Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
68-letnia Jacqueline i 69-letni Roger są małżeństwem od 47 lat. Mają czworo dzieci i siedmioro wnucząt, mieszkają w Szwajcarii. Podzielili się z nami długą drogą nawrócenia Rogera, która pomogła im uzdrowić ich małżeńską relację i przetrwać konsekwencje poważnego wypadku.
Ani Jacqueline, ani Roger nie mieli łatwego dzieciństwa. Jacqueline straciła rodziców, gdy miała 13 lat. Zmarli na skutek choroby. Jacqueline razem z dziewięciorgiem braci i sióstr dorastała na rodzinnej farmie. Była najmłodsza.
Wychowywano ją w wierze katolickiej. Do dziś pamięta, jak odmawiała z rodziną różaniec. Kiedy miała 17 lat, w farmę uderzył piorun. W tym mrocznym czasie Jacqueline zwróciła się do Boga.
Roger dorastał pod dachem znęcającego się ojca i matki, która chorowała na depresję. Wielokrotnie powtarzali mu, że jest niechcianym dzieckiem. To było okrutne środowisko dla małego chłopca.
Ta sytuacja stworzyła atmosferę przemocy w rodzinie. Roger całkowicie odrzucił Boga i wiarę. "Jak może istnieć tak okrutny Bóg?" – myślał.
Roger został mechanikiem lotniczym, a Jacqueline pracowała w szpitalu. Poznali się w wieku 18 lat, podczas wesela. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Pobrali się w 1974 roku. "Wziąłem ślub kościelny, żeby zadowolić Jacqueline" – mówi Roger.
Rok później powitali na świecie pierwszą córkę. Kilka miesięcy po porodzie Jacqueline popadła w głęboką depresję. "Czułam się zagubiona, opuszczona" – wspomina.
Za namową przyjaciółki wstąpiła do grupy modlitewnej i to zmieniło jej życie.
Podczas gdy Jacqueline nadal ładowała akumulatory w swojej grupie modlitewnej, Roger był daleki od wspierania czy towarzyszenia jej. "Uważałem, że moja żona jest trochę zbyt pobożna" – wspomina.
"Czy ona chciała poślubić Pana? Czułem, że się ode mnie odsuwa, że odpływa. Wywierała na mnie dużą presję: »Dlaczego nie przychodzisz na spotkania grupy modlitewnej, na mszę?«. A ja chciałem, żeby moja droga była moja własna, a nie nakazana przez żonę".
Jednak pewnego lata Roger zgodził się wziąć udział w rekolekcjach dla małżeństw. "Myślałem, że to tanie wakacje" – przyznaje złośliwie. I rzeczywiście, był to bardzo dobry interes, zważywszy na wszystkie owoce, jakie przyniósł.
Jego wiara została potwierdzona podczas pielgrzymki do Lisieux w 1992 r., na jego 40. urodziny. Przy tej okazji otrzymał szczególne łaski. Swoją wizytę w pokoju św. Teresy w Les Buissonnets wspomina tak:
Na podłodze pojawił się świetlisty krzyż. Kiedy go kontemplowałem, ogarnął mnie pokój; odwróciłem się, mówiąc do siebie: "To słońce odbija się na ziemi". Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu padał deszcz.
To właśnie w Lisieux Roger spotkał księdza, który stał się jego przewodnikiem duchowym na wiele lat.
"Wszystko to było dla mnie początkiem nawrócenia. W czasie, kiedy byłem bardzo surowy dla siebie i dla żony. Nie przyjmowałem żadnych uwag, byłem bardzo autorytarny, niełatwy we współżyciu" – przyznaje.
"Nasze życie jako małżeństwa było skomplikowane" – potwierdza Jacqueline. Oboje mieli silne charaktery, a ich słowa nie zawsze były dobrze dobrane. "Aż do dnia, w którym moje ciało powiedziało stop" – wyjaśnia Jacqueline.
Odczuwała silny ból w zakończeniach nerwowych, który nie pozwalał jej spać. Pewnej nocy postanowiła obudzić Rogera i poprosiła go, żeby się z nią pomodlił.
"Podzieliłam się tym, co się we mnie działo. Roger uświadomił sobie, że nie akceptuje moich ograniczeń. Razem błagaliśmy Pana o łaskę przebaczenia dla siebie nawzajem. W tym momencie cały mój ból i udręka zniknęły".
Od tego momentu ich związek małżeński stał się spokojniejszy.
Życie Jacqueline i Rogera zmieniło się 4 grudnia 2001 roku, w "dzień świętej Barbary, patronki osób udzielających pierwszej pomocy" – jak lubią podkreślać. Rzeczywiście, Roger przeżył straszny wypadek w swoim miejscu pracy. Betonowy blok o wadze 500 kg oderwał się pięć metrów nad ziemią i zmiażdżył Rogerowi nogę.
Roger został przetransportowany samolotem do szpitala i przeszedł 12-godzinną operację rekonstrukcji nogi.
Niestety, sześć dni później dały o sobie znać sepsa i gangrena. Stan Rogera był krytyczny. Lekarze podjęli decyzję o amputacji.
Dla Jacqueline ta wiadomość była trudna. Jednak dzięki zaufaniu do Boga szybko znalazła ukojenie.
Po wielu tygodniach rehabilitacji Roger rozpoczął studia na kierunku zarządzanie zasobami ludzkimi. Siedem miesięcy po wypadku objął nowe stanowisko na lotnisku i świetnie sobie radził, zarządzając 70 pracownikami.
"Każdego ranka przychodziłem do biura pół godziny wcześniej i zawierzałem swój dzień Matce Bożej. Prosiłem Ją, aby dała mi odpowiednie słowa na spotkania z moimi pracownikami. Wielu pracowników przychodziło do mojego biura, aby podzielić się ze mną swoimi troskami rodzinnymi lub zawodowymi. Z czasem zaczęli mi nadawać przydomek brat Roger" – mówi z uśmiechem.
Patrząc wstecz na ten dramatyczny epizod w swoim życiu, Roger przyznaje, że wypadek miał korzystny wpływ na jego osobistą przemianę. Zmusił go, aby odpuścił, zaakceptował fakt, że nie może już wszystkiego zrobić sam, pozwolił sobie być kochanym i żyć.