separateurCreated with Sketch.

W rocznicę ślubu pielgrzymowali do św. Szarbela. „Ludzie błagali o cud uzdrowienia. Padali na kolana” [świadectwo]

Św. Szarbel w Libanie
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Małgorzata Bilska - publikacja 28.07.21, aktualizacja 08.07.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Święty Szarbel pojawił się w naszym życiu wcześniej, kiedy nasz syn zmagał się z groźną chorobą nowotworową. Nasz mały synek wyzdrowiał. Wierzymy, że to także robota Szarbela”.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Z Katarzyną Niedźwiedź-Szałajko, dziennikarką, żoną Rafała i mamą piątki dzieci, rozmawia Małgorzata Bilska.

Pilegrzymka do Annaya

Małgorzata Bilska: Przed pandemią pojechaliście do klasztoru w Annaya w Libanie, gdzie mieści się sanktuarium św. Szarbela. To dość daleko. Czego tam szukaliście?

Katarzyna Niedźwiedź-Szałajko: Dla nas to niezwykła historia, bo szczerze mówiąc, mamy poczucie jakby to Szarbel nas zaczepił i przyciągnął do siebie. Planowaliśmy wyjazd – o tyle niecodzienny, że pierwszy raz, odkąd mieliśmy dzieci (czyli 10 lat), miał być samotny, bez nich. Z okazji 15. rocznicy ślubu.

Na naszej orbicie były różne mniej lub bardziej egzotyczne kierunki, ale raczej celem był odpoczynek i bycie razem, niekoniecznie pielgrzymka. Wybieraliśmy, przebieraliśmy… i na nic nie mogliśmy się zdecydować.

Nagle pojawił się pomysł: Liban. I oboje wiedzieliśmy, że to to. Szybka decyzja i na drugi dzień siedzieliśmy w samolocie. Annaya i Szarbel to były argumenty za tą decyzją, ale wtedy nawet jeszcze nie wiedzieliśmy, jakiej rangi to będzie przeżycie.

Święty Szarbel pojawił się w naszym życiu wcześniej, kiedy nasz syn zmagał się z groźną chorobą nowotworową. Wtedy, na początku jego leczenia, kilka osób niemal jednocześnie poradziło nam modlić się przez jego wstawiennictwo. I sami zapewnili o modlitwie. Wtedy ten pustelnik był dla nas trochę abstrakcyjnym świętym. Nasz mały synek wyzdrowiał. Wierzymy, że to także robota Szarbela.

Zobaczcie zdjęcia z tej pielgrzymi do Libanu:

Szarbel – współczesny ojciec pustyni

Szarbel był jednym z nielicznych współczesnych (XIX-wiecznych) ojców pustyni… Co was zdumiało, a co zachwyciło, kiedy chodziliście tam jego śladami?

Klasztor w Annaya położony jest wysoko w górach, z których rozpościera się zachwycający widok. Sam klasztor wciąż funkcjonuje, odprawiane są nabożeństwa. A sanktuarium – mimo że nadciągają tam tysiące wiernych z całego świata – przepełnione jest spokojem, ciszą, kontemplacją i… ascezą.

Nie ma straganów z pamiątkami, całej tej koniunktury. Mały sklepik w podziemiach z dobrymi dewocjonaliami. Żadnej nachalnej sprzedaży – co w świecie arabskim jest nietypowe. A oprócz tego oleje świętego Szarbela i mirra – za darmo lub za dobrowolny datek.

To miejsce żyje, ale jakby swoim pierwotnym rytmem. Poznaliśmy biografię św. Szarbela, kilka niesamowitych historii z jego życia. Mieliśmy szansę wziąć udział we mszy świętej w obrządku maronickim. Porozmawiać z ludźmi, którzy do niego pielgrzymowali. Prosili o zdrowie, błagali o cud uzdrowienia. Padali na kolana. W tym miejscu naprawdę się czuje, że każdy przychodzi ze swoją trudną historią…

Ze słynnymi cudotwórcami jest pewien kłopot. Ludzie przychodzą do nich po pomoc, kiedy są w potrzebie, zapominając przy tym zazwyczaj, jaki jest sens wyniesienia człowieka na ołtarze. Z drugiej strony trudno jest naśladować św. Szarbela – a to wzór dla nas, chrześcijan. Czy czegoś nauczyliście się od niego?

Szarbel to święty, który ma w sobie mnóstwo skromności i pokory… A przy tym jest wzorem pobożności. Święty, do którego przychodzą wszyscy. Święty, który nie pyta o pochodzenie, o wyznanie; który łączy, a nie dzieli.

W Libanie, gdzie jego kult jest bardzo żywy i powszechny, wizerunek świętego z siwą brodą i zamkniętymi oczami widzieliśmy wszędzie. Na ścianach budynków, na obrazkach, w sklepach, na brelokach. Czczą go katolicy, szanują muzułmanie. Całe życie doskonalił się w modlitwie i ascezie.

Tak, jest przykładem. Jego droga do świętości była drogą człowieka, który nauczył się rezygnować z tego, do czego inni całe życie dążą. A łaknąć tego, od czego inni stronią, albo spychają na margines. Umiarkowanie – tego można się od niego uczyć.

Po kilkunastu latach w klasztorze przeniósł się do eremu św. Piotra i Pawła, zamieszkał w maleńkiej celi. Wtedy żył już w całkowitej ascezie. Krótko spał, prawie nie jadł, medytował, odmawiał różaniec. Byliśmy tam, to kilka kilometrów od klasztoru. Dzień naszej pielgrzymki przypadł właśnie w dzień św. Piotra i Pawła (przypadek? Nie sądzę). Obok celi Szarbela, na powietrzu, zorganizowane było uroczyste nabożeństwo w maronickim obrządku (w języku arabskim, bardzo śpiewne).

Po mszy podeszliśmy do jednego z duchownych i poprosiliśmy o błogosławieństwo. Opowiedzieliśmy o tym, że jesteśmy z Polski, o naszej rocznicy ślubu, o czterech synach i chorobie jednego z nich. O cudownym uzdrowieniu. Maronita przyjął nas bardzo serdecznie, porozmawiał dłużej, pobłogosławił. To był bardzo wzruszający moment.

Ale – co ciekawe – dwa dni później, w niedzielę poszliśmy do kościoła na mszę. Obok naszego hotelu. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy okazało się, że sprawował ją… ten sam duchowny, który błogosławił nas daleko w górach Annaya. Znowu przypadek? Hmm…

Mnich z Annaya mistrzem „przyapdków”

Szarbel słynie z takich „przypadków”. Wierzycie w obcowanie świętych. Jesteście z Rafałem świetnie wykształceni, zanurzeni w sztuce i kulturze wysokiej. Jak to się ma do opowieści o niesamowitych cudach, jakie „na koncie” ma św. Szarbel? To coś więcej niż kult świętych. Znam osoby, dla których patrzenie z góry na cuda jest dowodem ich racjonalizmu!

Wiesz, my nie szukamy i nie potrzebujemy cudów. Ale sami przecież doświadczamy ich w naszym życiu. Namacalnie. Szarbel był człowiekiem z krwi i kości. XIX-wiecznym, nie jakimś archaicznym. Po jego śmierci przez kilka tygodni nad jego grobem widoczna była łuna światła. Libańczycy opowiadają tę historię z wypiekami na twarzach.

I o płynie, który latami wydzielał się z jego ciała. O zdjęciu włoskich zakonników, na którym w niewytłumaczalny do dzisiaj sposób pojawił się dawno nieżyjący Szarbel. To zjawiska, których nie da się wytłumaczyć racjonalnie. Fakty, a nie jakieś legendy. Mam takie wrażenie, że Szarbel jakby wypracował sobie tę swoją cudowność. Ona nie była mu dana „z urzędu”. Wymodlił ją, wykontemplował latami.

To bardzo życiowa lekcja o wytrwałości, pokorze i oddaniu Bogu. A cuda, które się działy i dzieją nadal z jego udziałem – tę jego historię pięknie puentują.

Czas Szarbela

Mając piątkę dzieci trudno o chwilę dla siebie. Rafał wprowadził zasadę, że z każdym z nich spędza pewien czas w sposób specjalny – jest „czas Józka”, „czas Emila” itd. Czy w takim codziennym „młynie” udaje się wygospodarować czas na pielęgnowanie relacji z Bogiem? Jak to robić?

Przede wszystkim można to robić wspólnie. Doszliśmy do takiego etapu, że dzieci chcą modlić się z nami i same tego bardzo pilnują. Co nie było łatwe, bo długo część z nich była malutka i sporo było zamieszania przy tej okazji. Dziś to taki nasz „czas rodziny” – bezcenny w tej naszej zabieganej codzienności.

A o naszą osobistą relację z Bogiem każde z nas musi już zatroszczyć się samo. To czasami w takim kołowrotku wymaga sporej samodyscypliny. U mnie sprawdza się ustalenie sobie konkretnych ram, ustalenie priorytetów i czasem – niemal szarbelowa – wytrwałość. Bez tego mój czas z Bogiem jest rwany, kompulsywny, niesystematyczny. Nieustająco pracuję nad tym, żeby miał swoje dobre miejsce w moim życiu.

A macie w domu jakiś „czas Szarbela”? 

Przywieźliśmy z Annaya ikonę z jego wizerunkiem. Wisi w centralnej części domu. I tak czujemy, że ten święty pozostanie już z nami. Z naszą rodziną. Wpisał się w naszą historię.

Wasza rodzina przeszła różne fazy, a szczęście mieszało się z bólem i walką. Coraz więcej jest ludzi, którzy w trudnych sytuacjach tracą zaufanie do Boga – i wiarę... Czy wiara w Boga, na którego wskazuje nam św. Szarbel, to na pewno grunt, który nie usunie się spod nóg?

Nasze ziemskie życie bywa trudne i bolesne, to prawda. Jak bardzo byśmy się nie starali, nie zdołamy przejść przez ten świat suchą stopą. Jeśli nie zbudujemy sobie mocnych fundamentów wiary w codzienności, to kiedy przyjdzie wichura, może zdmuchnąć nasze liche podstawy.

Ale możemy – jak Szarbel – ćwiczyć się, żmudnie, dzień za dniem, w relacji z Bogiem. On w ciężkich chwilach będzie dla nas oparciem, kotwicą, której żaden sztorm nie ruszy.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!