Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z Kamilem Boblem, mężem, ojcem, prawnikiem, rozmawia Jarosław Kumor.
Poznałem św. Józefa na nowo
Jarosław Kumor: Jak ci się układało ze św. Józefem w jego roku?
Kamil Bobel: Mam sobie wiele do zarzucenia, ale muszę podkreślić, że św. Józef obrał wobec mnie strategię, w myśl której w minionych miesiącach często do mnie wracał, choć nie robił tego nachalnie. Delikatnie zaznaczał swoją obecność.
Patrząc ogólnie, widzę, że na początku dał mi się poznać na nowo, a potem w swoim stylu działał po cichu.
Jak zatem dał ci się poznać?
Brałem udział w konferencji organizowanej przez moją wspólnotę Droga Odważnych zatytułowanej “Jak żyć w świecie bez autorytetów?”. Było to tuż po starcie roku św. Józefa – 12 grudnia 2020 r. Jeden z prelegentów – powołując się na list papieża Franciszka, inaugurujący rok św. Józefa – pokazał tego świętego w zupełnie nowym dla mnie świetle. Nie jako wycofanego dziadka, ale jako postać z krwi i kości. Zapamiętałem szczególnie jedno zdanie: „Świętego Józefa charakteryzuje twórcze przeżywanie życia, ale bez pompy”.
Potem św. Józef często wracał do mnie przy okazji spowiedzi. Na przełomie 2020 i 2021 r. byłem w dużym kryzysie, jeśli chodzi o moją relację z paroletnią córeczką. Byłem “dojechany” – i fizycznie, i mentalnie, i duchowo. Nie potrafiłem wejść w świat tej małej istoty, dużo sobie zarzucałem, a kryzys przekładał się też na małżeństwo.
Ksiądz z mojej parafii zaprosił mnie do codziennej modlitwy koronką do św. Józefa, przez tydzień. Ta modlitwa okazała się bardzo krótka, ale jej treść zaczęła do mnie trafiać. Przeglądałem się w niej jako ojciec.
Zacząłem szukać kolejnych modlitw i poznawać Józefa coraz lepiej. To było dla mnie uzupełnienie tego nowego spojrzenia, które zyskałem dzięki konferencji.
Litania do św. Józefa – początek zmiany
Jak dziś na niego patrzysz?
Widzę mężczyznę z konkretnymi rozterkami, decyzjami, trudnościami. Kogoś, kto bierze na siebie odpowiedzialność. On się nie ociągał. Nie mówił: a może ja się jeszcze zastanowię. Mocno mnie uderza też jego troskliwość. Nawet gdy nie miał jeszcze tego głosu rozeznania od Boga, a widział Maryję w ciąży, i wiedział, że to nie jego dziecko, myślał o jej dobru.
Widzę w nim mężczyznę w sile wieku, który podejmuje wyzwania, a nie jest jedynie wykonawcą rozkazów Pana Boga.
Przykładając ten obraz do mojego życia, zobaczyłem swoją nędzę, oddalanie się od mojej żony i córki. Nie chciało mi się nad tym pracować. Bardziej chciałem uciec od mojego powołania.
I wtedy pojawiła się myśl, żeby właśnie Józef, którego zacząłem widzieć jak prawdziwego faceta, stał się dla mnie szczególnym patronem tego roku, bo potrzebowałem radykalnej zmiany.
I podjąłeś jakieś radykalne kroki?
Nie zabrzmi to jak diametralna zmiana życia. Postanowiłem odmawiać Litanię do świętego Józefa i to trwało około miesiąca. Ile razy patrzyłem na ten tekst, najmocniej pracowały we mnie wezwania odnoszące się do sfer, w których krzywdziłem moich bliskich.
Jakie to były wezwania?
Na przykład „Troskliwy obrońco Chrystusa”. Miałem poczucie, że nie byłem obrońcą moich bliskich. Potem „Zwierciadło cierpliwości”. Zmagałem się z wybuchami gniewu. Nie umiałem nad nimi zapanować. Kolejne wezwanie to: “Ozdobo życia rodzinnego”. Ja byłem raczej kimś, kto psuje obraz swojej rodziny.
Z racji tego, że jestem ojcem córki, pracowało też we mnie wezwanie “Opiekunie dziewic” i łączyło się z wezwaniem “Józefie najczystszy”. Pokazało mi to moją odpowiedzialność, bo przecież moje dziecko wchodzi w świat, w którym tak często ciało kobiety jest traktowane jak produkt do zużycia.
Św. Józef pamiętał
Dlaczego po miesiącu ta modlitwa „zdechła”?
Po prostu przyszło zniechęcenie, jakiś kryzys w postanowieniu... Ale jestem przekonany, że nawet jeżeli ja sobie wrzuciłem na luz, to Józef robił swoje. To moje doświadczenie z Rokiem św. Józefa mógłbym streścić w jednym zdaniu: Ja o nim szybko zapomniałem, ale on nie zapomniał o mnie.
Po czym poznajesz, że pamiętał?
Po tym, że dziś rok św. Józefa już się skończył, a ja czuję, że wszedłem na zupełnie nową drogę jako ojciec! Córka nie jest już dla mnie jedynie małym człowiekiem, czasami natrętnym, którego muszę obsłużyć. Chcę być z nią w relacji, chcę dać się jej poznać i chcę poznawać ją, uczestniczyć w jej życiu, w jej drobnych pasjach czy troskach.
Mistrz drugiego planu zrobił swoje. Okazuje się, że mogę być troskliwy, czuły, opiekuńczy. Potrafię wejść w świat mojego dziecka i uczestniczyć w nim. Nie muszę zdobywać nad moją córką przewagi w postaci siły, nakazów czy rozkazów, i widzę, że to doświadczenie ojcostwa otworzyło mnie na poprawę relacji małżeńskiej.
Zresztą św. Józef często mnie prostuje w relacji z moją żoną. Od kiedy się oświadczyłem, często wraca do mnie we fragmencie Ewangelii, w którym postanawia oddalić Maryję. Jest tam to szczególne słowo, kiedy anioł mówi do Józefa, by nie bał się wziąć swojej żony do siebie.
W jakiś przedziwny sposób to Słowo wraca do mnie od 5 lat za każdym razem, kiedy jestem zacięty na żonę, mam w sobie mnóstwo gniewu i nie chcę jej odpuścić. Najchętniej bym ją “oddalił”, albo sam bym się “oddalił”, a tu dokładnie w tym dniu, albo w danym tygodniu pojawia gdzieś na horyzoncie ten fragment Ewangelii i Józef mówi do mnie: “hola hola, proszę pana”. Z czasem napięcie ze mnie schodzi i wprowadzam Słowo w czyn.
Kluczowy tydzień
Wróćmy jeszcze do odmiany twojej relacji z córką. Rozumiem, że św. Józef zadziałał, ale jak? Był jakiś impuls, sytuacja, która to wyzwoliła?
Parafrazując moją żonę, nie byłem tym razem bezkształtną amebą, która czeka, aż coś samo się stanie (śmiech), ale widząc, że wszystko jest w moich rękach, po prostu zacząłem działać. Bardzo pomogło mi doświadczenie jednego tygodnia bycia sam na sam z córką ze względu na jej i moją chorobę.
Nasza relacja zaczęła się wtedy zmieniać. Zszedłem z presji wobec siebie i niej w kierunku uczestniczenia w jej życiu. Pojawiła się we mnie łagodność i pokora. Zmieniło się jej nastawienie do mnie i moje nastawienie nie tylko do niej, ale też do mnie samego. A takim konkretnym “uzyskiem” tego tygodnia są dla mnie słowa: “Kocham cię, tatusiu”. Chyba trudno o piękniejszy owoc.
Myślę, że kiedy dostajesz odpowiedzialność jako facet i spoczywa to tylko na tobie, wtedy dzieją się cuda. Okazuje się, że potrafisz być zaangażowany, potrafisz pójść w głąb twojej relacji z najbliższymi. Taką właśnie drogą św. Józef zadziałał w ostatnim roku w moim życiu.