Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Inaczej bowiem sądzi Bóg biskupa, inaczej księcia, inaczej przełożonego, inaczej ucznia, inaczej starca, inaczej młodzieńca, inaczej chorego, inaczej zdrowego. A któż może znać wszystkie te sądy, jeśli nie Stwórca, który wszystko uczynił i wszystko zna?
Nie może więc człowiek znać sądów Bożych. Tylko Bóg sam pojmuje wszystko i może wszystko słusznie osądzić. On jeden to potrafi. I rzeczywiście zdarza się, że jakiś brat popełnia w nieświadomości pewne wykroczenia, ale zarazem ma jakąś inną zasługę, która podoba się Bogu bardziej niż całe twoje życie.
Tymczasem ty zasiadasz, aby go sądzić i tym szkodzisz tylko własnej duszy. A choćby on dopuścił się grzechu, skąd ty wiesz, ile przedtem walczył i ile własnej krwi wytoczył, zanim zgrzeszył? Skąd ty wiesz, czy jego wina nie okaże się jak sprawiedliwość w oczach Bożych?
Bóg bowiem widzi – jak mówiłem – jego trudy i cierpienie, przez jakie przeszedł, zanim zgrzeszył. Zlituje się nad nim i przebaczy mu. A kiedy Bóg mu przebacza, a ty go osądzasz, czyż nie gubisz własnej duszy? Skąd wiesz, ile łez później wylał przed Bogiem za swoją winę? Ty grzech widziałeś, aleś pokuty nie dostrzegł.
Nie dość jeszcze, że osądzamy, ale nadto i pogardzamy. Bo jak mówiłem, co innego jest sądzić, a co innego znów gardzić. Pogarda jest wtedy, kiedy się kogoś nie tylko osądza, ale jeszcze uważa za nic. Kiedy się brzydzi bliźnim, odwraca się od niego jak od czegoś wstrętnego. To jest jeszcze o wiele gorsze i straszniejsze niż osądzenia.
Ci więc, którzy pragną się zbawić, nie zajmują się winą bliźniego, ale zawsze własnymi winami. Ci też postępują w cnocie. Taki był ten, który na widok grzeszącego brata jęczał i mówił: „Biada mi, dzisiaj on, jutro na pewno ja!”. Widzisz rozsądek? Widzisz przytomność ducha? Jak to natychmiast umiał wyrwać się pokusie sądzenia brata!
Bo mówiąc „jutro na pewno ja”, sam siebie napełniał bojaźnią i troską na myśl o grzechu, który miałby popełnić. W ten sposób unikał niebezpieczeństwa sądzenia. I nie poprzestawał na tym, ale jeszcze stawiał się poniżej tamtego, dodając: „Ale on przynajmniej pokutuje za swój grzech, ja zaś wcale nie pokutuję, wcale się nie staram, bo wcale pokutować nie umiem”.
Czyż widzisz, jakie ta święta dusza miała światło, że umiała tylko uniknąć sądzenia bliźniego, ale jeszcze uniżyć się przed nim? A my nieszczęśliwi bezmyślnie sądzimy, brzydzimy się, gardzimy, kiedy tylko cokolwiek zauważymy, lub usłyszymy czy podejrzewamy.
Najgorsze jest to, że nie poprzestając na własnej szkodzie biegniemy do innego brata powiedzieć mu natychmiast: „To i to się stało”. W ten sposób szkodzimy i jemu, ponieważ zasiewamy mu w serce grzech. I nie boimy się Tego, który powiedział: „Biada temu, kto poi bliźniego mętami”.
Wykonujemy robotę diabła i nie przejmujemy się. Bo cóż innego ma diabeł do roboty, jak nie burzyć i szkodzić? Okazujemy się więc wspólnikami diabła w pracy nad zgubą własną i bliźniego. Kto bowiem szkodzi duszy, diabłu pomaga i jemu sprzyja. A kto działa na jej korzyść, współpracuje ze świętymi aniołami.
A dlaczego tyle musimy cierpieć, jeśli nie dlatego, że brak nam miłości? Gdybyśmy mieli miłość i współczucie i troskę, nie pragnęlibyśmy oglądać przewinień bliźniego, jak powiedziano: Miłość zakrywa wiele grzechów; lub też: Miłość nie pamięta złego, wszystko znosi.
My więc, jak powiedziałem, gdybyśmy mieli miłość, sama miłość pokryłaby każdą winę, jak to robią święci z grzechami ludzkimi, które widzą. Święci bowiem nie są ślepi, widzą oni grzechy. I któż bardziej nienawidzi grzechu niż święci? Ale oni nie odwracają się równocześnie od grzeszącego, oni go nie osądzają, nie unikają, lecz współczują mu, pouczają go, pocieszają, leczą go jak chory członek ciała i robią wszystko, aby go uratować.
Fragment publikacji: Św. Doroteusz z Gazy „Pisma ascetyczne”, Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów. Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl.
Św. Doroteusz z Gazy (VI w.), pochodził z Antiochii, gdzie też otrzymał staranne wykształcenie. Około roku 525 wstąpił do położonego koło Gazy (Palestyna) klasztoru, kierowanego przez abbę Seridosa. Stał się uczniem dwóch wielkich mistrzów-rekluzów: Jana i Barsanufiusza. We wspólnocie pełnił różne obowiązki: odpowiedzialnego za przyjmowanie podróżnych i gości, opiekuna chorych oraz szpitala, a z czasem również wychowawcy nowych kandydatów. Być może po śmierci mistrzów oraz Seridosa (ok. 540 r.) założył nowy klasztor. Pozostawił zbiór konferencji oraz listów.