Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
40-letnia Johns jest pielęgniarką w Southern Hills Hospital w Las Vegas. Nie pracowałaby w szpitalu, gdyby nie śmierć jej czwartego dziecka.
Brooke urodziła się i wychowywała w San Diego. Marzyła o tym, aby zostać komentatorem sportowym. Skończyła nawet studia w tym zakresie i specjalistyczne kursy. Wyszła za mąż, a na świat przychodziły kolejne dzieci. Porzuciła plany związane z pracą w telewizji i zajęła się domem oraz wychowaniem trójki maluchów.
Rodzina Johnsów przeniosła się do Las Vegas na krótko przed śmiercią czwartego dziecka. "To trudne, kiedy po raz pierwszy przychodzisz do miejsca, gdzie nie zawsze możesz liczyć na wsparcie. Miałam to szczęście, że pielęgniarki, które wtedy były w szpitalu, okazały mi pomoc" – wspomina tamte chwile Brooke. Kobieta czuła ból i bezsilność. W bezsenne noce, spowodowane depresją, zaczęła studiować anatomię. Zdecydowała, że zdobyta wiedza może posłużyć jej w nowej pracy. Pomyślała, że jako pielęgniarka będzie mogła pomagać ludziom fizycznie i psychicznie.
Johns ukończyła studia w College Southern Nevada. Szpital Southern Hill zatrudnił ją ponad 2,5 roku temu. Brooke jest dyplomowaną pielęgniarką i pracuje na izbie przyjęć. Pięć miesięcy temu zdecydowała, że będzie wolontariuszką. Inspiracją była jej przyjaciółka, która z powodu koronawirusa przebywała w szpitalu. Włosy chorej były splątane. Kobieta była zbyt słaba, aby je rozczesać i bardzo się tym martwiła. Johns postanowiła jej pomóc.
"Rozczesanie jej włosów zajęło mi półtorej godziny" – mówi pielęgniarka w rozmowie z KNTV. W wywiadzie przytacza wszystkie okoliczności tamtego spotkania. "Wtedy zapytałam ją: Chcesz, żebym zaplotła twoje włosy w warkocz, tak, żeby nic się im nie stało? A ona odpowiedziała: Tak. Później Brooke zauważyła znaczącą zmianę w zachowaniu przyjaciółki. "Kiedy wyszłam z jej pokoju, była zupełnie inną osobą" – tłumaczy. W jej głowie pojawiła się myśl, aby w ten sam sposób pomóc innym pacjentom w szpitalu.
Johns przyznaje, że czasami uczesanie kogoś jest drugorzędne w stosunku do przeżywanych przez niego emocji. Chorzy dzielą się swoimi historiami. "Życie jest ciężkie... Nie wszyscy mogą liczyć na wsparcie, wtedy pojawiam się ja" – mówi pielęgniarka.
Dzieci Brooke są już nastolatkami. Obserwują również pracę swojej mamy. Kobieta ma nadzieję, że dzięki temu otrzymają oni praktyczną lekcję empatii. "Słowa są świetne, ale nie sięgają tak daleko, jak konkretny przykład. Możesz powiedzieć swoim dzieciom, żeby były dobrymi ludźmi, możesz powiedzieć swoim dzieciom, że ludzie są ważni i że służenie im jest ważne, ale kiedy widzą, że ty to robisz, to zupełnie co innego" – wyjaśnia pielęgniarka.
Jedną z pacjentek Brooke była dwudziestoczteroletnia Sierra Stein. Po tym jak zaraziła się koronawirusem, musiała kilka miesięcy spędzić w szpitalu. Kobieta skarżyła się na bóle nóg. "To było okropne, nie miałam tam nikogo" – opowiada w rozmowie z KNTV.
Podczas pobytu w szpitalu Stein czuła się odizolowana i samotna. Po kilku miesiącach ponownie wymagała opieki lekarskiej. Na szpitalnym korytarzu spotkała Brooke.
Johns potrzymała kobietę za rękę, uspokoiła i pogładziła po głowie. Sierra nie wiedziała, że jej ulubiona pielęgniarka chodzi po pokojach, czesze pacjentów i zaplata im włosy. Jej empatia miała bardzo duże znaczenie dla Sierry. "To naprawdę niesamowite, że w szpitalu krążą dobre anioły, które naprawdę troszczą się o ciebie i poświęcają czas, byś zaznał odrobiny słońca... To sprawia, że czujesz się, jakbyś znów był w domu" – tłumaczy Stein.
Pacjenci mówią, że Brooke ma anielskie serce. Ostatnio dyrektor Southern Hill, Alexis Mussi ujawniła, że przykład Johns zainspirował także innych pracowników placówki do poświęcenia swojego wolnego czasu w podobny sposób.
Źródła: lasvegassun.com; scoop.upworthy.com; kntv.com; indianexpress.com.