separateurCreated with Sketch.

Czy ksiądz może być antyklerykałem? Św. Josemaria Escriva w zabawnych i pouczających anegdotach

JOSEMARIA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Elżbieta Wiater - 22.05.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Wiedzieliście, że Opus Dei swą nazwę zawdzięcza w zasadzie pewnemu dowcipowi? I że założyciel organizacji zostawił podopiecznym dość specyficzny testament?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Za życia założyciela Opus Dei, św. Josemarii Escrivy de Balaguera, mówiono o członkach tej wspólnoty, że są szaleni. Ksiądz de Balaguer miał na to tylko jedną odpowiedź: „Przynależność do takiego domu wariatów to zaszczyt!”. Jak widać, miał dystans – i do swojego dzieła, i przede wszystkim do samego siebie.

Do seminarium trafił bardzo wcześnie, mając zaledwie szesnaście lat. Już wtedy był pewien swojego powołania, jednak od strony materialnej możliwość jego realizacji nie wyglądała zbyt dobrze. Rodzice nie byli zbyt zamożni, zresztą ojciec przyszłego świętego wkrótce zmarł. Wcześniej jednak całym swoim życiem uczył syna, że jedyne, czego należy się w życiu bać, to okazanie niewierności Bogu.

Josemaria więc bez lęku poszedł za tym, co uznał za wolę Bożą dla swojego życia i rozpoczął tworzenie Opus Dei. Jak mawiał, miał wtedy „26 lat, dobry humor i łaskę Bożą”. Sądząc po efektach, wystarczyło.

W pierwszym domu, w którym zamieszkał młody ksiądz, nie było nawet łóżka. Sypiał więc na podłodze, opierając głowę na podręcznikach do teologii. Z tej praktyki wywodził swoje późniejsze twierdzenie, że po latach takich noclegów MUSI być dobrym teologiem, nie ma wyjścia.

Myśl, by stworzyć wspólnoty ewangelizujących świeckich i pomóc tym ostatnim dostrzec duchową wartość ich sposobu życia, przyszła nagle, w 1928 roku. Był to na tyle nowatorski pomysł, że jedni skarżyli na ks. de Balaguera do władz kościelnych (to współbracia chrześcijanie jako pierwsi oskarżyli go o przynależność do masonerii, nie Dan Brown!). A inni sobie z jego działalności żartowali.

Zresztą właśnie dowcipowi wspólnota zawdzięcza nazwę. Otóż pewnego dnia jeden ze znajomych założyciela spytał kpiąco: „Jak tam się miewa dzieło Boże?”. A ks. Josemaria stwierdził, że żarty żartami, ale opis idealny. Cóż zostało, „ochrzcił” tak swoją wspólnotę oficjalnie.

Do prac wciągał nie tylko świeckich katolików, ale także osoby innego wyznania, a nawet Żydów. Oczywiście to też nie spotykało się z przyjęciem pełnym zachwytu, ale przynajmniej ks. Balaguer, kiedy spotkał Jana XXIII, mógł mu powiedzieć: „To nie od Waszej Świątobliwości uczyłem się ekumenizmu”.

Czy kapłan może być antyklerykałem? Sądząc po postawie ks. Josemarii, jak najbardziej! Z tym że w jego przypadku był to specyficzny antyklerykalizm. Nie tolerował u księży postawy wyższości wobec świeckich, używania religii do celów politycznych albo do robienia kariery. Ogólnie – traktowania wiary jako narzędzia do zajęcia wystarczająco wysokiego miejsca w świecie.

Jednocześnie bardzo poważnie traktował liturgię. Nigdy też, nawet kiedy podczas wojny domowej w Hiszpanii noszenie sutanny wiązało się z groźbą pobicia lub utraty życia, nie zrezygnował ze stroju kapłańskiego.

Księżom w Opus Dei później powtarzał, z właściwym sobie żartobliwym podejściem, że mają mieć do życia stosunek sportowy (co brzmi jak echo słów św. Pawła o występowaniu w dobry zawodach) oraz „puls biznesmena”, czyli umiejętność bycia dobrym liderem i menadżerem. Nota bene podobno właśnie taki puls miał u przyszłego świętego wykryć jeden z lekarzy, a przynajmniej tak twierdził żartem pacjent…

Kiedy czasy powątpiewania w katolickość Dzieła się skończyły, przyszła kolejna próba – założyciela zaczęto już za życia traktować jak świętego. Ile razy jednak ktoś z wdzięczności czy pobożności chciał go całować po rękach, ten chował dłonie, wołając ze śmiechem: „Nie mam rąk, nie mam rąk!”.

Umierając, zostawił podopiecznym jedyny w swoim rodzaju testament: „Zostawiam wam moją spuściznę na płaszczyźnie ludzkiej: umiłowanie wolności i dobry humor”. Nie da się ukryć, że bez tych dwóch bardzo trudno być dobrym chrześcijaninem!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.