separateurCreated with Sketch.

Czy przyjmując Komunię św., można się zarazić wirusem? O przeistoczeniu i wystawianiu Boga na próbę

EUCHARYSTIA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Nasz Pan (aby być z nami i dla nas w Eucharystii) zgadza się mieć właściwości zwykłego wina i chleba, a w związku z tym podlegać biologicznym prawom, którym one zwyczajnie podlegają.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Chrystus w Eucharystii zgadza się mieć właściwości zwykłego wina i chleba, a w związku z tym podlegać biologicznym prawom, którym one zwyczajnie podlegają. Tak się poniża, by móc nam się dawać w Eucharystii. Takie są brutalne konsekwencje Jego miłości do nas. Zaprzeczanie im jest w gruncie rzeczy zaprzeczaniem wierze.



Czytaj także:
12 cudów mocy mszy świętej

 

Jak sama nazwa wskazuje

„Przeistoczenie” – jak sama nazwa wskazuje – polega na zmianie istoty. Jakiej istoty? Istoty czego?

Klasyczna ontologia (inaczej: metafizyka), czyli nauka o bycie, która leży u podstaw katolickiej nauki o Eucharystii, zakłada, że każdy byt (czyli wszystko, co istnieje – każdy konkretny człowiek, krzesło, drzewo, pies, pchła, widelec i tak dalej) składa się z istoty (zwanej także „substancją” – ale nie w rozumieniu fizyki czy chemii) i przypadłości (czyli cech). Istota (substancja) jest tym, co sprawia że dana rzecz jest tym, czym jest; że jest taka, jaka jest; że w ogóle jest. Istota jest zasadniczo niezmienna. Przypadłości (cechy) mogą natomiast występować w różnym natężeniu i zmieniać się w czasie.

Wytłumaczmy to sobie na przykładzie – dajmy na to – Zuzi. Jest sobie Zuzia. Zuzia ma swoją istotę – esencję swojej „zuziowatości”, dzięki której jest sobą i nikim innym – i pewne przypadłości. Najpierw przypadłościami Zuzi jest bycie małą, lekką, bezradną. Potem ta sama Zuzia robi się duża, ciężka i sprytna. Potem jest duża, średnio ciężka i nieporadna. Cechy Zuzi ulegają zmianie, ale to nadal ta sama Zuzia.

Podczas Eucharystii – jak wierzymy my, katolicy – dokonuje się dokładnie odwrotny proces niż ten, który obserwowaliśmy przed chwilą u Zuzi. Mamy na ołtarzu chleb i wino. One mają swoją istotę oraz komplet przypadłości fizycznych i chemicznych. W momencie przeistoczenia przestają być jednak chlebem i winem, a stają się Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa.

Zmienia się ich istota, ale przypadłości pozostają dokładnie te same. Nadal tyle samo ważą, mają ten sam skład chemiczny i właściwości, podlegają tym samym prawom fizycznym i biologicznym, jakim podlegały do tej pory.

Zuzi zmieniały się cechy, ale zostawała Zuzią. Chleb i wino stały się Jezusem i nie są już chlebem i winem, ale nadal mają wszystkie cechy chleba i wina. Na tym polega cud przeistoczenia. Dlatego nazywamy go cudem. To jest największy cud eucharystyczny!



Czytaj także:
Wydarzenie o znamionach cudu eucharystycznego w Legnicy. Czy to tkanka mięśnia sercowego?

 

A co z „cudami eucharystycznymi”?

Paradoksalnie tzw. „cuda eucharystyczne”, podczas których Ciało lub Krew Pańska zaczynają wykazywać cechy fizyko-chemiczne normalnego ciała i krwi to „mniejszy” cud niż wówczas, gdy zachowują cechy chleba i wina, choć już nimi nie są.

Warto zwrócić uwagę, że „cuda eucharystyczne” dzieją się zazwyczaj wtedy, gdy ludzie (konkretni lub całe społeczności) tracą wiarę w realną obecność Jezusa w Eucharystii.

Jeśli możemy zgadywać cele Pana Boga, to wygląda na to, że celem „cudów eucharystycznych” jest przywrócenie lub wzmocnienie tej wiary – dla katolików kluczowej i fundamentalnej.

 

Konsekwencje cudu

Podsumujmy więc to, co dotychczas sobie powiedzieliśmy: po przeistoczeniu, dokonującym się podczas każdej mszy świętej, Ciało i Krew Pańskie zachowują nadal zwykłe cechy chleba i wina. Ten sam skład chemiczny, te same właściwości fizyczne. Podlegają więc także tym samym prawom biologicznym, jakim podlegały, będąc chlebem i winem.

W związku z tym Ciało Pańskie może się zeschnąć albo spleśnieć. Krew Pańska może (jak zwykłe wino) skwaśnieć. Brzmi to okropnie. Ale tak jest. To kolejny stopień uniżenia Chrystusa (teologia nazywa je z greckiego „kenozą”). Syn Boży uniżył się we Wcieleniu, stając się człowiekiem i przyjmując na siebie wszystkie tego konsekwencje – wszelkie ludzkie słabości i ograniczenia.

Już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa niektórym wydawało się to oburzające i niegodne Boga-Człowieka. W związku z tym głoszono nawet (i wierzono) w pewnych kręgach jakoby Ciało Chrystusa było jedynie ciałem pozornym – wyglądało jak ludzkie, ale w rzeczywistości było tylko „kostiumem” nie podlegającym ludzkim słabościom. Pogląd ten został jednoznacznie potępiony przez Kościół jako herezja zwana „doketyzmem” (od greckiego „dokein” – „udawać”).

W Eucharystii Chrystus idzie w swoim uniżeniu jeszcze dalej. Już nie tylko poddaje się ograniczeniom ludzkiej natury, ale bierze na siebie ograniczenia kawałka nieożywionej materii, jakimi są chleb i wino. I podobnie jak w przypadku Wcielenia, tak i tutaj niczego nie udaje, nic nie pozoruje.

Nasz Pan (aby być z nami i dla nas w Eucharystii) zgadza się mieć właściwości zwykłego wina i chleba, a w związku z tym podlegać biologicznym prawom, którym one zwyczajnie podlegają. Jeśli chleb może spleśnieć, albo stać się pożywką dla grzyba, to i On może. Jeśli wino może skwaśnieć, to może i On. Jeśli jedno lub drugie może być nośnikiem bakterii czy wirusów… On także. Tak się poniżył, by móc nam się dawać w Eucharystii.

Takie są brutalne konsekwencje Jego miłości do nas. Zaprzeczanie im (choćby motywowane najszczerszą i najgorliwszą pobożnością) jest w gruncie rzeczy zaprzeczaniem wierze. Bo wiara to nie to, co „czujemy” czy „uważamy”, ale posłuszeństwo temu, czego uczy nas Kościół, przekazując depozyt wiary pochodzący od samego Jezusa.


PODNIESIENIE PODCZAS EUCHARYSTII
Czytaj także:
Kulminacyjny moment Eucharystii: patrzeć na hostię lub kielich czy schylać głowę?

 

Na narożniku Świątyni

Powtarzanie katolickiej nauki o Eucharystii wydaje się konieczne zwłaszcza dziś – w dobie epidemii wiadomego wirusa. Raz po raz słychać bowiem głosy nawołujące do ignorowania wskazań i apelów (zarówno episkopatu, jak i lekarzy) odnośnie sposobu przyjmowania Komunii świętej.

Przyjmowanie Komunii „na rękę” też nie jest oczywiście stuprocentowo bezpieczne. Ale – o ile zadbamy sami o higienę swoich dłoni – jest dużo bezpieczniejsze od przyjmowania „do ust”. A to dlatego, że składając hostię na dłoni przyjmującego szafarz unika tego, że kolejni przyjmujący „chuchają” mu na ręce (nie mówiąc o sporadycznym kasłaniu czy kichnięciach), a on tymi „obchuchanymi” rękami podaje Ciało Pańskie prosto do ust następnych osób wraz ze wszystkim, co poprzednie „wychuchały”.

Wszelkie nawoływania do ignorowania zaleceń przyjmowania Komunii na rękę w imię „wiary” i „zaufania” Chrystusowi, który „nie zaraża” są w rzeczywistości nie tylko aktem nieposłuszeństwa Kościołowi, ale i uleganiem pokusie, której oparł się Zbawiciel postawiony przez diabła na narożniku Świątyni. „Rzuć się w dół – mówił diabeł – Wszak Bóg w swoim Słowie (!) obiecał Cię chronić”. Na dowód kusiciel cytował nawet odpowiedni psalm. Odpowiedź Jezusa pamiętamy: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego” (por. Mt 4,5-7).

Zaprzeczanie prawom, którym Chrystus sam ze swej woli podlega, stając się naszym pokarmem w Eucharystii, jest wystawianiem Pana Boga na próbę. Narażanie w imię swoiście (czyli „po swojemu”) pojmowanej wiary i pobożności bliźnich, tudzież odsądzanie ich od tejże wiary jest grzechem przeciw miłości – i bliźniego, i samego Boga.

A to dlatego, że – jak uczy święty Jakub – „religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami” (por. Jk 1,27).  Ignorancja – zawiniona (na przykład niedouczeniem), a następnie karmiona i pielęgnowana – również.


SPOWIEDŹ
Czytaj także:
Konfesjonały: zabezpieczyć kratki folią. Wskazania prymasa Polski na czas pandemii

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.