separateurCreated with Sketch.

Radek Patelak, wychowanek Lasek: Jak jest się niewidomym, to czasem łatwiej świadczyć o Panu Bogu [rozmowa]

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Malec - 10.09.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kiedy miewam trudności, pretensje do Pana Boga, to jednak później jestem zawstydzony tą myślą, i proszę matkę Czacką o wstawiennictwo. Pomaga. Jest moim wsparciem – mówi Radosław Patelak, który spędził w Laskach, w ośrodku dla niewidomych, 14 lat.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Anna Malec: Kiedy straciłeś wzrok?

Radosław Patelak: Urodziłem się już jako osoba niewidoma, w siódmym miesiącu ciąży. Rodzice opowiadali, że przyczyną utraty wzroku była zbyt duża dawka tlenu, który mi wypalił oczy. W tych latach, a urodziłem się w 1983 roku, zdarzały się takie przypadki. 

Do szóstego roku życia wychowałem się na wsi, pod Łodzią, a potem rodzice zdecydowali o posłaniu mnie do szkoły dla niewidomych w Laskach. Z tego powodu cała rodzina przeprowadziła się do Kutna, bo stamtąd było lepsze połączenie do Warszawy. 

Czyli większość swojego dzieciństwa, potem młodości, spędziłeś w Laskach. Nie brakowało ci rodziny?

Spędziłem w Laskach 14 lat. Byłem tam w przedszkolu, potem w szkole podstawowej i w liceum. Początki wcale nie były proste. Musiałem przeprowadzić się do internatu, bo codzienne dojazdy z Kutna do Lasek nie były możliwe. A to z kolei wiąże się z utratą kontaktu z rodzicami. Małe dziecko, które jest przyzwyczajone do codziennego przebywania z rodzicami, oczywiście przeżywa szok.

Ja dosyć mocno płakałem i nie chciałem zostać pod opieką obcych ludzi. Wtedy to było dla mnie straszne przeżycie, natomiast dzisiaj jestem zadowolony, że tak się stało. Dzięki oderwaniu od rodziców mogłem nauczyć się normalnego funkcjonowania, chociażby takich normalnych czynności życiowych, jak ubieranie się, jedzenie, mycie zębów. Gdybym nie trafił do Lasek, pewnie byłoby to trudniejsze.

Laski miały stać się, wg zamysłu matki Róży Czackiej, nie tylko szkołą, ale też miejscem w którym osoby z niepełnosprawnością wzroku będą się uczyły życia. Faktycznie tak jest?

Tak, teraz jest to nawet jeszcze lepiej zorganizowane, niż kiedy ja mieszkałem w Laskach. Rozwinęła się wczesna interwencja, rodzice mogą korzystać z pomocy specjalistów tam pracujących już na najwcześniejszym etapie życia ich dziecka. 

Ja jak najbardziej mogę powiedzieć, że jest to miejsce, które przystosowuje osoby niewidome do późniejszego funkcjonowania – na rynku pracy, na uczelniach, w normalnym życiu.

Matka Czacka, jak wiadomo, w wieku 22 lat sama straciła wzrok. Zanim założyła zgromadzenie i ośrodek w Laskach, przypatrywała się takim miejscom działającym w Europie i czerpała z ich doświadczenia. Dzięki temu powstało miejsce, które kompleksowo wspiera niewidomych.

Co tobie dała ta szkoła? Jaki wpływ miały na ciebie Laski?

Laski uczą podstawowej dyscypliny – trzeba o określonej godzinie wstać, wziąć prysznic, umyć zęby, ubrać się, zjeść śniadanie, iść do szkoły... Dla osób niewidomych zrobienie tego wszystkiego samemu to na początku wyzwanie. Teren Lasek jest dosyć rozległy, trzeba było nauczyć się poruszania po nim, np. z kaplicy do internatu jest około 300 metrów. 

Matka Czacka w swoich wspomnieniach mówiła, że to dzieło jest z Boga i dla Boga, i to nam podkreślano. Charakterystyczne dla dzieła Lasek jest to, że jest ono stworzone na wzór Trójcy Świętej. Wyraża się to w tym, że są uczniowie mający problemy ze wzrokiem, siostry zakonne i współpracownicy świeccy. Taki miała zamysł matka Czacka i tak to od początku funkcjonuje.

Ilekroć zdarzało mi się być w kaplicy, to trudno było nie myśleć o matce Czackiej. To najważniejsze miejsce w Laskach, tam odczuwa się obecność Boga, a przez to i obecność matki Czackiej. 

Róża Czacka nazywała swoją utratę wzroku darem, bez którego całe to dzieło by nie powstało... Czy żyjąc w tym miejscu łatwiej jest zaakceptować swoją niepełnosprawność wzroku? 

Teraz już zgadzam się z tym sformułowaniem. Oczywiście kiedy byłem dzieckiem czy młodym chłopakiem, odczuwałem jakiś brak. Do dzisiaj zdarza mi się marzyć i myśleć, że może lepiej bym funkcjonował jako osoba widząca. Ale można też popatrzeć na swoją niepełnosprawność jak na swego rodzaju dar, bo w ten sposób też objawia się Boże miłosierdzie. 

Jan Paweł II mówił, że jest wiele osób widzących, a przecież ślepych, niedostrzegających spraw Bożych. Papież w krótkim przemówieniu do osób niewidomych prosił, żeby uwrażliwiały osoby widzące na sprawy Boże. 

Jak jest się niewidomym, to czasem łatwiej jest świadczyć o Panu Bogu. To trudny dar, ale nawet samo hasło, którym siostry się posługują: "Przez krzyż do nieba", może być odpowiedzią na to pytanie. Trudne dary są nam dane po to, by świadczyć o Panu Bogu. Ubogacają nie tylko osoby, które ten dar mają, ale też innych.

W Laskach wielokrotnie pojawiały się osoby, które niekoniecznie miały po drodze z Kościołem, a potem zdarzało się, że dzięki doświadczeniu z siostrami, z niewidomymi, te osoby przyjmowały chrzest. 

Matka Czacka jest nadal obecna w twoim życiu?

Bardzo ucieszyłem się z informacji o beatyfikacji. Dzięki temu, że trafiłem do Lasek, mogłem rozwinąć swoją wiarę. Zawsze, kiedy przeżywam jakieś trudności, kiedy myślę o tym, że lepiej byłoby widzieć, to wtedy ją wspominam. Czasami jestem zmęczony, przepracowany, miałbym ochotę wycofać się z pracy, ale jednak nie robię tego, pamiętając o historii matki Czackiej. 

Podziwiam ją, bo prawdę mówiąc uważam, że łatwiej jest funkcjonować, gdy nie widzi się od urodzenia. Utrata wzroku, gdy jest się już dorosłym, musi być traumatyczna... Więc kiedy miewam trudności, pretensje do Pana Boga, to jednak później jestem zawstydzony tą myślą, i proszę matkę Czacką o wstawiennictwo. Pomaga. Jest moim wsparciem.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.