separateurCreated with Sketch.

Czy ksiądz może być antyklerykałem? Św. Josemaria Escriva w zabawnych i pouczających anegdotach

Św. Josemaría Escrivá
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Elżbieta Wiater - publikacja 22.05.21, aktualizacja 08.01.2025
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Wiedzieliście, że Opus Dei swą nazwę zawdzięcza w zasadzie pewnemu dowcipowi? I że założyciel organizacji zostawił podopiecznym dość specyficzny testament?

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Za życia założyciela Opus Dei, św. Josemarii Escrivy de Balaguera, mówiono o członkach tej wspólnoty, że są szaleni. Ksiądz de Balaguer miał na to tylko jedną odpowiedź: „Przynależność do takiego domu wariatów to zaszczyt!”. Jak widać, miał dystans – i do swojego dzieła, i przede wszystkim do samego siebie.

Do seminarium trafił bardzo wcześnie, mając zaledwie szesnaście lat. Już wtedy był pewien swojego powołania, jednak od strony materialnej możliwość jego realizacji nie wyglądała zbyt dobrze. Rodzice nie byli zbyt zamożni, zresztą ojciec przyszłego świętego wkrótce zmarł. Wcześniej jednak całym swoim życiem uczył syna, że jedyne, czego należy się w życiu bać, to okazanie niewierności Bogu.

Josemaria więc bez lęku poszedł za tym, co uznał za wolę Bożą dla swojego życia i rozpoczął tworzenie Opus Dei. Jak mawiał, miał wtedy „26 lat, dobry humor i łaskę Bożą”. Sądząc po efektach, wystarczyło.

W pierwszym domu, w którym zamieszkał młody ksiądz, nie było nawet łóżka. Sypiał więc na podłodze, opierając głowę na podręcznikach do teologii. Z tej praktyki wywodził swoje późniejsze twierdzenie, że po latach takich noclegów MUSI być dobrym teologiem, nie ma wyjścia.

Myśl, by stworzyć wspólnoty ewangelizujących świeckich i pomóc tym ostatnim dostrzec duchową wartość ich sposobu życia, przyszła nagle, w 1928 roku. Był to na tyle nowatorski pomysł, że jedni skarżyli na ks. de Balaguera do władz kościelnych (to współbracia chrześcijanie jako pierwsi oskarżyli go o przynależność do masonerii, nie Dan Brown!). A inni sobie z jego działalności żartowali.

Zresztą właśnie dowcipowi wspólnota zawdzięcza nazwę. Otóż pewnego dnia jeden ze znajomych założyciela spytał kpiąco: „Jak tam się miewa dzieło Boże?”. A ks. Josemaria stwierdził, że żarty żartami, ale opis idealny. Cóż zostało, „ochrzcił” tak swoją wspólnotę oficjalnie.

Do prac wciągał nie tylko świeckich katolików, ale także osoby innego wyznania, a nawet Żydów. Oczywiście to też nie spotykało się z przyjęciem pełnym zachwytu, ale przynajmniej ks. Balaguer, kiedy spotkał Jana XXIII, mógł mu powiedzieć: „To nie od Waszej Świątobliwości uczyłem się ekumenizmu”.

Czy kapłan może być antyklerykałem? Sądząc po postawie ks. Josemarii, jak najbardziej! Z tym że w jego przypadku był to specyficzny antyklerykalizm. Nie tolerował u księży postawy wyższości wobec świeckich, używania religii do celów politycznych albo do robienia kariery. Ogólnie – traktowania wiary jako narzędzia do zajęcia wystarczająco wysokiego miejsca w świecie.

Jednocześnie bardzo poważnie traktował liturgię. Nigdy też, nawet kiedy podczas wojny domowej w Hiszpanii noszenie sutanny wiązało się z groźbą pobicia lub utraty życia, nie zrezygnował ze stroju kapłańskiego.

Księżom w Opus Dei później powtarzał, z właściwym sobie żartobliwym podejściem, że mają mieć do życia stosunek sportowy (co brzmi jak echo słów św. Pawła o występowaniu w dobry zawodach) oraz „puls biznesmena”, czyli umiejętność bycia dobrym liderem i menadżerem. Nota bene podobno właśnie taki puls miał u przyszłego świętego wykryć jeden z lekarzy, a przynajmniej tak twierdził żartem pacjent…

Kiedy czasy powątpiewania w katolickość Dzieła się skończyły, przyszła kolejna próba – założyciela zaczęto już za życia traktować jak świętego. Ile razy jednak ktoś z wdzięczności czy pobożności chciał go całować po rękach, ten chował dłonie, wołając ze śmiechem: „Nie mam rąk, nie mam rąk!”.

Umierając, zostawił podopiecznym jedyny w swoim rodzaju testament: „Zostawiam wam moją spuściznę na płaszczyźnie ludzkiej: umiłowanie wolności i dobry humor”. Nie da się ukryć, że bez tych dwóch bardzo trudno być dobrym chrześcijaninem!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!