Stefan Lipniak całą młodość spędził w obozach. Gdy w końcu udało mu się uciec i wrócić do domu, matka go nie poznała. Obóz śnił mu się do końca życia. Przeczytaj fragment rozmowy z „przeżywcem”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
27 stycznia przypada 76. Rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. To także Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu.
Co się robi po wyjściu z Auschwitz?
Jedzie się do domu, rodziny? A co, jeśli domu już nie ma, a nikt z rodziny nie przeżył wojny? Jak toczy się życie pięć, dziesięć, pięćdziesiąt lat później? Agnieszka Dauksza zapytała przeżywców, jak wygląda życie po obozie.
Wielu byłych więźniów nadal nosi w sobie wojnę. Paradoksalnie dotąd nie ma zbiorczej nazwy dla doświadczenia polskich przeżywców. Ich życie jest życiem „po obozie”. Niektórzy z rozmówców Daukszy, ostatni świadkowie, po raz pierwszy opowiedzieli swoją historię. I nieformalnie przyjęli ją do swojego klubu, bo jako jedna z niewielu ich wysłuchała.
Stefan Lipniak całą młodość spędził w obozach. Gdy w końcu udało mu się uciec i wrócić do domu, matka go nie poznała. Obóz śnił mu się do końca życia. Poniżej prezentujemy fragment rozmowy z nim.
Agnieszka Dauksza: Uważa pan, że Żydzi mieli gorzej od Polaków w obozach?
Stefan Lipniak: No, dużo gorzej. Ich mordowali bez przerwy. Jak tylko mogli, tak niszczyli Żydów. Żydzi to byli podludzie. Holokaust miał zniszczyć rasę żydowską, rozumie to pani? A dopiero na drugim miejscu byli Polacy. No, jeszcze przed Polakami Cyganie, Romowie.
„…ewidentnie to był smród ludzki”
A jak reagowali SS-mani na widok Żyda i Polaka? Były jakieś podstawowe różnice?
Tak, była zasadnicza różnica. Zawsze jest tak: Żydzi byli na śniadanie, a Polacy na obiad. Żydów najbardziej niszczyli. Polaków też, ale może mniej. Ale jak się wpadło na SS-mana, to jednakową śmiercią mogliśmy umierać. No, ale Żyd to był Żyd, kasta ludzka inna, że tak powiem. Tępili ich w niesamowity sposób. I różny sposób. Dusili, bili, do komory gazowej wrzucali. Jak przyszedł transport, to zdrowych dawali na prawo, a jakoś podejrzanych, nieudolnych, chorych i starszych na lewo, prosto do komory. Zdrowych zostawiali do roboty, żeby wykorzystać, a jak się taki kończył, to tylko krematorium. W drzwiach były hałdy ludzi, którzy próbowali się wydostać – koledzy mi opowiadali, bo tego akurat nie widziałem. W komorze nigdy nie byłem. SS-mani mieli cyklon, mieli stroje odpowiednie, maski, od góry przez dziury sypali proszek do komory.
Nigdy pan nie widział budynków krematoriów?
W czasie okupacji nie, nie wolno było. Więźniowie nie mogli tak sobie chodzić, były wyznaczone strefy. Ale widzieliśmy dym. Śmierdziało jak piorun jasny. Śmierdziało, bo palili niesamowicie, ewidentnie to był smród ludzki. My w Monowicach czuliśmy, na dwadzieścia kilometrów było czuć, jak ten gaz wychodził. Komora jedna i następna, następna. Bez przerwy się paliło. Na początku to było prymitywne, proch wysypywali w dole obok, ten ludzki proch. I to nie było liczone, ilu ludzi zginęło. A tam miliony mogły zginąć. Nikt tego przecież nie rejestrował, nie było czasu. Ale to znam z opowiadania, trochę koledzy mówili, trochęm podpatrzył. Kobity tam obok miały okrutnie, daj ty spokój. Byłaś tam, widziałaś, Agnieszko? Żeby spać na ziemi w takich kajutach, po osiem… i żadnej osłony, no, może trochę słomy, ale to się wykruszało, więc potem na gołych deskach i na komendę się przewracały. To w Birkenau.
Czytaj także:
Ostatni Sprawiedliwi: “Nie można było inaczej postąpić, to był nasz obowiązek”
Ofiary Holokaustu
Czy pan wiedział o komorach podczas pobytu w obozach? Mówiliście o tym?
Właśnie bardzo słaby był ten temat. Gdy tylko jakieś grupy dyskusyjne się tworzyły, to Niemcy od razu rozpędzali. Jak się chciało pogadać z kimś z innego baraku, też nie wolno było. Więc trudno było przenosić wiadomości. Choć temat komór był bardzo rozpowszechniony w obozie, chyba wszyscy wiedzieli, że palą ludzi. Mimo że Niemcy utajniali to palenie. Gdyby Niemcy wygrali wojnę, to może do tej pory rozbudowaliby krematoria, wciąż by to trwało. Nie wiadomo, jak by dziś świat wyglądał. Pomór w Europie…
(…) A niemieckie obozy były tak zorganizowane, że żadnego więźnia nie mogło brakować. Pełna kontrola wszystkich, bez wychylania się. Oni to mieli doskonale zorganizowane. U Ruskich? Wygnanie na Syberię i róbcie sobie, co chcecie. To jest właśnie cywilizacyjna różnica. Tam nikt się o tych ludzi nie martwił, a u Niemców była kontrola, każdy musiał chociaż kawałek chleba dostać. Nie było tak, żeby nikt nic nie jadł. Ordung, sztubowi, grupowi, wszystko musiało być, wszystko poukładane.
Czytaj także:
Kobiety z bloku 10. Przeżyły eksperymenty medyczne w Auschwitz
Rocznica wyzwolenia Auschwitz-Birkenau
Czy to właśnie nie było najbardziej przerażające?
No właśnie było, na każdym kroku przerażające. To znowu było nieludzkie. I jak to pogodzić? Myśmy tu mieli spotkania w Krakowie, dużo niemieckiej młodzieży przyjeżdżało. Słuchali nas łapczywie i taka jedna dziewczyna mówi: „My się wstydzimy”. Wstydzili się, że nas tak ich dziadkowie mordowali. Kto by się zdobył, z innej narodowości, na taki gest? Przyznała się i potępiła to dziś. Wdrożono kolejne pokolenia w te zbrodnie. A przecież dziadek takiej dziewczyny musiał ją kochać, pielęgnować, przytulać, jak była mała. Jak każde dziecko i każdy dziadek. Wcześniej takie same dzieci na frontach czy w obozach mordował bez żadnego kompleksu. Jak to pogodzić? Jednych kochać, a drugich…
I jak pan to sobie tłumaczy?
Może to przez ideologię? Ich partię polityczną? Nastawienie Niemców? Niemcy tak byli chowani, by ich krew w ogóle nie raziła. Im kazali kury czy gęsi zarzynać, żeby się przyzwyczajali. Więc może geny i rutyna.
Czy według pana naziści zostali właściwie ukarani?
Ci duzi dostojnicy obozowi zostali ukarani, w wielu przypadkach. Trudno to ocenić, bo elita została wykształcona w swojej ideologii, oni w to wierzyli, oni według tego działali i mordowali. Ich chyba należało osądzić. Ale takiego niemieckiego szaraka? Przecież trudno go zaraz wieszać. Ideologia była chyba najgorsza. Oni wykonywali rozkazy, oni byli przekonani, że robią słusznie.
*Fragment książki Agnieszki Daukszy, Klub Auschwitz i inne kluby, Znak 2021; tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl
Czytaj także:
Ofiary uratowały kata? Niezwykła historia Johanny Langefeld, strażniczki z Auschwitz