zachowała pogodę ducha.

Zmarła w Warszawie, wkrótce po tym, jak przywieziono ją ze Strykowa, gdzie zasłabła w trakcie występu. Została pochowana na Starych Powązkach. Wiele pamiątek po artystce – w tym jej kostiumy i kapelusze – trafiło do Muzeum Teatralnego w Warszawie.

*Cytaty pochodzą z„Hanka Bielicka. Umarłam ze śmiechu” aut. Zbigniewa Korpolewskiego, wyd. Prószyński i S-ka



Czytaj także:
Katolicy zamiast do sklepów poszli z nudów do kościoła. Księża w szoku


GIF Z NODEM
Czytaj także:
Myślałeś, że tylko tobie to się zdarza? Poznaj 12 katolickich wpadek!


MATEUSZ BANASZKIEWICZ
Czytaj także:
Mateusz Banaszkiewicz z Kabaretu Młodych Panów: Kiedy Bóg nas obserwuje, trudno Mu się nie śmiać [wywiad]

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags:
Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!