Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wybierając czas i miejsce swych narodzin Bóg wskazał nam drogę do ludzi, którzy są Mu szczególnie bliscy. Odwrócił hierarchę ważności na tym świecie. Prostym, odważnym gestem „dowartościował” tych, których my wciąż spychamy na margines. Wolno nam, skoro z nami przegrali... W rywalizacji o majątek. O władzę, prestiż, uznanie w oczach opinii publicznej.
Lokalizacja boskiej sali porodowej w stajence, stojącej gdzieś w „dziurze” zwanej Betlejem to istne szaleństwo! Tłumaczy je tylko miłość przez M - miliony razy większa niż ta opiewana w poematach, jak Romea i Julii...
Bóg dał się cały stworzeniu, które sam ulepił z gliny. Jedyne, co możemy teraz zrobić, to odpowiedzieć Mu miłością. Kochając Go w człowieku, którym logika świata każe gardzić. Dobrze nadają się do tego m. in. mieszkańcy ubogiej Syberii. Kiedy sowieci wywozili tam Polaków, nie przypadkiem wybrali ten region. Dziś Boże Narodzenie obchodzą ich prawnuki. Bóg położony w żłobie o nich pamięta. A my?
Polacy, mróz i Syberia
W 1989 roku powstał Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie Konferencji Episkopatu Polski, który wspiera reaktywację Kościoła w krajach postsowieckich. Do dziś na te tereny wyjechało około 1000 księży, mnóstwo sióstr zakonnych i braci. Od 4 lat istnieje Wolontariat Syberyjski, który założył ks. Leszek Kryża TChr - dyrektor Zespołu. Na Syberii mieszka wielu potomków Polaków, wywiezionych w XIX wieku przez carat, a potem przez komunistów. Jak to jest, być katolikiem za Uralem?
Zapytałam księdza Kryżę, który regularnie tam bywa, czy zima naprawdę jest tak „sroga”, jak sobie wyobrażamy? Mówi: „Tak, jak najbardziej. Doświadczyłem tego w Jakucji. W jednym z miejsc temperatura spada poniżej -70 C. Jest to najzimniejszy punkt globu, gdzie mieszkają ludzie. Na stepach Kazachstanu w zimie jest poniżej -40 C. Leży kilka metrów śniegu. Wiele wiosek jest odciętych od świata”.
Abp Grzegorz Ryś, który był na Syberii dwa razy, twierdzi, że zimą da się tu i tam jakoś dojechać, chociaż dróg często brak lub są przeraźliwie dziurawe. Gorzej jest wiosną, kiedy po roztopach woda zalewa wszystko dookoła.
Jakie skutki może wywołać odwilż, widać na przykładzie wsi Oziornoje. W czasie II wojny światowej wydarzył się tam „roztopowy cud”. Dziś wioska licząca około 300 mieszkańców, w większości potomków zesłańców, słynie z sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju, gdzie czczona jest Maryja „karmiąca rybami”.
Maryja „karmiąca rybami”
Tę historię usłyszałam od Ewy Dżbik, która w lipcu 2019 roku spędziła na Syberii cztery tygodnie jako misyjna wolontariuszka. Pomagała „ogarniać” tamtejszą parafię i dom pielgrzyma przy sanktuarium. Po południu angażowała się (razem z innymi) w organizację zajęć dla dzieci. W wakacje nie wyjeżdżają, pomagają rodzicom m. in. w gospodarstwie.
Życie całej wsi jest skoncentrowane wokół plebanii i dwóch sklepów. Można w nich kupić wszystko co niezbędne do życia. Nie ma remizy. Nie ma przychodni. Gdy trzeba komuś zmierzyć ciśnienie, poziom cukru, pomagają w tym siostry z klasztoru. Wszyscy żyją wspólnie, trochę „jak naczynia połączone”. Ludzie mają pełną świadomość, że w potrzebie mogą liczyć na sąsiadów. Odległości między miejscowościami są ogromne - kilkadziesiąt a nawet kilkaset kilometrów.
Na czym polegał wspomniany cud? W 1941 roku Sowieci przywieźli transport Polaków i zostawili ich w gołym stepie. Bez pożywienia, w zasadzie skazując na śmierć z zimna lub głodu. Wielu z nich umierało. Pozostali rozpaczliwie modlili się o ocalenie do Matki Bożej.
25 marca, w święto Zwiastowania, nagle skończył się wielki mróz. Śnieg zaczął szybko topnieć. Wody z roztopów było tak dużo, że w miejscu starego rozlewiska utworzyło się ogromne jezioro. Najbardziej niezwykłe było to, że pływało w nim mnóstwo ryb! Większość - jednego gatunku. Nikt nie wie, skąd się tam wzięły, skoro jezioro jest ze śniegu.
W parafii posługuje dwóch księży. Mieszkańcy nie dają na tacę. Dzielą się natomiast tym, co mają. Pod drzwiami plebanii zostawiają mleko, jajka, chleb. I oczywiście ryby! Wolontariuszka się śmieje, że płacą w ten sposób swoistą „prowizję” od cudu.
W Oziornoje są dwa źródła utrzymania: emerytury starszych osób oraz mleczarnia, do której gospodarze sprzedają mleko. Ksiądz musiał dostosować pory mszy świętej do godzin dojenia. Poranna Eucharystia po dojeniu krów, wieczorna – przed. Życie toczy się tym samym, stałym, przewidywalnym rytmem. Także to religijne.
Katolicy na Syberii
Na Syberii księża muszą się ze Słowem sporo najeździć. Tak samo jest zresztą w Australii, w części Afryki itd. Tyle tylko, że jeśli tam zepsuje się samochód, misjonarz narażony jest żar płynący z nieba. Tu – w zimie ryzykuje zamarznięciem. Księża mieszkający na plebani przy kościele do jednych miejscowości starają się dotrzeć co tydzień, pokonując po kilkaset kilometrów. Dalsze odwiedzają co miesiąc. Jak w tej sytuacji wygląda okres Adwentu? – zapytałam ks. Kryżę.
„Roraty są wtedy, kiedy księża dotrą do wiernych – wszystko jedno jaka to pora dnia - mówi. - Jeśli zapali się lampiony, msza jest dużym przeżyciem. Zwłaszcza dla dzieci. Jak księdza nie ma, świeccy sami gromadzą się czasem na modlitwie. Problem w tym, że ci katolicy przez dekady nie mieli kontaktu z katolikami, z Kościołem itd. Dopiero się uczą, na czym Adwent polega. Zerwana tradycja nie odrodzi się z dnia na dzień. To wymaga cierpliwości. Na Syberii mieszkają muzułmanie, Buriaci (praktykują buddyzm, szamanizm), wyznawcy prawosławia. Bardzo dużo jest ateistów. Większość katolików to Polacy, dlatego tamtejszy katolicyzm nasycony jest polskimi zwyczajami i tradycjami. Roraty są właśnie jedną z nich”.
W Oziornoje polski proboszcz przygotowuje na święta specjalnie wydrukowane „ściągawki” dla parafian. Z planem, jak powinna przebiegać polska wigilia... Trzeba przeczytać stosowny fragment z Ewangelii. Połamać się opłatkiem. Zjeść postną wieczerzę (prawo kościelne postu nie nakazuje, chyba że Wigilia wypada w piątek). Pośpiewać kolędy. Iść na pasterkę itp. Potraw wigilijnych jest tu 12, choć niektóre są inne niż nasze. Nie ma barszczu z uszkami, klusek z makiem. Jest ryba. I kutia (zesłańcy pochodzili z obszaru Polski, która leży w zachodniej Ukrainie). Stawia się szopki.
W Adwencie siostry zakonne przygotowują z dziećmi jasełka. Pieką też pierniczki, które następnie zanoszą samotnym, starszym mieszkańcom. Kolędują też po domach. Kluczowym wydarzeniem świąt jest – co o oczywiste – msza święta. Wreszcie można spotkać Jezusa.
Abp Ryś i samotność na Wschodzie
Dzięki wysiłkowi misjonarzy i misjonarek postkomunistyczny obraz Syberii zdewastowanej duchowo przez kilkadziesiąt lat, stopniowo się zmienia. Abp Ryś wspomina, że kiedy 30 lat temu był w Tobolsku, bieda była tam niesamowita. I duchowa, i ta konkretna, materialna. Dwa tygodnie, w tym Boże Narodzenie, spędził jako kapelan polskich robotników z firmy, która budowała jakiś zakład pracy. W trudnych warunkach mieszkało 1200 mężczyzn (kobiet - 10). Nie było tam żadnych rozrywek, co sprzyjało stanom depresyjnym. Kolejni księża nie dawali rady, po jakimś czasie „uciekali”. Najbliższy stały kapelan mieszkał 2500 km dalej ale w święta musiał być u siebie. Przyszły arcybiskup wyspowiadał wszystkich robotników. Msza w Boże Narodzenie została odprawiona w robotniczym hangarze (Kościół jak szpital polowy).
Wigilię spędził w postsowieckim hotelu robotniczym, gdzie go zakwaterowano. W lodówce miał puszkę sardynek i sok z granatów. Wokół żadnego sklepu czy restauracji. Na Syberii, w czasie Bożego Narodzenia doświadczył (jak mówi), czym jest samotność. Z dala od bliskich, wspólnoty. W czasie, gdy prawie wszyscy Polacy w kraju celebrowali syte, rodzinne święta. Nie było telefonów komórkowych, dostępu do internetu. Do dziś zachował tobolski opłatek.
Czy ciesząc się z tego, co mamy, na pewno wiemy o co chodzi z Wcieleniem? Co świętujemy i kogo uczy nas kochać Bóg? Losy polskich zesłańców mogą być nam bliskie z powodów patriotycznych. Bóg nie wcielił się w Polaka. Jezus urodził się w Betlejem jako Żyd, by przekroczyć wszystkie granice, hierarchie, animozje i podziały. Pamiętając o potomkach zesłańców, nie spychajmy na margines nikogo innego.