Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– Trauma porodu jest ogromną raną dla kobiecego serca. Ważne jest, aby kobieta zobaczyła, że to trudne wydarzenie nauczyło ją czegoś, sprawiło, że jest zupełnie inną osobą. Jeśli kobieta zamknie się w bólu, to unieszczęśliwi siebie, swoich bliskich i nie będzie potrafiła odkrywać tej radości i piękna, jakie niesie ze sobą macierzyństwo – mówi Aletei Anna Powideł.
Anna Gębalska-Berekets: Kim jest ta tytułowa cesarzowa, która rodzi w domu?
Anna Powideł: Tytuł książki Cesarzowa rodzi w domu ma zasadniczo dwa wymiary. To kobieta, która przeszła cesarskie cięcie i potem zdecydowała się na poród domowy. Z drugiej strony to kobieta, która odkrywa swoją godność – królewską, cesarską.
Opiekuje się pani siedmiorgiem dzieci. Nie wszystkie porody odbyły się bez komplikacji, a mimo to wciąż przekonuje pani, że poród jest piękny!
Bóg wymyślił poród jako piękne doświadczenie, choć bardzo trudne. Jeśli jest on przeżyty z godnością i z wsłuchaniem się w jego naturalny rytm, to jest to piękne doświadczenie, wręcz mistyczne, które wydobywa z kobiety niezwykłe pokłady siły.
Doświadczenie macierzyństwa spowodowało, że postanowiła pani napisać książkę o rodzeniu?
Książka opisuje moją historię. Jest świadectwem walki o życie w naszej rodzinie, walki o odkrywanie prawdy i o tym, aby za nią podążać. Opowiada także o transformacji, jaką przechodziłam z każdym kolejnym porodem.
Jak odkryła pani tę drogę? Taki wzorzec wyniosła pani z domu?
Zawsze marzyłam o tym, aby mieć wielodzietną rodzinę. To pragnienie praktycznie od zawsze było wlane w moje serce. Dwa moje pierwsze porody odbyły się przez cesarskie cięcie, nastąpiły podczas nich poważne komplikacje, praktycznie spotkanie ze śmiercią – moją, ale i mojej córki. Lekarze powiedzieli, że nie powinnam mieć więcej dzieci. To, co usłyszałam, było sprzeczne z tym, co czułam wewnątrz. Zaczęła się droga przemiany i słuchania bardziej Boga i siebie niż ludzi i ich lęków. Można powiedzieć, że moja droga jest drogą do wolności, którą przeszłam przez cierpienie.
Jak zmieniała się pani jako kobieta?
Zmieniałam się z każdym porodem i każdym kolejnym dzieckiem. Mogę powiedzieć, że przeszłam ekspresowy kurs dojrzewania, lepszego nie można sobie zafundować (śmiech). Wykształciłam w sobie umiejętność dokonywania świadomych wyborów i koncentracji na tym, co najważniejsze. Przy wielodzietnej rodzinie najbardziej widoczny jest brak czasu, a to właśnie on pozwala mądrze żyć.
A jak zmieniała się pani relacja z mężem?
Myślę, że ta zmiana nie jest bezpośrednio związana z pojawianiem się dzieci. Narodziny kolejnych dzieci dokładają trudu, ale i radości. Jestem przekonana, że właśnie w ogniu złoto się próbuje. A relacje z mężem są dla mnie pewnym rodzajem tajemnicy, którą ciężko ująć w słowa. To bycie w bliskości, przywiązanie, wyczuwanie siebie, zaufanie i radość bycia ze sobą!
Macie jeszcze w ogóle czas na randki tylko we dwoje?
Tak, przynajmniej raz w tygodniu spędzamy czas tylko we dwoje. Jakość naszej relacji przekłada się absolutnie na wszystko: na wychowanie dzieci oraz różne dzieła, które podejmujemy.
Siedmioro dzieci to nie lada wyzwanie! Jak pani to ogarnia?
Życie nie polega na ogarnianiu. W życiu nie chodzi o wszechwładną potrzebę kontroli. Jeśli pewnych rzeczy nie można zrobić, to należy je zwyczajnie odpuścić, w pełnym zaufaniu Panu Bogu.
Piękno i siłę kobiecości można odkryć w tak przełomowym momencie w życiu kobiety, jakim jest poród?
Doświadczyłam tego bardzo namacalnie. Podczas porodu kobieta staje się zupełnie inną osobą: matką, żoną, kobietą. Od wielu lat prowadzę warsztaty rozwojowe „Szlifiernia diamentów”. Wówczas zauważyłam, że godnie przeżyty poród, wtedy kiedy kobieta przejmuje 100 procent odpowiedzialności za swoje dziecko, nijak się ma do wysiłków warsztatowych czy pracy nad kształtowaniem kobiecości. W dobrze przeżytym porodzie wyzwala się taki potencjał kobiety, że nie da się tego porównać z niczym. Zmienia się spojrzenie, zmienia się wygląd, sposób poruszania oraz pewność siebie. Kobieta wie, kim jest, do czego została stworzona i jaką ma misję.
Sposobów na odkrywanie kobiecości jest wiele. Jak dostrzec w sobie ten geniusz?
Powiem coś, co może się wydawać trochę przewrotne. Oprócz odnalezienia własnej tożsamości w Bogu Ojcu, kobiecie nade wszystko może pomóc jej ukochany mężczyzna.
W jaki sposób?
To jego dojrzała i silna męskość kształtuje w niej pełną wdzięku kobiecość – poprzez tajemnicę różnorodności i jedności zarazem.
Są kobiety, którym trudno poradzić sobie z traumą porodu. Żeby im pomóc, wraz z mężem założyliście fundację Filome. Jak współpracować z emocjami po trudnym porodzie i pozostać sobą?
Trauma porodu jest jedną z silniejszych doświadczeń w życiu kobiety, bo jest wprost związana z rdzeniem jej kobiecości – przekazywaniem życia. Ważne jest, aby kobieta zobaczyła, że to trudne wydarzenie nauczyło ją czegoś, sprawiło, że jest zupełnie inną osobą. Jeśli kobieta zamknie się w bólu, to unieszczęśliwi siebie, swoich bliskich i nie będzie potrafiła odkrywać tej radości i piękna, jakie niesie ze sobą macierzyństwo. Stąd też ze współczucia i ludzkiej empatii zrodził się pomysł rekolekcji „Poród może być piękny”. Na początku października odbędzie się już 12. edycja.
Rekolekcje, warsztaty, prowadzenie fundacji, a do tego jeszcze Nazaret dla rodzin w edukacji domowej. Dlaczego Nazaret i dla kogo jest on skierowany?
Prowadzimy szkołę dla rodzin, które wybrały jedną z najtrudniejszych dróg w życiu rodziny – edukację domową. A dlaczego Nazaret? Pan Jezus wychowywał się dokładnie tak samo. On był przy Maryi i Józefie. Babcia Pana Jezusa – święta Anna uczyła w taki sam sposób Maryję. W tym trudnym rozwiązaniu kryje się prawdziwe piękno relacji, bliskości, poznawania siebie i bycia ze sobą. Nasza szkoła jest dedykowana rodzinom z całej Polski, które pragną edukować swoje dzieci w domu w duchu wartości katolickich.
Taka forma edukacji wzmacnia kontakt z dziećmi?
Na pewno jest to duże wyzwanie. Na pewnym etapie, kiedy trzeba zająć się wieloma aspektami, edukowanie dzieci w domu jest zadaniem pięknym i jednocześnie męczącym. Zmęczenie potrafi zabijać relacje. Dar obecności jest jednak nie do przecenienia. Jednocześnie są takie aspekty edukacji, które wzmacniają relacje, jak chociażby nauka czytania przez małe dzieci, która odbywa się na kolanach i przeplatana jest pocałunkami. Wiadomo, że w żadnej szkole nie ma takich cudownych momentów.
Niestety…
Ponadto możemy sobie pozwolić na poczucie wolności, zwłaszcza w momentach ważnych dla rodziny, np. kiedy jest ważny wyjazd rodzinny związany z posługą lub pielgrzymka, to możemy wziąć w tym udział.
To są właśnie takie małe aspekty, które budują wasze więzi?
Znam moje dzieci, ich rytm, wiem, czego potrzebują. Przyjaźnią się ze sobą i nie są samotne. Oczywiście, czasem również się kłócą. Jestem jednak przekonana, że kiedy już opuszczą nasz dom rodzinny, to będą wzajemnie się wspierać.
Pani Aniu, poproszę o patent na realizację wzajemnej miłości małżeńskiej i rodzicielskiej w takiej zwykłej codzienności.
Trzeba świadomym wysiłkiem walczyć o to, co jest najważniejsze. Nie czekać także na czyjeś działanie, znajdować radość w ofiarowaniu się drugiej osobie. Takiej miłości należy uczyć się cały czas. Ja jej uczę się pod krzyżem i na Eucharystii. Nie ma chyba innej, lepszej szkoły. Ja przynajmniej takiej nie znajduję.